Talibowie podbijają Afganistan

Wojska rządowe poddają kolejne miasta. Uciekający przed nadciągającą wojną jako miejsce schronienia często wybierali Kabul.

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Talibowie na ulicy w Heracie, trzecim co do wielkości mieście Afganistanu. 13 sierpnia 2021 r. / AFP / EAST NEWS
Talibowie na ulicy w Heracie, trzecim co do wielkości mieście Afganistanu. 13 sierpnia 2021 r. / AFP / EAST NEWS

To już drugi raz w ciągu ostatnich kilku dni, gdy 35-letni Taslem Chan wraz z rodziną musiał uciekać przed nadciągającą wojną, starciami talibów z armią rządową, ostrzałami i nowymi porządkami. Ostatecznie trafili do północnych dzielnic stołecznego Kabulu, gdzie mieszkają w namiocie zrobionym ze starych ubrań.

W tym prowizorycznym obozie dla uchodźców wewnętrznych są zdani sami na siebie. Nie mają pieniędzy ani wsparcia państwa. Jedynie stali mieszkańcy, którzy nie mogą patrzeć obojętnie na szybko rosnącą liczbę osób szukających schronienia w ich mieście, dostarczają im wodę i jedzenie. To jednak za mało, by nakarmić wszystkich. Nieletni synowie Chana muszą wychodzić na żebry. Proszą o pieniądze i jedzenie, by przeżyć.

– Gdybym był sam, nie narzekałbym. Mógłbym spać gdziekolwiek i jeść byle co, warunki nie miałyby znaczenia. Mam jednak żonę i czwórkę dzieci – mówi Chan.

Z północy kraju, która została niemal całkowicie zajęta przez talibów, uciekają dziesiątki tysięcy cywilów. Według danych ONZ w pierwszym półroczu 2021 r. z powodu trwających walk domy musiało opuścić 330 tys. Afgańczyków. Te dane nie uwzględniają jednak ofensywy z ostatnich dni.

Szukający schronienia często wybierają Kabul, bo front wciąż znajduje się względnie daleko od niego. Jeśli jednak natarcie talibów nie zwolni, wkrótce bojownicy mogą dotrzeć także do stolicy.

Bez parasola ochronnego

Wieś Chana w prowincji Badachszan na północy kraju została wzięta przez talibów w zasadzie bez walk. To właśnie szybkość i skuteczność ich ofensywy na północy była najbardziej zaskakująca. Te tereny stanowiły bastion oporu przeciwko talibom ponad dwie dekady temu.

Wojna nabrała tempa po tym, gdy w maju amerykańskie wojska i ich sojusznicy rozpoczęli wycofywanie się z Afganistanu. Rządowa armia uzależniona od ich wsparcia szybko traciła kolejne tereny. Najbardziej dotkliwe było ograniczenie wsparcia z powietrza do minimum, bo to ono najskuteczniej hamowało ataki talibów.

Ci najpierw skupili się na zajmowaniu terenów wiejskich. Kolejne dystrykty wpadały w ich ręce. Tylko od maja do końca czerwca zdobyli ich przeszło 80 z ponad 400. Obecnie kontrolują więcej niż połowę, choć zgodnie z wyliczeniami portalu Long War Journal jeszcze w maju sprawowali władzę tylko w 87 z nich.

Następnie zmienili strategię i zwrócili się ku miastom. Powodem tego miały być właśnie amerykańskie naloty, które choć ograniczone, nie ustały. Talibowie potraktowali to jako złamanie porozumienia pokojowego zawartego ze Stanami Zjednoczonymi w 2020 r.

Zajmowanie stolic prowincji idzie im tak błyskawicznie, jak wcześniej dystryktów wiejskich. W ciągu ośmiu dni zajęli ponad połowę z nich. Ofensywa nie ograniczyła się do północy, następnie przyszła kolej na zachód i południe.

W mediach społecznościowych krążą kadry z kolumnami rządowymi wyjeżdżającymi z miasta – sugerują, że lokalni dowódcy zawarli porozumienia z talibami. Byli tacy, co zdezerterowali i przeszli na ich stronę. Część żołnierzy uciekła przed nacierającym wrogiem, porzucając przy okazji uzbrojenie i pojazdy. W ręce talibów wpadły nie tylko niezliczone humvee, ale nawet jeden z czterech helikopterów bojowych Mi-24, podarowany Afganistanowi przez Indie w 2019 r.

W dniu oddawania tekstu do druku, afgańskie władze doznały najdotkliwszych jak dotychczas porażek. W ciągu doby talibowie zdobyli drugie i trzecie największe miasta w Afganistanie. To odpowiednio Kandahar na południu i Herat na zachodzie. Po takim wstrząsie władze w Kabulu wydają się być zupełnie bezradne.

Prezydent Joe Biden podkreśla, że Stany Zjednoczone wypełniły swoje zadania i nie ma powodów, by pozostały w Afganistanie. Dlatego decyzja o wycofaniu wszystkich wojsk do końca sierpnia wydaje się nieodwracalna.

„Możemy znieść wszystko, tylko nie hańbę”

Chan ma dwóch synów i dwie córki. To ze względu na nich postanowił, że opuszczą wiejski dom. Chłopcy często są werbowani w szeregi talibów, a córki zmuszane do poślubienia bojowników. Za odmowę oddania dzieci w najlepszym razie otrzymuje się chłostę.

Talibowie przyszli do domu Chana. Wcześniej o tym, że nadchodzą, donieśli mu sąsiedzi. Chan ukrył potomków. Najbardziej obawiał się, by nie zabrali jego szesnastoletniej córki. Gdy bojownicy zobaczyli, że w domu nie ma ­synów, powiedzieli mu, żeby to on wstąpił w szeregi ugrupowania. Chcieli wydać mu broń, ale wyłgał się chorobą.

– Jesteśmy w stanie znieść wojnę, bo wyrośliśmy w trakcie jej trwania, straciliśmy podczas niej członków rodziny, nasza młodzież odnosiła rany na skutek walk, a mimo to nie opuszczaliśmy naszych domów. Możemy znieść wszystko, ale nie hańbę i napady na nasze domy i córki – mówi Chan.

Ze wsi rodzina udała się do Fajzabadu, stolicy prowincji Badachszan. Wkrótce w mieście wybuchły walki, jakich nie doświadczyli w dystrykcie Awan. W budynek sąsiadujący z domem, w którym się zatrzymali, trafił pocisk. Zginęły dwie kobiety, a jedną raniono. Chan, jego ojciec, żona i dzieci chcieli wyjechać jak najszybciej.

Ostrzał przy drodze

Czekali przy trasie na mikrobus, których kierowcy w ostatnich dniach zwietrzyli interes. Za drogę do Kabulu nie chcieli już tysiąca afgani (równowartość 48 zł) od osoby, tylko pięć tysięcy afgani (242 zł) i nie miało znaczenia, czy pasażerem jest dziecko, czy dorosły. Choć w mikrobusach jest miejsce dla ośmiu osób, to upychali w nich nawet dwa razy tyle. Nim Chan z rodziną doczekali się na transport, zostali ostrzelani. Nagle obok nich jakby znikąd spadł pocisk. Wybuch zabił ojca Chana. Reszta rodziny doznała lekkich obrażeń od odłamków. Fajzabad był na skraju upadku, więc Chan pochował chybcikiem ojca, a rany przewiązali ubraniami, by nie sączyła się krew. Wciąż oszołomieni tym, co się wydarzyło, wsiedli do mikrobusa.

Tylko w pierwszych dziesięciu dniach sierpnia do 15 placówek wspieranych przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża zgłosiło się 4042 pacjentów z ranami powstałymi od różnego rodzaju broni. W lipcu było ich niemal 13 tys.

W ciągu pierwszego półrocza 2021 r. zginęło przynajmniej 1659 cywilów, a 3254 raniono. Według ONZ to o 47 proc. więcej ofiar niż w tym samym okresie roku minionego. Jeśli przemoc nie zostanie wstrzymana, liczba rannych i zabitych może być najwyższa od 2009 r., czyli odkąd ONZ prowadzi statystyki.

Życie nic nie warte

Po drodze Chan mijał posterunki to jednej, to drugiej strony. Gdy pytali go, dokąd się wybierają, mówił, że z Kabulu lecą do Iranu, co na posterunkach przyjmowano ze zrozumieniem. Dla biednej rodziny wymówka na poczekaniu była marzeniem nie do zrealizowania. Otrzymanie wizy jest już praktycznie niemożliwe.

Dopiero po drodze do Kabulu rodzinie Chana udzielono pierwszej pomocy w jednym ze szpitali. To znaczy przemyto im rany i założono opatrunki. Nikt nie miał głowy, by wyciągać odłamki tkwiące w ich ciałach. W stolicy Chan nie wie, gdzie otrzymać bezpłatną pomoc, a na prywatną nie ma pieniędzy.

– Nie stać mnie na wizytę u lekarza. Ledwie nam starcza na jedzenie, więc o operacji nawet nie mam co marzyć – stwierdza.

Dlatego w wychudzonych plecach Chana kawałek metalu znajduje się do dzisiaj.

W dniu, w którym wraz z rodziną wyjechał, Badachszan, podobnie jak stolice dwóch innych prowincji, został zajęty przez talibów. Także Kabul niedługo może znaleźć się w ich zasięgu.

– Jedyne, czego chcą ludzie w tym kraju, to pokoju. I to chyba zbyt wiele, bo pokój nigdy nie nastał. Walki trwają, a w rezultacie giną niewinni ludzie – mówi Chan. – Obie strony siedzą bezpieczne na swoich pozycjach, a tymczasem my, przypadkowe ofiary, umieramy i jesteśmy okaleczani. Nasze życie nie ma wartości dla żadnej ze stron.

Do obozów rozsianych po mieście nieustannie trafiają kolejni ludzie. Mieszkańcy metropolii od dawna mierzą się z ogromną biedą. Ten kryzys tylko pogłębia straszną już sytuację humanitarną. ©

Tekst ukończono 13 sierpnia.


Sprawdź nasz serwis specjalny o sytuacji w Afganistanie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021