Thomas Sankara: bohater Burkina Faso

Krótki i gwałtownie przerwany żywot Thomasa Sankary to opowieść o Afryce, przyjaźni i zdradzie. Oraz o tęsknocie za dobrym przywódcą, któremu można zawierzyć los bez obawy, że okaże się szubrawcem lub głupcem.

11.04.2022

Czyta się kilka minut

fot. DANIEL LAINE /
fot. DANIEL LAINE /

Zapytani o najwybitniejszego ze swoich przywódców, Afrykanie wymieniają zwykle południowoafrykańskiego patriarchę Nelsona Mandelę – wzór niezłomności, wybaczenia i zgody. Za zasługę poczytuje mu się także to, że oddał władzę młodszym już po pierwszej prezydenckiej kadencji, choć miał prawo sprawować ją przez dwie.

Wśród zasłużonych mężów stanu na kontynencie wymienia się też orędownika afrykańskiej jedności Kwamego Nkrumah z Ghany (1957-66), uosobienie uczciwości i skromności Juliusa Nyerere z Tanzanii (1964-85), ale też etiopskiego cesarza Hajle Selassjego (1930-36 i 1941--74) czy senegalskiego poetę Léopolda Senghora (1960-80), który jako pierwszy w Afryce dobrowolnie zrzekł się prezydenckiej władzy. Afrykanie czczą głównie „ojców narodów”, pierwszych prezydentów niepodległych państw. Z młodszych wspomną jeszcze rewolucjonistę Samorę Machela z Mozambiku (1975-86) i porucznika Jerry’ego J. Rawlingsa z Ghany, który dwukrotnie, w roku 1979 i 1981, stawał na czele wojskowych puczów, a potem aż do 2001 r. rządził jako cywil i zaprowadził w kraju taki porządek, że do dziś uchodzi on za wzór demokratycznych swobód i gospodarczej zaradności.

Ale w serca młodszych mieszkańców lądu zapadł jeszcze ktoś inny; ktoś, kogo portrety wciąż pojawiają się na murach miast. Thomas Sankara z Burkina Faso – bo o nim mowa – rządził krótko i zginął młodo, nie dożywszy czterdziestki. Młodych uwiódł nie tym, co osiągnął, lecz tym, co osiągnąć zamierzał. Stał się ucieleśnieniem marzeń o dobrym przywódcy i uczciwej polityce rozumianej jako służba, a nie łup należny zwycięzcy. „Słuchał Boba Marleya i sam grał jego muzykę – wspominał jeden z ministrów Sankary. – I jak Marley tłumaczył nam, że najważniejszym wyzwaniem Afryki jest wyzbyć się mentalności niewolnika”.

Po to właśnie wymyślił nowe imię dla swojego kraju: Burkina Faso, co w języku ludu Mossi znaczy Kraj Dumnych Ludzi.

Gorzki smak wolności

Sankara wywodził się z Mossich, ale płynęła w nim także krew Fulanów. Jego przodkowie mieli tu swoje wspaniałe królestwa, zanim zostali podbici przez przybyszów z Europy. Ziemie Mossich przypadły wtedy Francuzom, którzy nazwali je Górną Woltą (od górnego biegu tej wielkiej rzeki). Nowi władcy tak często rozdzielali ziemie Mossich między swoje rozmaite posiadłości w zachodniej Afryce, że kiedy w końcu utworzyli z nich osobną kolonię Górnej Wolty, przezywali ją szyderczo „afrykańską Polską”.

Sankara miał 11 lat, gdy Francuzi uznali, że kolonializm przestał się opłacać, i zwrócili Górnej Wolcie wolność. Był rok 1960, nazwany Rokiem Afryki, bo niepodległość proklamowało wtedy półtora tuzina kolonii Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii i Włoch. Drugie tyle ogłosiło niepodległość w kolejnych latach tej dekady – w efekcie lata 60. XX w. okrzyknięto Dziesięcioleciem Wolności.

Do historii młodość niepodległej Afryki miała jednak przejść jako Zmarnowane Dekady: czas rozczarowań i upadku. Zachwyt wolnością szybko minął, a niedawni bohaterowie, ojcowie niepodległości, odurzeni władzą przemienili się w tyranów. Młode państwa, wyniszczone epokami niewolnictwa i kolonializmu, nie udźwignęły samodzielności. Ich granice, wykreślone na mapie przez europejskich panów, nie łączyły, lecz dzieliły. Ich gospodarki przejmowały koncerny z dawnych metropolii, a przeszczepiona z Europy demokracja wyradzała się w dyktaturę.

Zbrojne zamachy stały się jedynym sposobem zmiany prezydentów i premierów. Rewolucyjnie nastawieni zamachowcy w mundurach próbowali przerwać zaklęty krąg beznadziei. Inni po prostu zagrabiali władzę. Ale także przewroty nie przyniosły ratunku. Generałowie, którzy obalali prezydentów, sami wkrótce stawali się dyktatorami. Generałów obalali więc pułkownicy, a pułkowników – kapitanowie i porucznicy.

Kiedy w 1983 r. Thomas Sankara stanął na czele zamachu stanu, przejął władzę i ogłosił rewolucję, miał 33 lata i nosił stopień kapitana. Był to już czwarty przewrót w Górnej Wolcie. Sankara uczestniczył we wszystkich wcześniejszych i wchodził do wszystkich rządów powoływanych przez zamachowców. Z każdego był też wyrzucany, bo jako nienasycony rewolucjonista nie zadowalał się samą władzą. Oskarżał towarzyszy o zdradę ideałów, a oni wtrącali go do więzienia.

Właśnie z więzienia trafił prosto do prezydenckiego pałacu. Żołnierze z plutonu egzekucyjnego szykowali się już do jego rozstrzelania, gdy najbliższy przyjaciel Sankary, Blaise Compaoré, wzniecił w wojsku bunt, dokonał nowego przewrotu, a przejętą władzę oddał uwolnionemu kapitanowi.

Rewolucja!

Jego znakiem firmowym stał się wiśniowy beret komandosa i polowy mundur, które nosił z upodobaniem także jako prezydent. Wizerunek ten zyskał mu przydomek „afrykańskiego Che ­Guevary”, za którego wyznawcę się zresztą uważał. Z rewolucyjnych nauk Argentyńczyka za najbliższe sobie przyjął przykazania dyscypliny i samowystarczalności.

Rewolucją zaraził się na Madagaskarze od miejscowych młodych oficerów, którzy planowali zbrojne powstanie – początek świetlanej przyszłości. Sankara pojechał tam na kurs dla spadochroniarzy. W tamtych czasach w Afryce najlepszą przyszłość zapewniała młodym ludziom służba w wojsku albo stan duchowny. Ojciec Sankary chciał pokierować syna na księdza, ale Thomas wybrał mundur. Dzięki wojskowemu stypendium zrobił maturę, skończył akademię wojenną, spadochroniarskie kursy we Francji, Maroku i w końcu na ogarniętym rewolucyjną gorączką Madagaskarze. Wracał do kraju, mając 23 lata i głowę pełną marzeń, buntu i wiary, że rewolucja jest lekarstwem na wszystko.

Zaczął ją od siebie. Zabronił wieszać swoje portrety w urzędach, kazał obniżyć prezydencką pensję do pół tysiąca dolarów, obniżył też zarobki ministrów i posłów. Zarządził, że wszyscy państwowi dostojnicy jedną z miesięcznych pensji mają wpłacać na fundusz dobroczynny. Wypowiadając wojnę wygodom, kazał też wymontować ze swego gabinetu klimatyzację, sprzedał służbowe mercedesy, a dygnitarzom zapowiedział, że będą mogli używać wyłącznie najtańszych samochodów renault 5. Sam również takiego używał, choć z domu do pracy najchętniej jeździł na motocyklu lub rowerze. Albo przychodził pieszo. Ilekroć udawał się w zagraniczną podróż, dzwonił do prezydentów z sąsiedztwa z pytaniem, czy nie wybierają się w tę samą stronę i czy nie mógłby skorzystać z podwózki.

W pośpiechu

Sankara nakazał, aby co najmniej dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i czwartki, wszyscy obywatele kraju oddawali się obowiązkowej gimnastyce, a w ramach wspierania rodzimego przemysłu bawełnianego polecił urzędnikom, żeby do pracy nie przychodzili w europejskich garniturach, lecz w tunikach wyrabianych lokalnie i na miejscową modłę.

Ludziom się to podobało. Lubili prezydenta, choć jeszcze bardziej się go bali. Nie pobłażał sobie, ale i od innych wiele wymagał. Nie znosił sprzeciwu, a jako żołnierz przedkładał dyscyplinę nad obywatelskie swobody. Nosił nie tylko mundur, ale też rewolwer, a rządził wydając rozkazy, jak w wojsku.

Rozkazy wydawał jako szef Rady Rewolucyjnej, wykonywały je Komitety Obrony Rewolucji, sprawiedliwość zaś zaprowadzały ludowe trybunały rewolucyjne. W kraju zdelegalizowano partie opozycyjne, związki zawodowe i strajki.

Sankara spieszył się z rewolucją, jakby wiedział, że czasu nie będzie miał wiele. Kazał sadzić drzewa i posadzono ich dziesięć milionów. Tłumaczył, że w ten sposób powstrzyma się pustynnienie kraju – od północy napierała Sahara – i użyźni ziemię. Tę ostatnią odebrał bogaczom i rozdał chłopom. „Ten, kto cię karmi, jest twoim panem, a ty jego niewolnikiem” – powtarzał. Zlikwidował też podatek rolny, podniósł ceny skupu, kazał kopać studnie i kanały nawadniające. Budował drogi i szkoły – za jego rządów liczba uczących się dzieci wzrosła czterokrotnie.

Przepowiadano, że doprowadzi kraj do katastrofy. Że w Burkina Faso zapanuje głód. Tymczase m w państwie Sankary zaczęto wytwarzać tyle żywności, że nie trzeba już było sprowadzać jej z zagranicy.

Trudne czasy

Przekleństwem prezydenta okazały się czasy, w których żył. W świecie podzielonym między Zachód i Wschód nie było miejsca na niezależność ani na poszukiwania innej, trzeciej drogi. A właśnie samodzielność i samowystarczalność były najważniejszymi celami rewolucji Sankary. Nazywał to drugą walką o wolność – tę prawdziwą, a nie jedynie formalną. Nie przyjmował nawet zagranicznej pomocy, tłumacząc, że inaczej Afryka nigdy nie stanie na własnych nogach i będzie zdana na obcych.

Bezkompromisowy i uparty, szybko narobił sobie wrogów. Francuzi, którzy po staremu uważali się za patronów dawnych kolonii w Afryce, mieli go za wywrotowca, który chce się od nich uwolnić i podburza przeciw nim sąsiadów. Amerykanom nie podobały się rewolucyjne pomysły Sankary. Z kolei dla komunistycznego Wschodu był zanadto niepokorny. Nie znosili go sąsiedzi, bo wytykał im wygodnictwo i prywatę. Nie mógł go ścierpieć także libijski pułkownik Muammar Kaddafi, samozwańczy przywódca afrykańskich rewolucjonistów. Przywykły do hołdów, miał za złe prezydentowi Burkina Faso, że nie widzi w nim mistrza i że nie dość nisko się kłania.

Kiedy jego towarzysze, zachęceni przez zagranicznych wrogów, postanowili odebrać mu władzę – twierdząc, że idzie zbyt szybko i złą drogą – Sankara był już sam. Przeciwko sobie miał prawie wszystkich.

Zdradzony po południu

Dochodziło pół do piątej, gdy spóźniony Sankara – w białej bawełnianej koszulce i czerwonych spodniach od dresu – przyjechał na naradę Rady Rewolucji. Był czwartek, 15 października 1987 r., a w poniedziałki i czwartki, zgodnie z jego zarządzeniem, wszyscy mieszkańcy Burkina Faso uprawiali sport. Prosto z posiedzenia wybierał się na boisko.

Narada ledwie się zaczęła, gdy na dziedziniec zajechały wojskowe pojazdy, a żołnierze z karabinami wbiegli do budynku. Alouna Traore, który uczestniczył w posiedzeniu i jako jedyny wyszedł z niego żywy, opowiadał potem, że najpierw rozległy się strzały, a później żołnierze zawołali z korytarza, by zebrani wyszli z podniesionymi rękami.

Sankara dał znak towarzyszom, żeby nie ruszali się z miejsca. „To po mnie przyszli” – powiedział. Odłożył na stół rewolwer – bo tylko on był uzbrojony – i z podniesionymi rękami wyszedł na korytarz.

Wtedy rozległa się karabinowa palba. Prezydent dostał kilkanaście kul: dwie w głowę, siedem w pierś, kilka w ramiona i nogi. Zaraz potem zamachowcy zgładzili pięciu jego towarzyszy, a także siedmiu żołnierzy ze straży przybocznej.

Wyrok na Sankarę wydał Blaise ­Compaoré. Nie wziął udziału w naradzie – twierdził, że jest chory. To jego dom zamachowcy wyznaczyli sobie na miejsce zbiórki i stąd ruszyli do ataku. Wieczorem podano, że Sankara nie żyje, a Compaoré ogłosił się prezydentem.

Między braćmi

Wcześniej Sankara i Compaoré byli jak bracia. Niemal dosłownie, bo wychowali się w jednym domu: Blaise wcześnie stracił rodziców, a ojciec Sankary przygarnął go i traktował jak syna. Thomas, dwa lata starszy, był dla Blaise’a przewodnikiem i wzorem. Razem założyli muzyczny zespół, razem poszli do wojska, razem zarazili się na Madagaskarze rewolucją.

Po powrocie do kraju też byli nierozłączni. Uczestniczyli we wszystkich przewrotach, a kiedy Sankara został wtrącony do więzienia, Compaoré nie tylko ocalił mu życie, ale oddał władzę, samemu zadowalając się rolą zastępcy i prawej ręki. Sankara ufał mu bezgranicznie i nie miał przed nim tajemnic. Wierzył mu tak bardzo, że nie bał się go publicznie besztać, jeśli się z nim nie zgadzał.

Compaoré nie był rewolucjonistą aż tak zagorzałym jak Sankara. Przewroty uważał za najpewniejszy sposób zdobycia władzy, a władzę – za cel najwyższy i jedyny. Cenił skuteczność, a rewolucyjne zacietrzewienie Sankary i jego konflikty ze wszystkimi uważał za szkodliwe. ­Blaise nie wojował z nikim, za to dla każdego starał się być użyteczny – zarówno dla Amerykanów i Francuzów, dla ­Kaddafiego, jak też dla hołdującego tradycji i zapatrzonego we Francję Félixa ­Houphouët-Boigny’ego, prezydenta sąsiedniego Wybrzeża Kości Słoniowej.

To właśnie Houphouët-Boigny (zwany „Wielkim Baobabem”) poznał go z przyszłą żoną. Chantal była pięknością z Abidżanu. Nie znosiła Sankary i podburzała męża przeciw niemu.

Compaoré nie wzdragał się nawet przed interesami z liberyjskim watażką Charlesem Taylorem żyjącym z wywoływania wojen u sąsiadów, aby łupić ich skarby (uznany za wojennego zbrodniarza, Taylor został przed dziesięcioma laty skazany na 50 lat więzienia przez międzynarodowy trybunał).

Nic dziwnego, że mając dość wiecznego buntownika, wszyscy oni postawili na Compaorégo.

Duch Sankary

Compaoré ogłosił, że Sankara umarł śmiercią naturalną. Taki akt zgonu, wystawiony przez wojskowego lekarza, wręczono żonie prezydenta, Mariam. Nie wydano jej ciała, nie powiedziano nawet, gdzie został pochowany.

Nowy przywódca zrobił wszystko, by ludzie zapomnieli o Sankarze. Obwieścił, że rewolucja się skończyła. „Koniec z mrzonkami” – zapowiedział. A ludzie, zmęczeni rygorami, odetchnęli z ulgą. Compaoré próbował nawet zmienić wymyśloną przez Sankarę nazwę państwa, ale na to mieszkańcy Burkina Faso nie chcieli się zgodzić.

Kiedy skończyła się zimna wojna, następca Sankary przystał do zwycięskiego zachodniego obozu. Oddawał w prywatne ręce – najczęściej zachodnie, bo bogate – upaństwowione przez poprzednika kopalnie złota, manganu, żelaza i miedzi. Statystyki pokazywały, że gospodarka kwitła, ale zyski trafiały jedynie do kieszeni elity, a biedacy, zwłaszcza na wsi, pogrążali się w nędzy. Kraj, który za rządów Sankary próbował sam się utrzymać, musiał teraz sprowadzać żywność nawet w latach urodzaju.

Compaoré panował jak dyktator ponad ćwierć wieku – nikt wcześniej w Burkina Faso nie rządził tak długo. Ale duch Sankary nie dawał mu spokoju. Z czasem młodzi, którzy sami nie mogli pamiętać rewolucjonisty, zaczęli przywoływać jego imię, by w ten sposób protestować przeciw tyranii i korupcji, jakie zapanowały w Burkina Faso.

Kres rządów przyszedł jesienią 2014 r., gdy Compaoré próbował poprawić konstytucję i ubiegać się o kolejną pięcioletnią kadencję. W stolicy wybuchły rozruchy, których policja i wojsko nie były w stanie stłumić. Niosąc portrety Sankary, demonstranci wzięli szturmem i puścili z dymem gmach parlamentu, siedzibę rządzącej partii i państwową telewizję, a potem ruszyli na pałac prezydencki. W 27. rocznicę śmierci Sankary Compaoré uciekł z oblężonej siedziby: przysłani na ratunek francuscy spadochroniarze wywieźli go do Wybrzeża Kości Słoniowej.

Zbrodnia i kara

Nowe władze zaraz nakazały śledztwo, by wyjaśnić, jak zginął Sankara. Na jednym ze stołecznych cmentarzy odnaleziono jego szczątki. Nowy rząd oskarżył Blaise’a Compaorégo o zabójstwo i wydał za nim list gończy.

W październiku 2021 r., w kolejną rocznicę śmierci Sankary, w Burkina Faso rozpoczął się sąd nad jego zabójcami. Przerwano go na początku tego roku, bo w Ouagadougou doszło do kolejnego (ósmego już) zamachu stanu i władzę przejęli kolejni wojskowi.

Wiosną proces wznowiono. Zarzuty postawiono czternastu osobom, ale na ławie oskarżonych zasiadło dwanaście z nich. Zabrakło głównego oskarżonego Blaise’a Compaorégo (w lutym skończył 71 lat), a także Hyacinthe’a Kafando, dowódcy szwadronu śmierci. 6 kwietnia sąd uznał Compaorégo winnym śmierci Sankary i wymierzył mu karę dożywocia (oskarżenie domagało się 30 lat więzienia).

Wybrzeże Kości Słoniowej, które przygarnęło Compaorégo i przyznało mu paszport, już dawno ogłosiło, że swoich obywateli nikomu nie wydaje. Nawet najlepszym sąsiadom.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022