Tragiczny paradoks

Jestem studentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Po dyplomie zamierzam wstąpić do seminarium duchownego. Jeszcze nikt o tym nie wie, nawet rodzina. Nim jednak wejdę na tę drogę, dzięki prowadzonej w “TP" dyskusji o byłych księżach mam szansę dowiedzieć się, w którym miejscu niektórzy z niej schodzą... Dotychczas myślałem, że sam Bóg wzywa mnie, abym został księdzem. Listy byłych księży dodały do tej beczki miodu łyżkę dziegciu. To chyba znak, że powinienem zadać sobie kilka ważnych pytań, które pozwolą mi podjąć dojrzalszą decyzję.

W wątpliwościach tych, którzy odeszli, odnajduję niektóre ze swoich obaw. O seminarium myślałem już w liceum, ale rozpocząłem świeckie studia, chcąc sprawdzić, czy zapał nie “wyparuje". Zapomniałem o tym zamiarze, po czym wrócił on do mnie i zauważyłem, że uzasadniam wybór tak samo, jak ów były ksiądz - autor tekstu “Nie liczę na miłosierdzie" (“TP" nr 22/03) - który chciał zostać księdzem, ponieważ pragnął służyć innym i oddać siebie Kościołowi. W takim razie: czy mam powołanie? Czym ono jest i jak je rozpoznać? Przecież ów ksiądz odszedł, bo doszedł do wniosku, że to, co ofiarowywał, nikomu nie było potrzebne... I stało się to, mimo że, jak zapewnia, dobrze przemyślał decyzję o wstąpieniu do seminarium. Czy to znaczy, że źle rozpoznał swoje powołanie albo je utracił?

Silne przekonanie o powołaniu to widać za mało. Rozważenie argumentów “za" i “przeciw" też nie wystarcza. Potrzeba czegoś jeszcze, co jest de facto Tajemnicą jak cała wiara, a więc... chyba nie wiadomo czego. Bóg mówi do nas wydarzeniami naszego życia. Dlaczego, powołując nas do służby Sobie, miałby wybierać inną drogę? Powołanie nie może więc pochodzić z mojego wnętrza, ale spoza mnie; nie może być czystym przeczuciem i pragnieniem, choćby nawet głębokim, ale odczytaniem zewnętrznego komunikatu. Ale czyjś nakaz nie musi być zgodny z moją wolą, nawet jeżeli miałby pochodzić od samego Boga (przypomnijmy sobie upór proroka Jonasza). Wątpliwości co do powołania nie muszą być oznaką jego braku. Może nawet są bardziej twórcze niż niewzruszona pewność, bo przecież trudno rozpoznać siebie do końca, nawet idąc za głosem głębokiego pragnienia.

W pewnym filmie kostiumowym, gdy dziewczyna poproszona o rękę przez angielskiego oficera powiedziała, że nie może zostać jego żoną, ponieważ go nie kocha, on szczerze i uczciwie odpowiedział, że wystarczająco mocnym fundamentem związku jest wzajemny szacunek, na którym z pewnością wzrośnie głębokie uczucie. Nic dodać, nic ująć: ksiądz powinien szanować Boga i ludzi oraz czuć się odpowiedzialnym za wiarę swoją i bliźnich. Na tym może budować gotowość do poświęceń i oddania się na służbę. Nie wolno mu myśleć, że należy mu się coś szczególnego za to, co robi. On nie spełnia marzenia o służbie, ale pełni służbę i nawet odrzucenie przez ludzi nie niweczy jego powołania. Nie powinien też oczekiwać fajerwerków, bo “przecież on się poświęca". Może dlatego, że niektórzy z księży nie godzą się z tym, zaczynają traktować powołanie jak życiową pomyłkę?

Ważne są relacje z innymi - to, na kogo trafisz. Trafisz źle: tracisz połowę szansy wytrwania. Na tym chyba polegał problem byłej postulantki - autorki listu “Droga ucieczki i powrotu" (“TP" nr 22/04). Gdyby znalazła oparcie w innych zakonnicach, zaznała ewangelicznej miłości, na upokorzenia i rozczarowania nie byłoby miejsca. Niestety, dobrych ludzi znalazła dopiero poza zakonem. To, że wciąż chce zostać zakonnicą - mimo że nie jest już nawet pewna swych intencji - pokazuje, jak nieodgadnione jest powołanie.

Przygotowuję się na wielką niewiadomą, także na rewizję swoich wyobrażeń. Nie tracę jednak pewności siebie. Czy opisane wyrzeczenia to ciężar do uniesienia? Nie wiem, ale to chyba warunek sine qua non bycia księdzem. Tak jak celibat, który zaczyna uwierać chyba dopiero wtedy, gdy traci się pewność słuszności wyboru. Wyobrażam sobie, że naruszenie celibatu przeważnie nie ma związku z nieopanowanymi żądzami, lecz z dojmującym osamotnieniem, które można “leczyć" nie ćwiczeniem się we wstrzemięźliwości, ale tworzeniem wspólnoty z księżmi i wiernymi. Źródła odejścia prawdopodobnie tkwią w motywacjach, a tych nie sposób przecież sprawdzić nim zostanie się osobą konsekrowaną. W tym tkwi tragiczny paradoks.

Problemy byłych księży w Polsce są odbiciem sytuacji społecznej w kraju. Bezradność, brak nadziei, podejrzliwość, a przede wszystkim szalejący faryzeizm znajdują się też w naszym Kościele, którego członkom brakuje taktu wobec sióstr i braci oraz chęci niesienia pomocy byłym księżom i siostrom zakonnym zgodnie z regułą miłości bliźniego. Dlatego jestem pełen uznania dla odwagi autora tekstu “Nie liczę na miłosierdzie". Nie każdy potrafiłby odejść na przekór innym i okolicznościom, w tym wieku rozpocząć wszystko od nowa. Ta decyzja też jest znakiem od Boga. On nigdy nas nie zostawia, tylko stale bada nas ogniem, prowadzi rodzaj gry, próbując odebrać nam wiarę. Musimy stale o nią walczyć, jak robił to Jakub nad potokiem Jabbok. Dlaczego więc byłych księży obkłada się anatemą? Powinno się im okazywać każdego rodzaju pomoc, także materialną, dopóki nie staną na nogi. Ich obecność blisko Kościoła jest dobrym przesłaniem: człowiek po przykrych doświadczeniach z wiarą, nie musi jej tracić.

Widać w polskim Kościele, nim zapanuje duch ewangelicznej prostolinijności a nasze życie duchowe pogłębi się, trzeba aby wiele kościołów przewietrzyło się i “odetchnęło" pustką... Pokuta przynosi oczyszczenie.

DANE OSOBOWE DO WIADOMOŚCI REDAKCJI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2004