Tylko literatury żal

800 stron druku, ponad 1000 haseł, 12 redaktorów odpowiedzialnych za poszczególne działy, 50 autorów not - to musi imponować. Przynajmniej do chwili, kiedy czytelnik nie zawoła: sprawdzam!.

06.04.2007

Czyta się kilka minut

Około roku 2000 w Krakowie ukonstytuowało się środowisko artystyczno-intelektualne, które znamy jako "Ha!art". Młodzi pisarze i krytycy, podówczas studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego, błyskawicznie przekształcili własny krąg towarzyski w ogólnopolską centralę młodoliteracką, stali się liderami wstępującej formacji. Organizowali spotkania i konferencje, festiwale i dyskusje. Wszystko po to, żeby przekonać publiczność kulturalną, że właśnie na scenę literacką wkroczyło nowe, prężne i kreatywne pokolenie (tzw. roczniki siedemdziesiąte). Ukoronowaniem tych autopromocyjnych - najzupełniej zrozumiałych - zabiegów było ogłoszenie opasłej księgi "Tekstylia. O »rocznikach siedemdziesiątych«" (2002). Pod jedną okładką znalazły się: antologia poezji i prozy, słownik pisarzy, instytucji i zjawisk związanych z twórczością najmłodszych literatów oraz zbiór najważniejszych tekstów krytycznych traktujących o świadomości i dokonaniach młodzieży literackiej. Po jakimś czasie pojawiła się zapowiedź, że kolejne wydanie "Tekstyliów" zostanie wzbogacone o hasła spoza pola literatury, że otrzymamy nie tyle słownik nowej literatury, ile leksykon młodej kultury.

Dziewczęcy zespół gitarowy

"Tekstylia bis. Słownik młodej polskiej kultury" - przepisuję z okładki - "składa się z działów opisujących zjawiska z zakresu najnowszego filmu fabularnego, kina niezależnego, animacji, dokumentu, teatru, dramatu, poezji, prozy, fantastyki, malarstwa, rzeźby, instalacji, performance'u, street artu, net artu, architektury, dizajnu, muzyki współczesnej, hip-hopu, muzyki alternatywnej, komiksu, idei".

Pech chciał, że z uwagi na to, iż na sprawach literatury stosunkowo najmniej się nie znam, przyszło mi sprawdzić ten właśnie, 135-stronicowy dział "Tekstyliów bis". Pech jest podwójny - zapoznałem się też z całością słownika pod redakcją naczelną Piotra Mareckiego. Z konfrontacji cząstki literackiej krakowskiego leksykonu z pozostałymi sześcioma rozdziałami wyciągam bardzo przykry wniosek: młoda literatura jest najmniej ważną ze wszystkich sztuk, nie ma swoich przyjaciół, a nawet sojuszników; mocniej - jest zupełnie nieistotna, mogłoby jej, młodej literatury, nie być, co autorzy haseł zamieszczonych w tym dziale przyjęliby zapewne z ulgą. Ponieważ od dłuższego już czasu towarzyszę młodej i najmłodszej literaturze jako krytyk, nie mogę przystać na wypracowany w "Tekstyliach bis" stan rzeczy. Wszak nie szanując przedmiotu własnych dociekań, nie szanowałbym siebie, a na to zgody nie ma.

Najpierw kwestia elementarna, czyli objętość haseł. Jeżeli idzie o hasła osobowe, to w dziale literackim "Tekstyliów bis" jest ich najwięcej i niejako z konieczności muszą być najkrótsze. Chodziło, jak łatwo się domyślić, o zachowanie proporcji między działami. Not o młodych literatach jest najwięcej z oczywistych powodów - pisarstwo to najłatwiejsza praktyka artystyczna, zwłaszcza w zakresie poezjotwórstwa, no i najtańsza (wydrukowanie książki, w porównaniu z produkcją filmową czy teatralną, kosztuje śmieszne grosze). Jeśli na to nałożyła się ambicja encyklopedystów z "Ha!artu", zgodnie z którą w słowniku powinien znaleźć się każdy, kto urodził się po roku 1970 i cokolwiek opublikował - nieszczęście gotowe. Dlaczego nieszczęście? Ano dlatego, że obok istnieją inne działy. Lektura "porównawcza" skłania do ponurej zadumy. By nie być gołosłownym, powiem, że dziewczęcemu zespołowi gitarowemu Andy, który nigdy nie nagrał żadnej płyty (nawet w wersji demo!), poświęcono większe objętościowo hasło niż Monice Mostowik, autorce dwóch zbiorów wierszy i trzech tomów prozy.

Wszystkie gwiazdy młodej kultury - takie jak reżyserzy Jan Klata i Przemysław Wojcieszek, malarz Wilhelm Sasnal, kompozytor Paweł Mykietyn czy wokalistka Novika - mają na swój temat długie, wyczerpujące noty; wszystkie znakomitości - poza literackimi. Trudno zgadnąć, dlaczego ikona młodej literatury, laureatka Nagrody Nike, Dorota Masłowska została "obsłużona" lapidarną, byle jak napisaną notką (więcej o języku haseł za chwilę).

Czytelnik "Tekstyliów bis", któremu sprawy literackie leżą na sercu, z zazdrością i podziwem przygląda się hasłom przedmiotowym zgromadzonym w dziale "teatr/dramat". Odrębną notą został tam uhonorowany niemal każdy głośny spektakl teatralny ostatnich lat. Osobne i obszerne hasła poświęcono tedy m.in. "Balladzie o Zakaczawiu", "Oczyszczonym" czy spektaklowi "Made in Poland". Tymczasem najchętniej bodaj komentowana w ostatnich sezonach powieść "Lubiewo" Michała Witkowskiego, książka, na temat której napisano kilkanaście poważnych szkiców i którą powitano kilkudziesięcioma recenzjami, została "odfajkowana" pięcioma zdaniami (z trzema błędami językowymi).

Z tą samą piekącą zazdrością czytałem długie, przekrojowe hasła w rodzaju "sceny i nurty" (muzyka alternatywna - 9 stron), "wydawnictwa płytowe" (ten sam podrozdział - 10 stron), "architektura" (5 stron). W części literackiej "Tekstyliów bis" - by dać smutny kontrprzykład - hasło "konkursy i nagrody literackie" obejmuje trochę więcej niż stroniczkę. W dziale "idee" czasopismu "Krytyka Polityczna" poświęcono bite cztery kolumny, w dziale "literatura" dwumiesięcznikowi "Studium", tytułowi bardzo ważnemu dla początkujących pisarzy, pół kolumny.

Hit sezonu

Z rażącymi i przykrymi dysproporcjami objętościowymi jakoś mógłbym się pogodzić. Ale jest coś jeszcze. Otóż we wszystkich - poza literackim - działach krakowskiego słownika autorzy haseł weszli w rolę rzeczników i przyjaciół opisywanych artystów bądź zjawisk. Są w tym konsekwentni i szlachetni, nawet wówczas, gdy bronią spraw nie do obronienia. Nastawienie to najmocniej daje o sobie znać w dziale filmowym i teatralnym. W tym pierwszym wszystkie opisy i komentarze są co najmniej afirmatywne. Wyróżniające się filmy nazywane są arcydziełami (np. "Męska sprawa" Fabickiego), a ewidentne porażki reżyserskie ujmowane z iście adwokackim zacięciem (zob. komentarz do "Chaosu" Xawerego Żuławskiego na s. 106).

Pozaliteraccy encyklopedyści są nie tylko ekspertami w jakiejś konkretnej dziedzinie, ale też po prostu odczuwają bezpośredni, niekiedy wręcz miłosny związek ze sprawami, o których piszą. Takim fachowcem jest bez wątpienia Szymon Holcman, twórca autorskiego działu "komiks", bodaj najlepiej opracowanej cząstki "Tekstyliów bis". Formułuję ten komplement nie na podstawie analizy merytorycznej (brak mi kompetencji), lecz wrażenia lekturowego, oceny stylu. Dział ten został napisany językiem rzeczowym i zarazem barwnym (anegdoty, dziennikarski luz), zrozumiałym dla nieprofesjonalisty, uwodzicielskim; jak gdyby autor mówił do swojego czytelnika: młody komiks to fajna rzecz.

Zupełnie inaczej przedstawiają się sprawy w dziale "literatura". Najlepsze dzieła młodych są tu potraktowane protekcjonalnie. Nikt tych dzieł literackich nie nazywa wybitnymi, ważnymi czy okazałymi. "»Lubiewo« to powieść, która podobnie jak »Gnój« Wojciecha Kuczoka i »Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną« Doroty Masłowskiej stała się hitem sezonu". Jest nie do pomyślenia - a mówię to po lekturze całości słownika - żeby któryś z ekspertów zabierających głos w innych działach, nawet w sekcji "hip-hop" (dział "muzyka"), nazwał jakąś nietuzinkową produkcję artystyczną lekceważącym mianem "hit sezonu". Eksperci inni niż literaturoznawcy szanują dorobek bohaterów swoich haseł, czują się współodpowiedzialni za dobre istnienie danej branży.

Podczas gdy pozaliteraccy autorzy haseł stają na głowie, by znaleźć eufemistyczne i oględne formułki, którymi zamaskują obiektywny fakt "kiepskości" tej czy innej realizacji, fachowcy od literatury walą na odlew: "Czytelnik zastanawia się jednak nad sensem zadanego filozofowania, niedowładem warsztatu i zbędnymi ambicjami autora do prowadzenia gry powieściowej" (s. 180; kształt językowy tego zdania zostawiam bez komentarza).

Ha!art to nie PWN

Przejawem lekceważącego stosunku do przedmiotu jest także to, że niektóre hasła zostały napisane bez znajomości dorobku literackiego bohatera noty. Niewielka objętość haseł pozwoliła wprawdzie ukryć ignorancję, ale nie do końca. To, że bohaterka powieści Jacka Dehnela nie ma na imię Elżbieta, lecz Helena, a bohater powieści Mikołaja Łozińskiego to Daniel Reis, nie zaś Dawid Reis, można uznać za zwykłe przejęzyczenie. Nie skorygowano tych i innych błędów, ponieważ słownik firmowany nazwiskiem Piotra Mareckiego to przedsięwzięcie amatorskie ("Ha!art" nie jest PWN-em, to pewne!): zebrany materiał nie był ani recenzowany wewnętrznie, ani nie przeszedł obróbki redakcyjno-korektorskiej. W porządku - pospolite lapsusy, nie ma o czym mówić. Ale są wpadki bardziej niepokojące. Dwa przykłady.

W haśle poświęconym twórczości Joanny Fabickiej, autorki cyklu młodzieżowych opowieści o Rudolfie, znalazła się taka oto fraza: "Zabawne życie nietuzinkowego bohatera, ukazywane od dziecięctwa po wiek męskich klęsk". Zakończenie frazy wskazuje na to, że w końcowych ogniwach cyklu mamy do czynienia z bohaterem będącym dojrzałym mężczyzną. Tymczasem w ostatniej, opublikowanej w ubiegłym roku powieści należącej do tego cyklu Rudolf ma raptem lat 19, właśnie zdał maturę i dostał się na studia. Z kolei w nocie dotyczącej Maxa Cegielskiego czytamy: "Wydał dwie powieści: »Masala« i »Apokalipso«. Obie one dotykają spraw związanych ze sławą, pieniędzmi i nałogami". Następnie pojawiają się uwagi dotyczące tego drugiego tytułu. Tyle że "Masala" traktuje zupełnie o czymś innym, jest zbeletryzowanym sprawozdaniem z podróży do Indii i pobytu na wyspach Oceanu Indyjskiego. Gdyby autorka tego hasła miała w ręku "Masalę", nie popełniłaby zdania rozpoczynającego się od słów "Obie one...".

Na koniec sprawa najbardziej przykra. Chodzi o kształt językowy not zgromadzonych w dziale "literatura". W innych częściach słownika nie jest z tym najgorzej, choć pewnie mogłoby być lepiej. In minus wyróżniła się tylko jedna z autorek działu muzycznego. W jej hasłach znalazło się sporo językowych dziwolągów w rodzaju (podaję w pisowni oryginału): "Także w muzyce ambientowa nastrojowości granie na granicy ciszy przegryzają się z garażowym brzmieniem i bogactwem organicznych, instrumentalnych smyczków, co trzyma ją z dala od taniego lounge'u" (s. 322).

Jest czymś zdumiewającym, że to właśnie w dziale literackim, powierzonym świetnie wykształconym polonistom, znalazło się najwięcej językowych i logicznych potworków. Kilka, wybranych na chybił trafił, przykładów: "Książka prezentuje m.in. mechanizmy działania kapitalizmu na przykładzie jego dzieci - podejrzanych dorobkiewiczów" (s. 180); "W mocno dyskursywnych tekstach nie stroni od wysługiwania się zdobyczami filozofii języka" (s. 200); "Szczególne miejsce w dorobku autora zajmuje »Ulica«, będąca przykładem tego, że wszelkie zło zdolne jest osiąść w jednym miejscu i dostać się między jego mieszkańców. Godziny jej świata - świata bezrobotnych, wykończonych, żyjących częściej skromniej niż uczciwiej ludzi - są w twórczości Odiji policzone" (s. 237); "Bohaterkami o wyjątkowo dużych potrzebach erotycznych są w tej prozie prawie same kobiety" (s. 249). Dla porządku dodam, że w tomie opowiadań "Łapu capu" Adama Pluszki, do którego odnosi się cytowane zdanie, w roli bohaterek nie występują zwierzęta ani przedmioty nazwane rzeczownikami w rodzaju żeńskim.

***

Z bólem informuję, że w dziale "literatura" znalazłem ponad sto najróżniejszych usterek (w większości stylistycznych). Przykro mi, że właśnie w tej cząstce "Tekstyliów bis". Można nie kochać młodej polskiej literatury, ale doprawdy zasługuje ona na coś więcej niż zdawkowe, koślawe hasełka, skreślone zapewne na kolanie.

"Tekstylia bis. Słownik młodej polskiej kultury", pod red. Piotra Mareckiego, Korporacja Ha!art, Kraków 2006.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2007