Taniec z cyframi

Cyfryzacja telewizji to nadchodząca właśnie wielka rewolucja. Dotknie nas wszystkich, choćby dlatego, że nasze dzisiejsze telewizory takiej telewizji odbierać nie potrafią. Tymczasem nikt nie myśli jeszcze otym, jak to zrobić. Aprzedsięwzięcie podlega dziś... specjaliście od lotnictwa wMinisterstwie Transportu.

25.06.2007

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

"A góralski tóniec był wozny bez to, ze się go tońcy po dwa, po śtery, a nawet po sesnoście. A to jest telo piekny toniec, ze na niego ni ma ceny. A cyfra jest. Cyfra za cyfrom. I to się nazywo »cyfrowanie«. Jędruś Waksmundzki wywiód, ze ni ino tóniec, ale i cały świat to je nic inksego, ino jedno wielgie cyfrowanie" (ks. Józef Tischner "Historia filozofii po góralsku").

Góralski taniec, nawet gdy się go tańczy na szesnaście, można opisać, korzystając tylko z dziesięciu cyfr: od zera do dziewiątki. System dziesiętny był wielkim odkryciem ludzkości. Rewolucję cyfrową przyniósł jednak system dwójkowy: każdą liczbę zapisać można, używając tylko jedynki i zera. Gdy ustalimy, że jedynka to impuls, a zero - brak impulsu, każdą liczbę możemy łatwo zapisać przy pomocy urządzeń elektronicznych. Dzięki temu możemy przekazywać dziś bez straty jakości obraz i dźwięk.

Klucz do cyfrowej bramy

Na "czarnej" płycie gramofonowej wyprofilowany rowek wprawiał w drgania przesuwającą się w nim igłę, a ta - membranę. Technika analogowa, stosowana także w telefonie, radiu i telewizji, oparta była na podobieństwie - czyli analogii - pomiędzy charakterystyką różnych fal: dźwiękowych, elektromagnetycznych, świetlnych. W technice cyfrowej jest inaczej - informację utrwala ciąg zer i jedynek. System cyfrowy zrewolucjonizował przekaz, podobnie jak kiedyś alfabet. Pismo obrazkowe opierało się na analogii pomiędzy przedmiotem a znakiem (jak np. hieroglify). Alfabet oparty na abstrakcyjnych znakach pozwala precyzyjniej opisać rzeczywistość. Ciąg zer i jedynek nie przypomina przedmiotu ani fali głosowej, ale w urządzeniu, które potrafi czytać ten zapis, można tę falę głosową precyzyjnie odtworzyć, bo taki zapis nie tak łatwo zakłócić lub zatrzeć, jak choćby rowek na winylowej płycie. A jeśli obraz, dźwięk czy grafikę można zapisać w taki sam sposób, jako zera i jedynki, to można przesyłać czy utrwalać różne przekazy przy pomocy tych samych urządzeń i nośników. To właśnie multimedia. Jednak rewolucja dotyczy także mediów zwanych dziś tradycyjnymi: radia i telewizji.

Przekaz cyfrowy skomplikował prostą dotąd drogę informacji od nadawcy do odbiorcy. W systemie analogowym, który w Polsce wciąż dominuje, program, przy wykorzystaniu odrębnej częstotliwości, trafia z nadajnika wprost do odbiornika. Zarezerwowany dla konkretnego nadawcy kanał stanowi prywatną drogę, z której nikt postronny nie może korzystać.

Technika cyfrowa przypomina zaś "komunikację zbiorową". Ta sama droga może służyć wielu użytkownikom, pod warunkiem, że zapakują ładunki do znormalizowanych kontenerów i oddadzą w ręce wyspecjalizowanego przewoźnika. Inaczej taka droga jest niedostępna, jak tor kolejowy jest niedostępny dla samochodów. Owszem, można transportować samochody koleją, ale muszą być przewiezione specjalnymi wagonami.

Prawdziwie rewolucyjne konsekwencje ma to dla przyszłości telewizji. Sygnał przetworzony na postać cyfrową jest bardziej "ściśliwy" - można na nim wykonywać operacje matematyczne - takie, które pozwalają długi ciąg cyfr zapisać w krótszej postaci. Użytkownicy komputerów znają je, choćby pod nazwami "MPEG" czy "ZIP". Dzięki temu kanał telewizyjny można wykorzystać do emisji nie jednego, ale czterech lub pięciu programów, a pozostaje jeszcze miejsce na radio i np. obsługę konta bankowego czy zakupy w sklepie internetowym. To tzw. multipleks.

Technologia ta buduje jednak dodatkowe bariery między nadawcą i odbiorcą. Nadawca staje się tylko dostawcą treści. Najważniejszy jest operator multipleksu, który kilka programów łączy w jeden cyfrowy sygnał i dopiero w tej formie wysyła w eter. To w jego ręku jest klucz do bramy cyfrowej, która może zamknąć nadawcy dostęp do sieci, a odbiorcy - do niektórych programów.

Aby odebrać sygnał, który już znajdzie się w multipleksie, odbiorca musi mieć albo cyfrowy odbiornik, albo specjalną przystawkę do tradycyjnego odbiornika. To nie wszystko: konieczny jest system pozwalający odnaleźć poszukiwany program, a niektóre programy i usługi są dostępne tylko za dodatkową opłatą, co wymaga precyzyjnego rozliczania każdego odbiorcy. Pojawiają się więc kolejne bramki, a przy każdej bramce - operator.

Sądny dzień

Technika cyfrowa pojawiła się najpierw w platformach satelitarnych jako uzupełnienie "tradycyjnej" oferty z nadajników analogowych. Kolejny etap to cyfrowa telewizja naziemna, określana często skrótem DTT - Digital Terrestrial Television. Ma całkowicie zastąpić przekaz tradycyjny. Nie będzie już miejsca dla indywidualnego nadawania programów. Każdy musi znaleźć miejsce w jednym z multipleksów.

Przyjęty już przez Komisję Europejską harmonogram pozostawia nam niewiele czasu. Do 2014 r. powinien zostać wyłączony ostatni naziemny telewizyjny nadajnik analogowy. Ale żeby wyłączyć ostatni nadajnik analogowy, trzeba najpierw uruchomić dziesiątki cyfrowych, stopniowo uruchamiać jedne stacje nadawcze, inne wyłączać, zmieniać przeznaczenie kolejnych kanałów. Politycy nie lubią tego głośno mówić, ale każdy, kto chce po 2014 r. oglądać telewizję, będzie musiał kupić sobie nowy telewizor lub ów specjalny dekoder. W niektórych częściach kraju trzeba to będzie zrobić znacznie wcześniej, bo najbardziej racjonalna "wyspowa" metoda wprowadzania DTT oznacza, że owa data będzie ogłoszona najpierw w Wielkopolsce, a później - co kilka miesięcy - w kolejnych regionach.

Ile to będzie kosztować? Trudno nawet powiedzieć. Nikt nie ustalił jeszcze ani zasad udziału państwa w finansowaniu przedsięwzięcia, ani form pomocy dla obywateli. A doświadczenia wielu krajów wskazują, że bez niej się nie obejdzie. Nie ma nawet kampanii informacyjnej. Bo też nie wiadomo, o czym informować. Tymczasem w Polsce - inaczej niż w wielu rozwiniętych krajach Unii Europejskiej - blisko połowa obywateli wciąż korzysta tylko z telewizji naziemnej. Ponad 6 mln gospodarstw domowych odbiera program wyłącznie z anteny ustawionej na dachu albo za oknem.

KRRiT już nieważna

Kiedy przed kilkunastoma miesiącami PiS wraz z koalicjantami zmieniał ustawę o radiofonii i telewizji, "skok" na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji wydawał się bardzo ważny, bo koalicja chciała błyskawicznie opanować media publiczne. I to się jej udało. Ale ci, którzy protestowali przeciw zamachowi na media publiczne i KRRiT, nawet nie zauważyli tych zmian w ustawie, które autorzy określają enigmatycznie "przesunięciem kompetencji" między KRRiT oraz Urzędem Komunikacji Elektronicznej.

W efekcie tego "przesunięcia" najważniejsze decyzje nie należą już do Krajowej Rady, ale do Urzędu Komunikacji Elektronicznej, stanowiącego część administracji rządowej. To UKE zadecyduje o tym, kto znajdzie miejsce w multipleksach naziemnych. Sprawa jest niezmiernie ważna. Wszystko wskazuje, że na początku będą do dyspozycji tylko dwa multipleksy, a w każdym cztery albo pięć programów. Kto się w nich znajdzie, uzyska ogromną przewagę pierwszeństwa na rynku. UKE zadecyduje również - i to chyba jest najważniejsze - kto będzie operatorem multipleksów: czy tzw. operator aktywny, czyli któryś z działających obecnie nadawców, który uzyska w ten sposób dodatkową przewagę nad pozostałymi uczestnikami rynku, czy też podmiot zupełnie nowy (tzw. operator pasywny, zajmujący się rozpowszechnianiem cudzych programów). Czy telewizja publiczna dostanie osobny multipleks, czy w każdym będzie miejsce i dla programów publicznych, i dla komercyjnych? Kontrola nad multipleksem to sprawa kluczowa. UKE będzie też nadzorował działanie operatora przewodnika programowego, co też jest ważne, bo od tego zależy równe traktowanie wszystkich programów.

Krajowa Rada przestała już być ważna. Świadczą o tym nie tylko pogłoski o ewakuacji przewodniczącej Elżbiety Kruk do Najwyższej Izby Kontroli, ale przede wszystkim fakt, że od wielu tygodni prezydent nie miał czasu uzupełnić składu rady po rezygnacji Wojciecha Dziomdziory. Nie wiadomo nawet na pewno, czy Rada istnieje: Ustawa mówi wyraźnie, że organ ten składa się z pięciu członków; a jest ich tylko czterech. Dokładają się do tego kłopoty prezes UKE Anny Streżyńskiej. Sąd zakwestionował niedawno prawomocność powołania jej na to stanowisko. Problemy zgłasza też UE: Streżyńska jest w Polsce popularna jako pogromca monopolistów, ale Komisja Europejska uznała, że polski regulator narusza obowiązujące w Unii procedury.

Scyfryzuje Gosiewski

Rząd Marka Belki w maju 2005 r. przyjął strategię przejścia z techniki analogowej na cyfrową w telewizji naziemnej, ale premier Kazimierz Marcinkiewicz ten dokument unieważnił. Zajęto się innymi sprawami. Najpierw zlikwidowano resort infrastruktury i sprawy cyfryzacji trafiły do Ministerstwa Transportu i Budownictwa. Potem na potrzeby koalicji ministerstwo podzielono. Cyfryzacja znalazła się w Ministerstwie Transportu, podlega teraz specjaliście od lotnictwa. Sprawa wróciła do punktu wyjścia. Powołano zespół międzyresortowy. Zespół miał się zebrać w kwietniu, ale się nie zebrał. Jeden z polityków PiS wykłada sprawę jasno, choć po cichu i nieoficjalnie: do KRRiT wyśle się kogoś na polityczną emeryturę. Ważna jest decyzja, komu przyznać multipleksy. Tym się zajmie oczywiście ktoś zaufany, konkretnie wicepremier Przemysław Gosiewski - przecież odpowiada za informatyzację kraju.

Pesymiści - a może realiści? - dopowiadają, jak to będzie wyglądać. Kiedy już będą się walić wszystkie terminy i Komisja Europejska zrobi raban, że Polska blokuje przejście na cyfrę w całej Unii, rząd zgłosi specustawę, najlepiej taką, która będzie dotyczyć różnych spraw związanych z przygotowaniami do Euro 2012. Budowa stadionów, autostrady i przy okazji szybka ścieżka cyfryzacji telewizji. Bo przecież transmisje z meczów piłkarskich muszą być nowoczesne. Jedna noc wystarczy.

JULIUSZ BRAUN od 1999 r. był przez sześć lat członkiem KRRiT, a w latach 1999-2003 jej przewodniczącym. Przewodniczył również sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Wcześniej dziennikarz, redaktor naczelny "Gazety Kieleckiej". Od 1 września 2006 r. jest Dyrektorem Generalnym Związku Stowarzyszeń Rady Reklamy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2007