Ryszard Petru: Tani Polacy

To, że zatrudnieni na umowy czasowe mają niską płacę, nie wynika ze „śmieciówek”, tylko z promocji taniej siły roboczej w Polsce.

05.07.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Marcin Kaliński
/ Fot. Marcin Kaliński

PAWEŁ RESZKA: Jest Pan wkurzony?

RYSZARD PETRU, założyciel stowarzyszenia NowoczesnaPL: Jestem, ale inaczej niż Paweł Kukiz. W Polsce udało się bardzo wiele po 1989 r., tyle że sprawy idą za wolno. Politycy, którzy rządzą nami od 25 lat, nie rozumieją wyzwań współczesnego świata. Czasami nie rozumieją nawet języka współczesności.

Na przykład?

Kiedy mówiłem, że można inaczej finansować partie polityczne i wspomniałem o mikrofinansowaniu społecznościowym, czyli zbieraniu pieniędzy przez internet, widziałem twarz Ryszarda Kalisza. To niezrozumienie w oczach…

Nie znał słowa?

Sądzę, że nie miał pojęcia, że istnieje taki mechanizm.

Gospodarka się rozwija, 25 lat sukcesu, a ludzie wkurzeni. Co poszło nie tak?

Polacy mają aspiracje i porównują Polskę nie z tym, co było 25 lat temu, ale z tym, co dzieje się dziś w Europie Zachodniej. Z porównania wynika, że niektóre sprawy w ogóle nie idą we właściwym kierunku. Mogę tak po kolei…


Przeczytaj także:


A co jest na początku?

Edukacja. Tworzymy armię bezrobotnych, programy nauczania nie są dostosowane do potrzeb rynku pracy. A większość absolwentów chce wyemigrować.

Nie mają perspektyw?

Jest trochę inaczej. Oni mają perspektywy, ale słabe. A wynika to m.in. z tego, że zlikwidowano w Polsce szkolnictwo zawodowe. Tymczasem fachowcom płaci się naprawdę dobrze i nie zatrudnia się ich na umowy czasowe, a na pełne etaty. Edukacja to dziedzina, w której od 8–10 lat dzieje się niewiele albo nic. To tylko jeden przykład, ale kluczowy. Niech pan spojrzy – doszło do absurdalnej sytuacji. Bogaci z dużych miast idą na bezpłatne studia, biedni ze wsi i z miasteczek idą na płatne. Tak działa ten system.

Dlaczego politycy nie zauważyli fali niezadowolenia?

Z dwóch powodów. Po pierwsze, większości polityków wydaje się, że to, co najważniejsze w Polsce, udało się osiągnąć. Po drugie, polska polityka wyjałowiła się intelektualnie. Nie ma sporu merytorycznego, dominuje ten ideologiczny i marketing, spin. Jakość tworzonego prawa, poziom debaty publicznej są takie, że ręce opadają. Polityka sprowadza się do sporu między Michałem Kamińskim a Jackiem Kurskim. Czyli: kto lepiej wypadnie w telewizji, kto wymyśli lepszy przekaz dnia.

Gdzie indziej jest lepiej?

Społeczeństwa skandynawskie oczekują merytorycznej debaty. Nasza się stabloidyzowała.

„Napawa optymizmem siła polskiej gospodarki” – tak zaczynał Pan pierwszy wpis na blogu w 2015 r. Nie pisał Pan, że będzie to rok niezadowolonych.

Trzeba rozróżnić poziom makro od mikro. Nasza gospodarka na tle innych krajów rozwija się szybciej, ale nie umożliwia realizacji aspiracji wielu grupom społecznym.

Nie przewidział Pan Kukiza i prekariuszy.

Spodziewałem się, że nastąpi zmiana polityczna. Odczuwałem głęboki zawód Platformą, bo ja też jestem zawiedzionym wyborcą tej partii.

Ale nie jest Pan prekariuszem?

Nie, prowadzę działalność gospodarczą i raczej sam zatrudniam. Uważam, że mój los zależy ode mnie. Od państwa zbyt wiele nie oczekuję, poza równymi i przejrzystymi warunkami gry oraz solidną realizacją zadań państwa. A ono jest nieefektywne. Wynika to przede wszystkim z jałowego sporu między PO a PiS.

PO i PiS – jakie to partie?

PiS to skrajny populizm typu greckiego, a Platforma ma dziś jedno hasło: „trwajmy”. To do niczego nas nie doprowadzi. Kukiz był zaskoczeniem, ale zobaczymy, na ile jest to zjawisko trwałe i co z tego wyniknie.

Co może wyniknąć?

Bunt co jakiś czas wybucha. Od pytania: „Dlaczego ludzie zarabiają tylko dwa tysiące?” ważniejsze jest: „Co zrobić, by ludzie zarabiali więcej?”. Polskie rządy mentalnie tkwią w poprzedniej epoce. Widząc zagranicznego inwestora, rozkładają czerwony dywan, dają mu ulgi i są zachwycone, że zatrudnił tysiąc tanich Polaków. Duma z tego, że jest się tanim, doprowadza do frustracji. Ludzie łapią pracę za dwa tysiące, ale po roku czy dwóch mają dosyć. Widzą, że to donikąd nie prowadzi.

Co trzeba zmienić?

Zmienić system edukacji, tworzyć warunki dla przedsiębiorczości, nie finansować przestarzałych przemysłów. Ręce mi opadają, gdy widzę działalność Ewy Kopacz na Śląsku. Obiecanki, że Polska węglem będzie stała, oznaczają miliardy wrzucone w przemysł, który nie ma perspektyw. Trzeba było go dawno sprywatyzować, a nie teraz restrukturyzować. Wystarczy, że cena węgla spadnie o połowę i kopalnie trzeba będzie pozamykać, bo nie dostaną z Unii zgody na pomoc publiczną. Trzeba ludziom powiedzieć o tym wprost. Tymczasem w Polsce unika się trudnych tematów, gorący kartofel przerzucany jest na kolejny rok.

Albo będziemy dofinansowywali nieefektywne kopalnie, albo zasiłki dla bezrobotnych górników.

Ale których?

Tych, którzy wylecą z pracy podczas prywatyzacji.

Większość będzie miała zatrudnienie. A jak pan straci pracę…

To co?

Nikt panu zasiłku nie da. Ani mną, ani panem nikt się nie będzie przejmował, prawda? To nie jest fair.

Pan uważa, że ruch polskich niezadowolonych jest groźny? Nasi prekariusze zmienią się w Syrizę albo Podemos?

Nie. W Polsce zachowujemy się inaczej. Jeśli ktoś jest bardzo wkurzony, to nie demonstruje, tylko... wyjeżdża. Jesteśmy pod tym względem „północni” i racjonalni. Nasi niezadowoleni zdają sobie sprawę, że rząd nie tworzy miejsc pracy.

Nie będą protestowali?

Przeciwko komu? To musiałby być protest przeciwko jakości edukacji, sądownictwa, przeciwko brakowi reform w ochronie zdrowia, skomplikowanemu systemowi podatkowemu, ustawie o zamówieniach publicznych, która promuje najniższą cenę. Wielu ludzi, którzy głosowali na Kukiza w pierwszej turze, robiło to dlatego, żeby pokazać PO żółtą kartkę.

Według Pana prekariusze to ci, którzy chcieliby szybciej i więcej.

Są dwie grupy niezadowolonych. Jedni uważają, że jakość polskiej polityki i polityków jest poniżej przeciętnej – na co dzień sobie radzą, ale widzą jałowość i to, że można wiele spraw w Polsce znacznie lepiej załatwić. Inni nie widzą perspektyw, bo zarabiają umowne dwa tysiące, a niesprawne państwo nie daje im żadnej szansy, by mogło być lepiej.

Porozmawiajmy o tych drugich, pracujących na śmieciówkach.

Oskładkowanie umów czasowych nie jest rozwiązaniem, bo wrzuci tak zatrudnionych do szarej strefy. To, że oni mają niską płacę, nie wynika ze śmieciówek, tylko z promocji taniej siły roboczej w Polsce. A także z braku dobrej edukacji. Fachowy spawacz może w Polsce zarabiać nawet 100 zł za godzinę, przeciętny – 10 zł, czyli 10 razy mniej! Fachowych spawaczy u nas brak, musimy ich sprowadzać z Indii. Nasi wyemigrowali.

Są rejony w Polsce, gdzie sprowadza się fachowców do przemysłu samochodowego. Każdy z pocałowaniem ręki weźmie takiego na etat, wówczas to pracownik stawia warunki. Warto się zastanowić, gdzie znajduje się praprzyczyna umów śmieciowych. Często jest tak, że to wynika z ustawy o zamówieniach publicznych. Bo to państwo wymyśliło pojęcie „najniższa cena”. Przy niektórych zamówieniach żeby wygrać, firmy oferują zatrudnienie na 1/150 etatu.

Rozumie Pan prekariuszy? Tych, którzy mają dwa fakultety, znają języki…

…pracują poniżej swojego wykształcenia, są niedoceniani i nie mają perspektyw? Nie ma nic gorszego niż praca poniżej swoich kwalifikacji.

Jak im pomóc? Wymawiać: „Człowieku, po coś poszedł na filozofię i jeszcze na politologię”?

Nie, mleko się już rozlało. Po pierwsze, trzeba odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, żeby takich ludzi nie było więcej. A po drugie – stworzyć warunki, by firmy inwestowały w Polsce w wyższą jakość. Bo gdy wspieramy przestarzałe wielkie przemysły, to zabijamy małe nowoczesne. Gdy kupujemy włoskie pendolino, to zabijamy nasze fabryki. Wie pan, gdzie się dziś najczęściej rejestruje polskie wynalazki? W Niemczech. Bo polski system patentowy działa w tempie ślimaka.

Guy Standing, który wymyślił pojęcie prekariatu, mówi, że dobrym pomysłem byłby dochód podstawowy. Będziemy mieli gwarantowane dwa–trzy tysiące zł dochodu i od razu lepiej będziemy pracowali i będziemy kreatywni. Pan się z tym zgadza?

A kto za to zapłaci?

Wszyscy się zrzucimy.

To pięknie brzmi, tyle że jest nierealne. Trzeba zawsze znaleźć źródło finansowania. Efekt będzie taki, że gotówka będzie szła pod stołem. Wszystkie takie wielkie idee muszą się zmierzyć z rzeczywistością.

Polacy przez lata byli jednymi z najbardziej zapracowanych Europejczyków. Mają już dość i nie chcą liczyć na państwo?

Jest taki pouczający dowcip. Pracownicy biegają jak opętani z pustymi taczkami. „Dlaczego tak szybko biegacie?”. „Bo nie mamy czasu załadować”. Co z tego, że ktoś biega z pustą taczką i jest strasznie zmęczony? Z tego jeszcze nic nie wynika.

Państwo ma tylko zapewnić przejrzyste reguły gry. Jasne prawo podatkowe. Normalną służbę zdrowia. Tego nie ma, a to wszystko powoduje, że my pracujemy więcej godzin niż Niemcy, ale mniej efektywnie.

Chyba wielu Polaków doszło do wniosku, że państwo powinno się nimi zaopiekować.

Tylko że państwo jest nieskutecznym opiekunem. Wydaje pieniądze bez sensu. Ja się zwracam do tych, którzy są przekonani, że państwo ma tworzyć warunki gry, a nie zajmować się kopalniami.

Mówi Pan, że koszty pracy młodych ludzi są wysokie, bo bardzo dużo pieniędzy jest przeznaczanych na system emerytalny. Niech Pan pójdzie o krok dalej i powie, że emerytom trzeba zabrać.

Nie. Uważam, że obecny wiek emerytalny jest właściwy. Ale pomysły na obniżanie go, zgłaszane przez Beatę Szydło, spowodują, że jeszcze wzrosną składki. A to zupełnie dobije dochody młodych ludzi.

Spotyka Pan kogoś, kto pracuje od świtu do zmroku za psie pieniądze. Jest wypompowany. Jeszcze nie wyjechał, ale już niedługo to zrobi. Co Pan mu powie? Będę premierem i…

...doprowadzę do sytuacji, że będzie to normalny kraj, który da się lubić na co dzień. Wprowadzę normalne warunki dla przedsiębiorczości, by w Polsce opłacało się chcieć. Zreformuję oświatę, by jej poziom nie odbiegał od europejskiego. Trzeba też zreformować partie, bo w ostatnich latach wydały one miliard złotych na swoje funkcjonowanie. Wprowadzę kadencyjność posłów, by raz na osiem lat oderwać ich od koryta. I ochrona zdrowia, żeby człowiek się czuł otoczony opieką. Urzędnik skarbowy nie może zakładać, że obywatel jest przestępcą. W sumie same proste rzeczy.

Czy ludzie w to uwierzą? Jest Pan zawiedzionym wyborcą Platformy, która na początku mówiła to samo.

Różnica pomiędzy mną a Donaldem Tuskiem jest taka, że on jest zawodowym politykiem, a ja nie. On musi być w polityce. Ja nie. Ja mam dokąd wrócić. „Zawodowi” posłowie zrobią wszystko, by ten stary, wyjałowiony system trwał. ©℗

RYSZARD PETRU jest ekonomistą i doradcą finansowym, przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Lider stowarzyszenia NowoczesnaPL.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2015