Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W exposé, zaliczając księży do "grup dzisiaj emerytalnie uprzywilejowanych" (obok służb mundurowych, górników, prokuratorów i sędziów), zaproponował włączenie ich do powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych. Argumentował, że ustały przesłanki dla istnienia finansowanego z budżetu państwa Funduszu Kościelnego, ponieważ majątek zabrany przez komunistyczne władze Kościołowi już do niego wrócił. I dodał, że "gdyby się okazało, iż wymagać to będzie zmian w konkordacie, jesteśmy na to gotowi".
Premier nie popisał się znajomością konkordatu: nie trzeba nic renegocjować, bo jego artykuł 22. przewiduje wspólną komisję konkordatowych państwowej i kościelnej, w uregulowaniu spraw finansowych Kościoła. Można to zrobić na zasadzie umowy z Watykanem albo za pomocą ustawy krajowej. Problematyka działań Komisji Majątkowej też chyba leży daleko od zainteresowań premiera. Komisja ta zajmowała się zwrotem Kościołowi jedynie majątków zagrabionych z pogwałceniem prawa z 1950 r., które odbierało Kościołowi grunty większe niż 50 ha (100 ha na Ziemiach Odzyskanych). O zwrocie reszty majątków nigdy nie było mowy.
Powstały w latach 50. Fundusz Kościelny miał być rekompensatą za odebrane nieruchomości: w praktyce finansowano z niego np. działalność księży-patriotów. W 1989 r. jego funkcjonowanie uporządkowano w ten sposób, że stał się rodzajem dotacji dla Kościoła z budżetu (ostatnio wysokości 90-100 mln zł), z której opłaca się: 1) 80 proc. składek emerytalnych, zdrowotnych, rentowych i wypadkowych księży niepracujących na etatach (resztę muszą dopłacić sami); 2) pełną wysokość tych składek członków zakonów klauzurowych oraz misjonarzy w okresach pracy na misji. Składki te są najniższej możliwej wysokości: zebrane z nich emerytury będą "głodowe". Kapelani, katecheci i inni pracujący na umowę o pracę opłacają sobie sami wszystkie składki. Księży nie trzeba więc wprowadzać do systemu ubezpieczeń, bo już w nim są.
Funkcjonowanie Funduszu krytykują od dawna przedstawiciele Kościoła: nic dziwnego, jest on narzędziem w rękach polityków, którzy corocznie ustalają jego wysokość. Kilka tygodni temu biskupi zaproponowali, by podatnik mógł odpisać na swoją wspólnotę wyznaniową "drugi procent" podatku dochodowego. Jeśli słowa premiera były odpowiedzią na tę propozycję, to znaczy, że zrozumiał z niej jedynie pierwszą część: postulat likwidacji Funduszu. "Dziurę" po Funduszu trzeba jednak zapełnić, a ten fragment exposé zdaje się wskazywać, że Tusk nie zdaje sobie z tego sprawy: to przecież część przemówienia, w którym mowa była o cięciach i likwidacji przywilejów.
Chyba że to nie niewiedza ani brak precyzji, tylko premier chciał zyskać sympatię rosnących w siłę antyklerykałów. Bo jak na razie w świat poszedł sygnał, że uprzywilejowani polscy księża nie płacą składek, wyciągając jednocześnie ręce do budżetu.