Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Wychodźcie! Gra idzie nie tylko o Platformę, ale o fotel premiera i kształt całego rządu. Kto mnie pokona, weźmie wszystko. Każde zwycięstwo jest słodkie, ale jeśli pokonam konkurentów, będzie jeszcze słodsze”.
Szef rządu bez problemów przeforsował przyśpieszenie wyborów w partii oraz to, że przywódca będzie wyłaniany w głosowaniu przez wszystkich członków. Pierwszy raz od dawna zachował się jak stuprocentowy lider. Jego przekaz był trochę chłopacki, trochę podwórkowy, ale oczywisty: jeśli ktoś ma ochotę na konfrontację, proszę bardzo.
Odpowiedziała mu cisza. Domniemani konkurenci, Grzegorz Schetyna i Jarosław Gowin, są zbyt słabi, by otwarcie stawić mu czoło. Muszą knuć w gabinetach, budować frakcje, układać strategie. Tusk na ich tle wypada jak wojownik.
Rekonstrukcja rządu odeszła na drugi plan. Teraz głównym tematem będzie walka o PO, gdzie Tusk ma zdecydowanie największe szanse.
Oczywiście od samego nagłego przebudzenia Tuska rzeczywistość nagle się nie zmieni. Większość kłopotów pozostanie. Na odwrócenie sondaży, naprawę gabinetu, przecięcie pasma skandali i klęsk w samorządach, przywrócenie komunikacji z obywatelami potrzeba długiej mrówczej pracy.
Pytanie tylko, czy Tuskowi starczy pary, a Platformie jedności? Czy pokonani konkurenci będą jeszcze lojalni?