Tajna misja w Rydze

Na rokowania, które miały zakończyć wojnę polsko-bolszewicką, jesienią 1920 r. do stolicy Łotwy zjechali dyplomaci, dziennikarze i szpiedzy. Wśród nich pewien jeszcze mało znany 27-latek.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

Ryga, ilustracja z 1920 r. /  / JAIME ABECASIS / BEW
Ryga, ilustracja z 1920 r. / / JAIME ABECASIS / BEW

Później miał stać się jedną ze znaczących postaci polskiej historii XX stulecia. Uczestnik życia politycznego II Rzeczypospolitej – jako szef gabinetu premiera w okresie rządów Józefa Piłsudskiego i Kazimierza Bartla. A także – jako uczestnik jej życia literackiego. Jerzy Giedroyc pisał o nim, że był „piłsudczykiem w wydaniu bartlowskim (...) zwolennikiem Piłsudskiego demokratycznego”. We wrześniu 1939 r. opuścił Polskę, by już nie wrócić. Zamieszkał w Szwajcarii, skąd współpracował z paryską „Kulturą” jako autor felietonów i esejów. Dziś jest uznawany za jednego z twórców współczesnego polskiego eseju literackiego.

Mało kto wie, że w pewnym okresie był też człowiekiem wywiadu wojskowego. Dla ludzi jego formacji taka służba młodemu państwu była czymś oczywistym – wpisywała się w wysiłek zachowania świeżo odzyskanej niepodległości.

Zakonspirowany jako dziennikarz

Gdy sto lat temu w Europie Środkowej rodziły się i walczyły ze sobą nowe państwa, na myśl polityczną młodego (rocznik 1893) Jerzego Stempowskiego – bo o nim mowa – silny wpływ wywarło niewątpliwie miejsce, gdzie od XVIII w. osiadła jego ziemiańska rodzina: majątek Szebutyńce nad Dniestrem, w tej części Podola, która do I wojny światowej była w zaborze rosyjskim. Jeszcze większy wpływ na jego rozwój miał ojciec – Stanisław, działacz polityczny, w carskiej Rosji skazany za działalność socjalistyczną.

W czasie I wojny światowej Jerzy studiował w Szwajcarii, a w 1919 r. został zatrudniony w Poselstwie Polskim w Bernie, skąd przyjechał do Warszawy jako kurier dyplomatyczny. Podczas wojny z bolszewikami zgłosił się do wojska, ale w działaniach wojennych nie brał udziału. W październiku 1920 r. zatrudniony został w Departamencie Informacji MSZ.

W jego biogramie zamieszczonym w Polskim Słowniku Biograficznym czytamy, że pod koniec 1920 r. Jerzy Stempowski, „zakonspirowany jako zagraniczny dziennikarz Rajmund Niholm, został wysłany do Rygi w związku z rokowaniami pokojowymi z Rosją Sowiecką”. W obszernym biogramie informacja ta zajmuje niewiele miejsca – można by sądzić, że wyjazd do Rygi był tylko drobnym epizodem w jego długim i wypełnionym wieloma zajęciami życiu.

Co może zmienić takie wrażenie, to pozostawiony przez Stempowskiego tajny raport o jego misji w Rydze (jego rękopis znajduje się dziś w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego).

Niemiecka flaga na tle Rygi zajętej przez armię pruską w czasie I wojny światowej. Ilustracja z 1920 r. / JAIME ABECASIS / BEW

Cel: wywiad polityczny

Skorygujmy dane z biogramu. Misja Stempowskiego nie zaczęła się pod koniec 1920 r. – zgodnie z jego raportem, wyjechał z Warszawy do Rygi 17 września i przybył tam 21 września, w dniu rozpoczęcia konferencji. Jeśli przyjmiemy za biogramem w PSB, że został zatrudniony w ministerstwie w październiku, to można przyjąć, że nie został skierowany do Rygi przez MSZ.

Wszystko wskazuje na to, że instytucją wysyłającą było Biuro Propagandy Zagranicznej przy Prezydium Rady Ministrów. Wraz z raportem zachowało się pismo Biura do attaché prasowego polskiego poselstwa w Rydze Jana Cynarskiego-Krzesławskiego z 17 września 1920 r., polecające Rajmunda Nihölma, z prośbą o udzielenie mu pomocy przy zbieraniu informacji.

Wszystko też wskazuje, że Stempowski działał w Rydze jako współpracownik wywiadu wojskowego (tj. II Oddziału Sztabu Generalnego). Mówi nam o tym m.in. treść raportu, który skierowany jest do Komendy Naczelnej Polskiej Organizacji Wojskowej – stanowiącej w tamtym czasie ważny instrument wywiadowczy w rękach Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego. Przy tym Stempowski kontaktuje się w Rydze głównie z agentami polskiego wywiadu wojskowego i generałem Mieczysławem Kulińskim (nieoficjalnym wysłannikiem Piłsudskiego na rokowania), a następnie z pułkownikiem Ignacym Matuszewskim, który zastąpił Kulińskiego. Niektóre swoje informacje wysyła bezpośrednio do II Oddziału.

Sam Stempowski określa swoją aktywność w Rydze jako „wywiad polityczny”. Jego raport obejmuje okres od 21 września do 9 listopada 1920 r. W tym czasie delegacja polska, pod przewodnictwem wiceministra spraw zagranicznych Jana Dąbskiego, prowadziła żmudne pertraktacje z delegacją bolszewicką. Na jej czele stał doświadczony dyplomata Adolf Abramowicz Joffe, uważający się (nie bez racji) za najwybitniejszego dyplomatę sowieckiego.

Rezultatem tych przewlekłych debat, na które wpływ miały bieżące wydarzenia wojenne i polityczne, było podpisanie 12 października preliminariów pokojowych. Zawarto w nich wstępne warunki układu pokojowego, podpisanego następnie 18 marca następnego roku.

Negocjacje i ich kulisy

Rokowania w Rydze budziły duże zainteresowanie prasy, głównie brytyjskiej i amerykańskiej. Akredytowano ok. 80 korespondentów, spośród których wielu występowało w podwójnej roli. Mieli swobodę poruszania się po mieście i okolicy, podobnie zresztą jak członkowie obu delegacji.

„Korespondenci zagraniczni – pisał Stempowski w swoim raporcie – spełniali w wielu wypadkach rolę wywiadowców. Informacja prasy przez delegację polską działała tak opieszale, że dziennikarze polscy za zgodą Dąbskiego zwracali się też do Hotelu Pietrogradzkiego [Petersburskiego], gdzie mieszkała delegacja sowiecka. W tej ostatniej powstały obawy, aby informacje sekretne nie wydostały się tą drogą na zewnątrz. Dla zapobieżenia temu Joffe zorganizował informację korespondentów jak następuje: każdy z korespondentów był informowanym przez jednego z członków delegacji i miał poleconym nie zwracać się do innych. W ten sposób każdy z informatorów miał kompletny obraz wiadomości udzielonych swemu korespondentowi. Niektórzy dziennikarze, pracujący specjalnie z bolszewikami lub będący na służbie sowieckiej (...) rozmawiali swobodnie ze wszystkimi”.

Stempowski przekazywał zebrane informacje w dwa miejsca: „wszystkie wiadomości, jakie zebrał w ciągu dnia” polskiemu oficerowi wywiadu oraz „główne wiadomości natury politycznej” – przez pośrednika – przewodniczącemu delegacji polskiej Dąbskiemu.

Nie miał najlepszego zdania o delegacji polskiej. W pierwszej fazie konferencji składała się ona z przedstawicieli głównych partii w Sejmie, bardzo skonfliktowanych, którzy siłą rzeczy z trudem uzgadniali wspólne stanowisko w omawianych sprawach. „W łonie delegacji polskiej – pisał Stempowski – decyzje zapadały po długich dyskusjach, teksty deklaracji polskich były ustalane po uprzednich głosowaniach i z tego powodu nie mogły być więcej modyfikowanymi w zależności od informacji i wypadków ostatniej chwili”.

Powoływał się przy tym na własne informacje z siedziby delegacji sowieckiej z początku października, kiedy to „dezorientacja i rozbieżność zdań w Hotelu Pietrogradzkim była tak wielka, że pomyślny przebieg pertraktacji został zapewniony tylko przez inicjatywę osobistą Joffego, który w chwili krytycznej wziął na siebie odpowiedzialność za całokształt negocjacji i w rozmowach osobistych z Dąbskim powziął samodzielne decyzje we wszystkich głównych kwestiach spornych”. Stempowski uważał, że delegacja polska mogła wykorzystać tę sytuację, „gdyby ostatnia posiadała bardziej giętką organizację wewnętrzną”.

Z czasem ciężar negocjacji został przeniesiony na obu przewodniczących, którzy następnie informowali pozostałych delegatów o przyjętych ustaleniach. Przyspieszyło to pertraktacje.

Rozmowy nie zawsze trzeźwe

Stempowskiemu udało się, za pośrednictwem poznanego dziennikarza z USA, zbliżyć do delegacji sowieckiej. Dziennikarz był przedstawicielem jednego z ważnych pism Partii Republikańskiej, znał trochę rosyjski i w 1919 r. odbył podróż po Rosji na koszt bolszewików. Znał wielu spośród ich polityków i często rozmawiał z Joffem oraz innymi członkami delegacji bolszewickiej. Zdaniem Stempowskiego, dziennikarz ten prowadził „pewien wywiad wśród bolszewików” na rzecz Republikanów, a może na rzecz rządu federalnego USA. Dzięki niemu miał codzienne informacje o nastrojach w delegacji bolszewickiej i za jego pośrednictwem zamierzał nawiązać bliższy kontakt z delegacją.

Okazją do tego miała być niedzielna wycieczka za miasto delegacji bolszewickiej, na którą zaproszono Amerykanina i za jego pośrednictwem Stempowskiego. Niestety, zaproszenie cofnięto na skutek dekonspirującego donosu, jaki otrzymał wywiad bolszewicki. Amerykanin poinformował Stempowskiego, że donos napisano po polsku na maszynie. Stempowski uważał, że mógł on zostać napisany tylko na „jednej z maszyn polskich, znajdujących się w Rydze”. Odtąd stracił możliwość bezpośredniego kontaktu z delegacją bolszewicką.

Delegacja polska rezydowała w Hotelu Rzymskim, który też był w kręgu zainteresowań Stempowskiego. Korzystając ze swych kontaktów stricte wywiadowczych dowiedział się, że jeden z kelnerów jest na usługach bolszewików. Poinformował o tym polską delegację. „Wywiad przez służbę hotelową – pisał w raporcie – który w normalnych warunkach nie byłby niebezpiecznym, mógł dać bolszewikom ważne informacje ze względu na nieostrożność delegatów polskich, którzy w restauracji i na korytarzach, często w stanie nietrzeźwym, rozmawiali o kwestiach mogących żywo zainteresować wywiadowców łotewskich lub bolszewickich”.

Jerzy Stempowski, Paryż 1921 r. / ARCHIWUM CEZAREGO GAWRYSIA / FOTONOVA

Koniec idei Piłsudskiego

Delegacja sowiecka w Rydze dążyła do uznania jej przez stronę polską za reprezentantkę nie tylko bolszewickiej Rosji, ale też bolszewickiej Ukrainy i Białorusi. Była to próba – udana, jak się okazało – storpedowania federalistycznych planów Piłsudskiego.

Przedstawicielem Ukrainy i zastępcą Joffego w delegacji bolszewickiej był Dmytro Manuilski – ludowy komisarz rolnictwa bolszewickiej Ukrainy. Stempowski postanowił nawiązać z nim kontakt za pośrednictwem mężczyzny, który był znajomym Manuilskiego. „Nalegając na wspólność interesów politycznych polsko-ukraińskich – pisał Stempowski – prosiłem (...) o odnowienie znajomości z Manuilskim i wybadanie go na temat najbliższych zamiarów delegacji sowieckiej”.

Informacje pozyskane od Manuilskiego za pośrednictwem jego znajomego Stempowski przekazywał bezpośrednio II Oddziałowi oraz ministrowi spraw zagranicznych w rządzie Ukraińskiej Republiki Ludowej – od wiosny 1920 r. związanej z Polską sojuszem i działającej pod przywództwem Symona Petlury (ministrem rolnictwa w tym rządzie był jego ojciec, wspomniany już, Stanisław, gorący zwolennik zbliżenia Polaków i Ukraińców).

Manuilski okazał się dla Stempowskiego cennym źródłem zwłaszcza w okresie, gdy rokowania weszły w fazę przełomową, zakończoną porozumieniem z 5 października. Sowiecki ludowy komisarz (tj. minister) spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin uważał to porozumienie za „faktyczne podpisanie pokoju”. Bolszewicy zgodzili się w nim na polską propozycję przebiegu granicy, a delegacja polska na podpisanie preliminariów i rozejmu do 8 października. Było to dla bolszewików ważne, gdyż umożliwiało przerzucenie wojsk z frontu polskiego na front południowy, gdzie trwała walka z siłami „białego” generała Wrangla. Polacy zgodzili się ponadto na parę innych ustępstw.

Tak o znaczeniu tego porozumienia pisał historyk Jerzy Borzęcki: „Wspólne oświadczenie położyło ostatecznie kres koncepcji federalistycznej, którą wpływowa mniejszość w Polsce oraz większość w wyższych kręgach wojskowych wciąż jeszcze miała nadzieję zrealizować, choćby tylko częściowo. Eksperci wojskowi przy polskiej delegacji – podniesieni na duchu ostatnimi polskimi sukcesami na froncie – byli szczególnie zaskoczeni i zawiedzeni. (...) Nawet lojalny wobec delegacji generał Kuliński był najwidoczniej zaszokowany oświadczeniem z 5 października, gdyż następnego dnia złożył Dąbskiemu votum separatum”.

Próba dezinformacji

Borzęcki pisał dalej: „Zgodnie z informacją otrzymaną przez Sowietów od Polaków, Sapieha [szef polskiego MSZ] – który ostatnio zbliżył się do Piłsudskiego – chciał odłożyć podpisanie rozejmu o co najmniej 10 dni. Planowana przez niego podróż do Rygi została w ostatniej chwili udaremniona przez premiera Witosa oraz wicepremiera Ignacego Daszyńskiego. Ci dwaj politycy, wraz z Dąbskim, byli rzeczywistymi przywódcami partii pokojowej”.

Stempowski był bardzo krytyczny wobec przyjętego porozumienia. Uważał, że jest ono trudne do pogodzenia z faktem ciężkiej sytuacji wojskowej i politycznej bolszewików oraz że jest też formą rozejmu, skierowaną bezpośrednio przeciw Wranglowi, którego właśnie uznała Francja. Pisał, że według niektórych członków polskiej delegacji protokół z 5 października podpisany został przez Dąbskiego na jego własną odpowiedzialność.

W tej sytuacji – zakładając, że rządowi i delegacji polskiej może „ewentualnie” zależeć na przesunięciu daty podpisania rozejmu poza 8 października – Stempowski postanowił podjąć własne działania. Wspomnianego już swojego informatora, który utrzymywał kontakty z Manuilskim i innymi członkami delegacji bolszewickiej, wysłał do Hotelu Petersburskiego, by zakomunikował, że Polakom nie zależy na natychmiastowym upadku bolszewików, że gotowi są zrobić pewne kroki dla ocalenia ich od natychmiastowej katastrofy, i że właśnie dlatego Dąbski podpisał protokół z 5 października. Sugerował, aby bolszewicy w swoim interesie nie nalegali na przyspieszenie terminu podpisania preliminariów i rozejmu, zanim ta nowa orientacja polityki polskiej ostatecznie się nie ujawni.

Jak się jednak okazało, bolszewicy zdawali sobie sprawę z tej intencji strony polskiej. Ostatecznie termin podpisania preliminariów i rozejmu ustalono na 12 października.

Gra wokół Białorusi

Gdy to już nastąpiło, Stempowski zbliżył się do przebywających w Rydze polityków białoruskich. Reprezentowali oni dwie opcje polityczne. Delegatami rządu Białoruskiej Republiki Ludowej, starającego się o utworzenie niezależnej Białorusi, byli jego premier Wacław Łastowski oraz Alaksandr Ćwikiewicz i Antoni Owsianik. Z kolei czerwoną Białoruś reprezentował przewodniczący Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego Aleksander Czerwiakow.

Delegacja BRL przyjechała do Rygi, by wziąć udział w negocjacjach, ale nie została dopuszczona do nich, za wspólną zgodą delegacji polskiej i bolszewickiej. Podobnie było z Czerwiakowem, który nie uzyskał oficjalnego statusu. Natomiast Komitet Wojskowo-Rewolucyjny (tzw. Rewkom), którego był przewodniczącym, we wrześniu postanowił udzielić Rosji bolszewickiej „najszerszego mandatu do prowadzenia pokojowych negocjacji z Polską w kwestiach przede wszystkim granic Białorusi”.

O politykach BRL Stempowski pisał, że „wszyscy robią wrażenie ludzi uczciwych, nieprzejednanych, mocno wierzących w swoją sprawę”, ale jednocześnie „są to ludzie uparci w swoich doktrynach, niesforni w pracy i pozbawieni pozytywności”. W tym czasie, tracąc grunt pod nogami, byli skłonni do ustępstw na rzecz Polski. W czasie pertraktacji ryskich kontakt z tymi Białorusinami utrzymywali polscy delegaci Leon Wasilewski (bliski Piłsudskiemu) i Witold Kamieniecki. Stempowski przekazywał im treść swoich rozmów z Białorusinami i swoje konkluzje. Z kontaktów z oboma posłami odniósł jednak wrażenie, że nie mają oni instrukcji ani pełnomocnictw, a dyskusje w delegacji polskiej w kwestii białoruskiej dały rezultat negatywny, głównie za sprawą endeka Stanisława Grabskiego, który potrafił przekonać innych.

O Czerwiakowie pisał Stempowski, że zrobił na nim wrażenie człowieka „bardziej zrównoważonego, spokojnego i rozsądnego” od osób z grupy Łastowskiego. „Jest dla mnie oczywistym – pisał Stempowski – że Czerwiakow nie jest wcale komunistą, ani nawet socjalistą, ale dobrym nacjonalistą białoruskim, który dla względów oportunizmu pracował z bolszewikami”. Z wielogodzinnych rozmów z Czerwiakowem odniósł wrażenie, że jest on źle widziany zarówno przez delegację polską, jak i przez rząd bolszewicki.

Pewne potwierdzenie ocen Stempowskiego stanowi analiza II Oddziału z 1928 r., zatytułowana „Krótki przegląd kwestii białoruskiej”. Pada tu teza, że w przypadku pomyślnego zakończenia negocjacji delegacji BRL z delegacją polską w Rydze Czerwiakow miał przejść do antybolszewickiego obozu (aresztowany podczas Wielkiego Terroru, w 1937 r. popełnił samobójstwo w więzieniu).

O szczególnej relacji Stempowskiego z Białorusinami może świadczyć też fakt, że w jego papierach w BUW znajdują się kopie dwóch memoriałów w języku francuskim, dotyczących stanowiska dwóch ośrodków białoruskich wobec traktatu polsko-bolszewickiego. Prawdopodobnie zostały przekazane Stempowskiemu – pierwszy przez przedstawicieli BRL, a drugi przez Czerwiakowa.

Ni paix ni guerre

W swoim raporcie Stempowski odnosił się też do pewnych mniej istotnych (na pozór) szczegółów, z których można było jednak wyciągać szersze wnioski. Np. zwracał uwagę na znaczenie kontrabandy, jaka płynęła z Rosji na Łotwę i dalej do Europy Zachodniej. Obejmowała carskie ruble, za które bolszewicy kupowali złoto i waluty. Większość kontrabandy przewożono w walizach dyplomatycznych, niepodlegających kontroli. „Kupowanie złotych przedmiotów i des objects d’art dla zrobienia z nich sztabek złotych jest operacją przynoszącą wielkie straty. Jeżeli bolszewicy dokonują takich operacji na większą skalę, jest to niewątpliwym dowodem, że przygotowują się oni nie do handlu, ale do rewolucji wszechświatowej i z tego powodu liczą bardziej na złoto niż na waluty zagraniczne” – oceniał.

W konkluzjach swojego raportu Stempowski sceptycznie ocenił perspektywy trwałego pokoju między Rosją bolszewicką i krajami ościennymi, w tym Polską. Uważał, że bolszewikom najbardziej będzie odpowiadał stan pośredni – ni paix ni guerre (ani pokój, ani wojna). Strategię tę stosowali zresztą już od momentu objęcia władzy w Rosji. Jak pokazały kolejne lata i dekady, był to wniosek wyjątkowo proroczy.

Dziś taką strategię nazywamy „wojną hybrydową”. ©

Autor jest historykiem, profesorem nauk humanistycznych. Pracuje na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w Polskiej Akademii Nauk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019