Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prekariat „składa się z wielości ludzi znajdujących się w niepewnej sytuacji, żyjących jedynie skrawkami życia, nieustannie zmieniających tymczasowe zatrudnienie, wyłączonych poza narrację o rozwoju zawodowym. Prekariat obejmuje miliony sfrustrowanej, wykształconej młodzieży, której nie podoba się to, co ma przed sobą; miliony sponiewieranych kobiet w przytłaczających zawodach; rosnącą liczbę ludzi naznaczonych jednym kryminalnym występkiem na resztę swojego życia, miliony osób uznanych za »niepełnosprawnych« oraz setki milionów migrantów na całym świecie. Są mieszkańcami [denizens]; dysponują zakresem praw społecznych, kulturowych, politycznych i ekonomicznych znacznie węższym niż otaczający ich obywatele [citizens]”. Tak brytyjski badacz zjawisk społecznych i ekonomista Guy Standing w książce „Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa” (PWN 2014) charakteryzuje tę kategorię ludzi i dowodzi, że mamy do czynienia z klasą, która „nie jest jeszcze tym, co Karol Marks określiłby mianem klasy dla siebie, ale raczej »właśnie-wytwarzaną-klasą«, podzieloną wewnętrznie na rozwścieczone i rozgoryczone frakcje”. Łączy ich niepewność sytuacji ekonomicznej, pociągająca za sobą całą serię obszarów braku bezpieczeństwa.
Przeczytaj także:
- TEMAT TYGODNIKA: Prekariat - niebezpieczna klasa
- Tani Polacy - rozmowa z Ryszardem Petru, założycielem NowoczesnejPL
W Polsce osób, które nie mają stabilnej pracy (umowy bezterminowej) jest około miliona; związki zawodowe utrzymują, że cztery razy więcej. Zjawisko zresztą nie jest specyficznie polskie, występuje na całym świecie. Prekariuszami są oczywiście nie tylko zatrudnieni na „umowy śmieciowe” (tak się określa umowy o dzieło, nie umowy-zlecenie, od których pracodawca płaci składki ZUS; rzecz jednak nie ogranicza się do składek), ale mnóstwo innych grup społecznych, żyjących w stanie permanentnej niepewności, co musi się odbijać na psychice i rujnować ich relacje ze społeczeństwem. O ile salariat w ciągu ostatnich dwóch stuleci wywalczył sobie prawa, które, niegdyś uważane za utopijne, dziś są powszechnie akceptowaną oczywistością, o tyle prekariat tych praw nie posiada i dopiero w ostatnich latach zaczyna o nie walczyć. Z trudem, bo jak oczekiwać np. od kogoś, kto mając do wyboru bezrobocie albo zatrudnienie na „śmieciówce” wybrał to ostatnie, że będzie chciał niszczyć niepewne, ale zawsze jakieś podstawy swojej egzystencji.
Spychanie ludzi w sytuację prekariusza za pomocą wymuszania na pracownikach przechodzenia na tzw. „własną działalność gospodarczą” lub pracy na umowy cywilne bywa cynicznym sposobem zwiększania zysków, chociaż bywa też, z powodu kosztów pracy, sposobem utrzymania firmy i kontynuacji zatrudnienia. To jednak zawsze stwarza sytuację niepewności.
O złożonym zjawisku prekariatu, jego przyczynach, formach i perspektywach, piszemy w tym numerze. Temat jest ważny, bo mamy do czynienia z procesem społecznym, którego efekty – w wymiarze globalnym – są nie do przewidzenia.
Guy Standing wskazuje na dwie kategorie prekariatu. „Pierwsza chce stawić czoła niepewnościom przez politykę oraz instytucje redystrybuujące bezpieczeństwo i stwarzające wszystkim możliwość rozwijania swoich możliwości”. Druga, napędzana nostalgią za domniemaną „złotą erą”, wściekła i zgorzkniała, patrzy, jak rządy na jej koszt ratują banki i bankierów, jak nie reagując na nierówności, subsydiują uprzywilejowanych i salariat. Ta kategoria „atakuje rządy i demonizuje tych, których zdają się one uprzywilejowywać”. „Jeżeli ta druga tendencja się utrzyma – konkluduje brytyjski badacz – zagrożone zostanie całe społeczeństwo”.
Nie wiem, co dla prekariatu może zrobić Kościół. Dla proletariatu miał – przynajmniej przez jakiś czas – księży robotników. Ale księża prekariusze? Trudno to sobie wyobrazić. Chociaż nie, jeden już jest: ks. Wojciech Lemański. ©℗