Tysiąc dni

Trzy plagi – wojny, głodu i chorób – spadły na Jemen, już wcześniej najuboższy kraj arabski. „To dziś najgorsze w świecie miejsce dla człowieka” – mówią „Tygodnikowi” pracownicy organizacji humanitarnych i mieszkańcy stołecznej Sany.

22.12.2017

Czyta się kilka minut

Kiedy przyjęto ją do szpitala w Al-Hudajdzie z objawami skrajnego niedożywienia, czteromiesięczna Saleh ważyła 2,5 kg. Takich jak ona jest dziś w Jemenie ponad 400 tys. Opieka w centrach dożywiania jest bezpłatna, lecz mieszkańców oddalonych miejscowości  / GILES CLARKE / UN OCHA / GETTY IMAGES
Kiedy przyjęto ją do szpitala w Al-Hudajdzie z objawami skrajnego niedożywienia, czteromiesięczna Saleh ważyła 2,5 kg. Takich jak ona jest dziś w Jemenie ponad 400 tys. Opieka w centrach dożywiania jest bezpłatna, lecz mieszkańców oddalonych miejscowości / GILES CLARKE / UN OCHA / GETTY IMAGES

Na początek zapomnijmy o liczbach: o czterystu tysiącach uchodźców, o siedmiu milionach ludzi, którzy nie wiedzą, kiedy dostaną następny posiłek, oraz o dziesięciu minutach, co które – statystycznie – umiera w Jemenie dziecko. Wrócimy do nich później.

Zaczniemy od małego chłopca, Dżamala. Oraz człowieka, który uratował mu życie.

Wspieraj Jemeńczyków przekazując datek na Czerwony Krzyż. Kliknij w tym miejscu.

Nazywa się on Ahmad Algohbary, ma 24 lata i jest dziennikarzem. Wiosną 2017 r. wyjechał na północ Jemenu, aby dokumentować skutki bombardowań, które prowadzą tu Arabia Saudyjska i jej sojusznicy. Algohbary jest fanem Twittera. Gdy opublikował zdjęcie, na którym widać, jak Dżamal, zapłakany i skrajnie wychudzony czterolatek, musi być podtrzymywany przez ojca, aby usiąść – ktoś z zagranicy przysłał pieniądze. Ahmad kupił za nie benzynę, zawiózł dziecko i jego rodziców do ONZ-owskiego ośrodka dożywiania i dopilnował, aby zostali tam miesiąc.

Łańcuch dobrych ludzi

Pół roku później profil Algohbary’ego na Twitterze obserwuje już kilka tysięcy osób. Dzięki ich darowiznom Ahmad pomógł kilkorgu kolejnym dzieciom. Jest wciąż w ruchu, nie zawsze z dostępem do internetu. Gdy nawiązujemy kontakt, proponuje mi, że przez komunikator WhatsApp będzie wysyłać wiadomości głosowe.

W pierwszej z tych wiadomości opowiada o Muhammadzie, niemowlęciu wygłodzonym tak bardzo, że niedobór białka we krwi spowodował ucieczkę wody do wnętrza czaszki. Ucisk na mózg zagrażał życiu. Znów: apel w internecie, zbiórka pieniędzy. Tydzień później dziecko było w szpitalu. Ale infekcji nie udało się zatrzymać. Za zgodą rodziny dziecka do sieci trafił film, na którym widać, jak Ahmad podaje ojcu Muhammada małe lniane zawiniątko, a ten kładzie je do grobu.

Kolejna opowieść: o Batul, która miała pięć lat i ważyła pięć kilogramów. Spotkał ją w szpitalu w dniu, w którym umarł Muhammad. Rodzina nie miała pieniędzy na opłacenie pobytu dziecka w szpitalu, zabrała ją do domu. Kilka dni później ­Ahmad przyjechał po dziewczynkę. A pod koniec maja, gdy skończyła terapię, pokazał zdjęcie, na którym, już odżywiona, Batul nieśmiało się uśmiecha. Ale i tu nie ma happy endu: Batul zmarła w lipcu, na cholerę.

Z kolei los Dżamala – chłopca, od którego zaczął się łańcuch pomocy Ahmada – znów jest niepewny. Aresztowano jego ojca, żywiciela rodziny, gdy próbował zarobić, sprzedając środki halucynogenne.

Miliony w potrzebie

Mutasim Hamdan jest dyrektorem jemeńskiego biura Norwegian Refugee Council, organizacji pomagającej uchodźcom. – To, co się tu dzieje, pod wieloma względami jest gorsze od wojny w Syrii – mówi „Tygodnikowi”. – Jemeńczycy nie mają dokąd uciekać. Granica z Arabią Saudyjską jest zamknięta, zablokowano wszystkie porty. Ten kraj jest dziś największym w świecie obozem koncentracyjnym, w którym przetrzymuje się ponad 27 mln ludzi.

Adres URL dla Zdalne wideo

Niestosownie jest może porównywać ze sobą wojny. Ale Hamdam przypomina, że na tragedię Syrii i Iraku społeczeństwa zachodnie w dużej mierze zwróciły uwagę za sprawą uchodźców. – Z Jemenu do Europy nie trafia nikt, jest więc wrażenie, jakby problemu nie było – przekonuje. – Tymczasem bardzo powoli dogasa tu największa po II wojnie światowej epidemia cholery, na którą zachorowało ponad milion ludzi. Notujemy wzrost zgonów na dur brzuszny. Najsłabsi, czyli dzieci, umierają z niedożywienia. Przewlekle chorzy nie mają lekarstw, nie mogą się leczyć za granicą – wylicza Hamdan.

– Nawet przed ostatnią eskalacją przemocy Jemen był najbiedniejszym państwem arabskim. Kryzys zaczął się z bardzo niskiego poziomu, już wcześniej ludzie mieli tu małą zdolność radzenia sobie bez pomocy z zewnątrz. Wojna to zintensyfikowała – dopowiada w rozmowie telefonicznej z Ammanu Sarah Hilding z Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA). I dodaje: – Pilnego wsparcia potrzebuje teraz ok. 22 mln Jemeńczyków, czyli trzy czwarte populacji. Proporcjonalnie to tak, jakby od dostaw żywności, paliwa i lekarstw było uzależnionych prawie 31 mln Polaków.

Poboczny front regionalnej rywalizacji

Wszystko zaczęło się prawie sześć lat temu, kiedy protesty doprowadziły do odsunięcia od władzy prezydenta Ali Abd Allaha Saliha. Jego następca, Abd Rabbuh Mansur Hadi, chciał w Jemenie powtórzyć scenariusz z Tunezji: sojusz najważniejszych stronnictw, zawiązany pod hasłem „narodowego dialogu”. Nie udało się, ponieważ zwrócili się przeciwko niemu Huti – mieszkająca na północy kraju społeczność szyicka. Utrzymując, że nowa władza ich dyskryminuje, chwycili oni za broń i zajęli część kraju – w tym Sanę, stolicę.

W marcu 2015 r. w zamachach samobójczych, których celem był meczet w Sanie, zginęło prawie 150 ludzi. Tydzień później sunnicka Arabia Saudyjska – formalnie stojąca na czele koalicji z udziałem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Egiptu, Kuwejtu, Maroka, Kataru, Jordanii, Bahrajnu i Sudanu – rozpoczęła naloty przeciwko Hutim. Dla Saudów jemeńscy szyici są nieoficjalnymi bojówkami Iranu (także, jak Huti, szyickiego), który jest rywalem saudyjskiego królestwa w regionie – rywalem ideologicznym, politycznym i historycznym. Bo na konflikt irańsko-saudyjski można patrzeć również i w tej perspektywie, jako na współczesne oblicze sporu sunnicko-szyickiego, trwającego niemal od początku istnienia islamu.

Szturmując stolicę i południowy Jemen, oddziały Huti dopuszczały się okrucieństw. Ale zachodnie organizacje praw człowieka oskarżają o zbrodnie – m.in. atakowanie szkół i szpitali – głównie siły anty­szyickiej koalicji.

Już w sierpniu 2015 r., gdy bomby uszkodziły port Al-Hudajda, „kroplówkę ­Jemenu”, przez którą do kraju trafiała większość importu (Jemen sprowadza z zagranicy ok. 90 proc. żywności), było jasne, że ofiarą saudyjskiej ofensywy z powietrza będą głównie cywile.

Według opublikowanego niedawno opracowania prof. Marthy Mundy, socjolożki z London School of Economics, przez pierwszy rok wojny celem koalicji były przede wszystkim jemeńskie wsie, a same naloty były obliczone na zniszczenie systemu produkcji żywności. Do dziś niewiele się zmieniło. W listopadzie 2017 r. brytyjski „Guardian” pisał, że śmigłowce koalicji ostrzeliwują jemeńskie kutry rybackie na Morzu Czerwonym. Cytowany przez gazetę szef związku rybaków w Al-Hudajdzie twierdzi, że od początku 2017 r. zniszczyły one lub uszkodziły 250 statków, i że zginęło 152 ludzi.

Zaprojektuj miłość

Ahmad przysyła kolejną wiadomość: „Tamten pierwszy chłopiec, Dżamal, po terapii dożywiania wyglądał naprawdę nie do poznania. Zyskał nową, zdrowszą twarz. Zmieniło się mu życie: wcześniej nie mógł się bawić z innymi dziećmi, cały czas tylko płakał. Był tak słaby, że nie chodził. Kiedy wyszedł z ośrodka dożywiania, był jak nowo narodzony, choć wcześniej znajdował się na skraju śmierci”.

Twitter sprawił, że do Ahmada zgłosili się ludzie gotowi pomóc także w rozpropagowaniu jego osobistej akcji. Jedna z brytyjskich aktywistek zaczęła prowadzić mu stronę internetową. Namówiła go do założenia jednoosobowej organizacji humanitarnej: Yemen Hope and Relief. Z kolei ­Ahmed Dżahaf – młody grafik, który podczas tej wojny stracił 26 krewnych – zaprojektował jej logo, na którym kontury Jemenu przechodzą łagodnie w profil twarzy dziecka.

– Projektowanie jest dla mnie metodą oporu wobec wojny – mówi „Tygodnikowi” Dżahaf w rozmowie telefonicznej. – Zacząłem pracować jako grafik tuż przed jej wybuchem. Gdy się zaczęła, zobaczyłem, że moje obrazy trafiają do świadomości ludzi szybciej niż słowa. Do dziś opublikowałem w internecie ponad pół tysiąca grafik.

Jego grafiki opierają się na prostych skojarzeniach. Oto księżyc zaćmiony bombą. Zdjęcie umierającego z głodu dziecka, z wyciętą twarzą i napisem: „Wklej tu zdjęcie swojego syna”. Zegar, na którego tarczy zamiast godzin są czołgi i karabiny. Mapa świata z Jemenem jako osobnym kontynentem pośrodku wielkiego oceanu, do tego podpis: „Drogi świecie, zostaw nas samych, tak jak to uczyniły twoje media”.

Gdzieś pomiędzy tweetami dokumentującymi wojnę Ahmed Dżahaf pokazał też swoje zdjęcie z trójką własnych dzieci. – Mimo wszystko jestem optymistą. ­Trzeba być optymistą. Choćby dlatego, że smutek tylko pogłębia ból – mówi. I pokazuje inną grafikę: ekran smartfona z trzema „aplikacjami”, których symbolami są kałasznikow, bomba lotnicza i serce. „Włączona” jest tylko ostatnia.

Zachód nie bez winy

Ahmada (dziennikarza) i Ahmeda (grafika) łączy jeszcze coś: złość na Zachód. Za to, że, jak mówią, nie przejmuje się on jemeńską wojną i wciąż sprzedaje Saudyjczykom broń.

Przykładowo, w 2017 r. brytyjski przemysł zbrojeniowy zagwarantował sobie kontrakty na łączną kwotę ponad miliarda funtów (w październiku 2017 r. brytyjski sekretarz obrony ubolewał, że krytykowanie Arabii Saudyjskiej „nie pomaga” w finalizowaniu sprzedaży myśliwców ­Eurofighter Typhoon tamtejszej armii). Amerykańska administracja wezwała wprawdzie Saudów do zakończenia blokady jemeńskich portów, ale obrońcy praw człowieka podają w wątpliwość szczerość jej intencji, wskazując m.in. ciepłe relacje, jakie łączą Donalda Trumpa z saudyjskim następcą tronu księciem Muhammadem bin Salmanem. A także – zaostrzenie kursu Białego Domu wobec Iranu, który dozbraja w Jemenie Hutich.

Amerykańscy i brytyjscy doradcy wojskowi uczyli Saudyjczyków, jak precyzyjnie prowadzić naloty, jednak z raportów Amnesty International nie wynika, aby szkoleni wzięli sobie nauki do serca: tylko w ciągu pierwszego półrocza wojny celem lotnictwa koalicji padło m.in. 40 ośrodków zdrowia. Bombardowane były place handlowe, a nawet meczety. Raporty oskarżają też Arabię Saudyjską o używanie tzw. broni kasetowej, znanej z walk o syryjskie Aleppo i powodującej duże ofiary wśród cywilów.

Celem nalotów są również szkoły. Według danych Norwegian Refugee Council zniszczono ich już ponad 1600.

– Niektóre dzieci uczą się pod gołym niebem, z tablicą ustawioną pod drzewami – opowiada Mutasim Hamdan, przedstawiciel tej organizacji. – W innych regionach nie mają nawet takiej możliwości. Tam, gdzie możemy, stawiamy duże namioty lub proste szałasy, w których dzieci mogą się uczyć. Zapewnienie dostępu do edukacji jest dla nas ratowaniem ich życia, ochroną przed wcieleniem siłą do oddziałów zbrojnych. Dwa miliony dzieci w wieku szkolnym nie chodzi na lekcje.

Tymczasem Zachód wciąż nie reaguje. Ostatnią (październik 2016 r.) próbę utworzenia niezależnej komisji ONZ, której zadaniem byłoby przygotowanie raportu na temat zbrodni wojennych w Jemenie, zablokowała Wielka Brytania.

Giną dzieci

Adnan Hizam, rzecznik Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Sanie, mówi „Tygodnikowi”: – Podczas trzech lat wojny ludzie starali się dostosować do sytuacji. Ale nie mają już siły, zwłaszcza gdy patrzą na niepewną przyszłość swoich dzieci. Jemen to jedno z najuboższych państw świata, gdzie większość pracowników państwowych nie dostała pensji od ponad roku. Tylko z pozoru ten konflikt jest prosty. Oprócz wojny mamy tu do czynienia z upadkiem gospodarki i między­narodowym kryzysem politycznym. A wyniszczony kraj zamieszkany przez zmęczonych wojną ludzi atakują choroby.

Epidemia cholery powoli już dogasa, za to teraz w kraju notuje się śmiertelne przypadki duru brzusznego. – Ten kraj jest dziś najgorszym miejscem dla człowieka na świecie – dopowiada Mutasim Hamdan z NRC.

Niektórzy próbują uciec do sąsiedniej Somalii, gdzie ONZ szacuje liczbę jemeńskich uchodźców na ok. 440 tys. ludzi. Ale Hamdanowi sen z powiek spędzają tzw. uchodźcy wewnętrzni i migranci z Afryki, dla których Jemen od dawna był państwem tranzytowym w podróży za pracą do krajów Zatoki Perskiej. Tylko do października 2017 r., mimo działań wojennych, dotarło tu ponad 85 tys. takich ludzi, w większości z Etiopii i Somalii.

Korzystali oni z usług przemytników w Zatoce Adeńskiej – jedynym dziś w świecie akwenie, po którym łodzie szmuglerów pływają wypełnione w obie strony. Zajęte wojną służby państwowe pozostawiają przemytnikom dużo swobody. Efekt? Bezprawie na morzu. Latem 2017 r. woda wyrzuciła na jemeński brzeg ponad 50 ciał migrantów – ocaleni z tego samego rejsu mówili, że wyrzucono lub zmuszono ich do wyskoczenia za burtę, gdy przemytnicy dostrzegli na brzegu ludzi, których uznali za policjantów.

– Pomagamy Jemeńczykom, którzy uciekli do krewnych, opłacamy czynsz tym, których nie stać na wynajęcie pokoju – mówi Mutasim Hamdan z NRC. – Niektórzy żyją pod gołym niebem, przykryci czymś w rodzaju namiotu z plastykowych siatek, bez dostępu do czystej wody. Większość z nich żyje tak już trzeci rok.

Według ONZ od początku zbrojnej interwencji koalicji pod egidą Arabii Saudyjskiej w Jemenie zginęło 8670 ludzi, a niemal 50 tys. zostało rannych.

W porównaniu z liczbą śmiertelnych ofiar wojny w Syrii, idącą w setki tysięcy, to może wydać się niewiele. Jednak statystyka ofiar wojny (tj. tych, którzy zginęli na skutek bezpośrednich działań wojennych) nie oddaje istoty problemu w Jemenie. A tym są skutki wojny dla funkcjonowania tego pustynnego kraju. Naloty spowodowały brak prądu, z kolei z powodu braku prądu przestały działać pompy wodne. Ludzie zaczęli korzystać z niepewnych źródeł wody.

Skutek to epidemie. Organizacja Save the Children twierdzi, że od stycznia do połowy listopada 2017 r. w Jemenie zmarło 50 tys. dzieci, w większości na cholerę. To także ofiary wojny. Tymczasem – gdyby sięgnąć po dane UNICEF o dzieciach, które zginęły od kul i bomb – otrzymamy liczbę 139 zabitych dzieci od 1 listopada do 11 grudnia 2017 r. (zginęły one w wyniku nalotów, walk ulicznych, min lub niewybuchów).

To nie koniec smutnej statystyki. Aż 1,8 mln dzieci cierpi na tzw. umiarkowane niedożywienie – stan, który choć nie wymaga hospitalizacji, domaga się specjalistycznego regularnego dokarmiania w specjalnych ośrodkach. Wprawdzie taka pomoc jest bezpłatna, ale niewielu rodziców stać na dowóz dzieci do centrów dożywiania. Aż 400 tys. z nich pozostaje więc na skraju wyczerpania z braku jedzenia.

Rok 2018: coraz gorsze scenariusze

W ostatnich tygodniach 2017 r. wydarzenia w Jemenie przyspieszyły.

Na początku grudnia członkowie ruchu Huti zabili byłego prezydenta Saliha – po tym, jak wypowiedział im posłuszeństwo. Wcześniej, na początku listopada, Arabia Saudyjska wprowadziła blokadę jemeńskich portów.

– Zamknięcie portów w kraju, który importuje 90 proc. jedzenia, sprawiło, że nasze prognozy dotyczące kryzysu są niedoszacowane. W 2018 r. będzie jeszcze gorzej – mówi „Tygodnikowi” Sarah Hilding z ONZ. I przytacza czarne prognozy na najbliższe miesiące: ponad 8 mln Jemeńczyków „tylko jeden krok” dzieli od klęski głodu. Co to oznacza w praktyce? – To, że każdy z tych 8 mln ludzi nie wie, czy i kiedy zje następny posiłek. To paraliżuje codzienne funkcjonowanie, uniemożliwia planowanie, odbiera siły. Gdy ceny żywności idą w górę, Jemeńczycy muszą włożyć jeszcze więcej wysiłku, aby ją zdobyć – mówi Hilding.

Zabójstwo byłego prezydenta zbiegło się w czasie z eskalacją walk w stolicy kraju. Teraz wojna przenosi się na wybrzeże Morza Czerwonego. W październiku, tuż przed początkiem blokady, do portu w ­Al-Hudajdzie zawinęło 58 statków. W pierwszej połowie grudnia tylko sześć. Część statków jest przekierowywana do Adenu, portu na południu kraju, a organizacje humanitarne mają plan awaryjny na wypadek coraz bardziej prawdopodobnego scenariusza: wybuchu walk w samej Al-Hudajdzie, od której, jeśli wierzyć katarskim mediom, oddziały walczące z Huti są już tylko kilkadziesiąt kilometrów. Czerwony Krzyż ostrzega, że w miejscowościach na wybrzeżu walki trwają w dzielnicach mieszkalnych.

Rzecznicy organizacji humanitarnych, już i tak od miesięcy stopniujący przymiotniki, mówią, że walki w mieście miałyby skutki „wykraczające poza wyobraźnię”.

– To kryzys w całości wywołany przez człowieka – mówi Mutasim Hamdan z NRC. – Każde dziecko, które głoduje, każdy starszy człowiek, który umiera z braku dostępu do lekarstw, każda rodzina, która ucieka ze swojego domu… Wszyscy robią tak, ponieważ zmusił ich do tego inny człowiek.

Ahmad będzie pomagał

To już ostatnia wiadomość od Ahmada ­Algohbary’ego: „Kiedy zaczynałem pomagać dzieciom, dwoje z nich umarło. To złamało mi serce. Pomyślałem, że nie mogę pomagać dalej, bo któregoś dnia umrze kolejne dziecko, którym się zajmę”.

Ponoć wtedy ktoś znów go przekonał, że warto, że trzeba. Ahmad zebrał się w sobie. Przygotował z okazji ramadanu paczki żywnościowe. Kilkadziesiąt rodzin dostało po 25 kg mąki, 10 kg cukru, 10 kg ryżu i 2 litry oleju. To wystarczy, aby przetrwać przez kilka tygodni.

Tuż przed Bożym Narodzeniem 2017 r. minęło tysiąc dni od początku jemeńskiej wojny.©℗

Wspieraj Jemeńczyków przekazując datek na Czerwony Krzyż. Kliknij w tym miejscu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2018