Ładowanie...
Przegrane zwycięstwo
Przegrane zwycięstwo
BARTOSZ DZIEWANOWSKI-STEFAŃCZYK: W swojej najnowszej książce o wojnie polsko-bolszewickiej pisze Pan, że była nieunikniona. Dlaczego?
ANDRZEJ CHWALBA: Bolszewicka Rosja była przeciwnikiem polskich aspiracji niepodległościowych, chciała przejąć całe terytorium dawnej Rosji carskiej. Z kolei polscy politycy – i to niezależnie od różnic ideowych – uważali, że Polska ma prawo do ziem byłego zaboru rosyjskiego, gdyż stanowiły część dawnej polsko-litewskiej Rzeczypospolitej. Zastanawiano się, czy Ukraińcom, Litwinom, Łotyszom i Białorusinom umożliwić własne formy państwowości, ale co do samej zasady sądzono, że uregulowanie tych kwestii to wewnętrzna sprawa polska. Były tu też inne strony: biała Rosja, która również nie zamierzała rezygnować z dawnego zaboru, oraz wspierająca ją Ententa. Alianci uważali, że o przyszłości ziem należących do Rosji carskiej powinna decydować biała Rosja, Polsce przypisywali tu rolę petenta. Z tym nie zgadzali się ani Dmowski, ani Piłsudski, ani Witos – pod tym względem wyjątkowo zgodni. O tym, kto ma rację, musiała rozstrzygnąć wojna.
Dlaczego twierdzi Pan, że było to przegrane zwycięstwo?
W sierpniu-wrześniu 1920 r. Piłsudski wygrał nad Wisłą i Niemnem, ale jego wizja Europy Środkowo-Wschodniej – Polski i jej wschodnich sąsiadów – koniec końców przegrała. Podczas polsko-bolszewickich rokowań w Rydze, zakończonych traktatem pokojowym, to jego polityczni wrogowie mieli przewagę. Owszem, wygraliśmy tę wojnę, bo obroniliśmy niepodległość, a to była dla nas kwestia „być albo nie być”: zwycięstwo Armii Czerwonej oznaczałoby kres suwerennej Polski i zapewne także państw bałtyckich. Ale przegraliśmy ją politycznie oraz wizerunkowo na arenie światowej. Nie tylko europejska lewica, ale też znaczna część świata była po stronie Moskwy, a nie Warszawy. Polska była powszechnie uważana za państwo imperialne, za agresora. Ten wizerunek do dziś jest konserwowany i wykorzystywany m.in. przez kremlowską propagandę.
Jaka była wtedy reakcja świata?
W latach 1919-20 w licznych i głośnych środowiskach w Europie i świecie postrzegano tę wojnę jako starcie dobra – czyli bolszewickiej Rosji – ze złem, czyli z Polską. Z dzisiejszej perspektywy, gdy wiemy, czym była sowiecka utopia, może się to wydać dziwne. Ale wtedy znaczna część mieszkańców Europy życzyła zwycięstwa bolszewickiemu eksperymentowi: chciano wierzyć, że to autentyczne państwo robotników i chłopów. Wieści o terrorze Czeka były skąpe, stalinowski świat zbrodni miał dopiero nadejść. W bolszewickiej Rosji widziano państwo, które jako pierwsze wyszło z Wielkiej Wojny, zawierając już na początku 1918 r. pokój z Niemcami i Austro-Węgrami. Dlatego nie powinno dziwić, że tysiące ludzi w Europie i poza nią manifestowały poparcie dla Moskwy w walce z rzekomym polskim imperializmem. Propolskich wieców nie organizowano. Strajkujący dokerzy nie chcieli ładować statków ze sprzętem wojennym dla Polski, a robotnicy odmawiali jego produkcji na wieść, że ma być użyty przeciw państwu, które – jak wierzyli – miłuje pokój i chce szczęścia ludzkości.
Jak światowi historycy opisywali tę wojnę?
Kiedyś albo lekceważono polski wysiłek, albo oskarżano Polskę o agresję. Bardziej wyważone sądy były rzadkie. Powoli zaczęło się to zmieniać po 1989 r., coraz więcej było uczciwych opinii, dalekich od tez nacechowanych ideologią prosowiecką. Wprawdzie z perspektywy Wielkiej Wojny ten konflikt wciąż lokuje się na peryferiach, jako jeden z epizodów powersalskich, ale w popularnych leksykonach zachodnich bitwa warszawska jest dziś wymieniana niejednokrotnie wśród stu najważniejszych starć w dziejach świata, podobnie jak Grunwald czy Wiedeń. Natomiast znana w Polsce teza lorda Edgara d’Abernona – o bitwie warszawskiej jako osiemnastej spośród tych najważniejszych w dziejach globu – nie trafiła do światowej literatury historycznej ani publicystyki. W Polsce spieraliśmy się, kto był autorem planu tej bitwy, Piłsudski czy szef sztabu gen. Tadeusz Rozwadowski. W historiografii europejskiej i amerykańskiej ten spór nie istnieje. Od dekad we francuskojęzycznej literaturze historycznej zwycięzcą tej bitwy był szef alianckiej misji gen. Maxime Weygand. W literaturze brytyjskiej bywało, że w tej roli obsadzano… premiera Lloyda George’a, który miał jakoby przygotować zwycięstwo od strony politycznej! To także świadectwo przegranego zwycięstwa.
Jak ocenia Pan tezę, obecną już w okresie międzywojennym, że w 1919 r. straciliśmy szansę na zniszczenie bolszewików, nie podejmując wspólnej akcji przeciw nim razem z wojskami białej Rosji?
To bajkopisarstwo. Jesienią 1919 r. Wojsko Polskie nadal się formowało, miało za mało sprzętu i ludzi, bo roczniki poborowych przeorała Wielka Wojna. Do tego cały czas walczyło na kilku frontach. Kraj nie miał przemysłu zbrojeniowego, nasilały się nastroje pacyfistyczne. Nie można było realnie myśleć o wspólnym zwycięstwie białych i Piłsudskiego nad bolszewikami. Ponadto polski atak na Moskwę mógł spowodować mobilizację Rosjan, nawet tych nieprzyjaznych czerwonym. Również światowa opinia potępiłaby nas.
Temat tamtej wojny wraca we współczesnych relacjach polsko-rosyjskich. Dla odwrócenia uwagi od zbrodni katyńskiej, od 1989 r. Moskwa lansuje tzw. anty-Katyń, zarzucając Polsce zbrodnie na jeńcach sowieckich z wojny 1920 r. Dziś znów się pojawi?
Zapewne niejeden raz jeszcze będzie on orężem kremlowskiej polityki, nawet jeśli o rzekomych polskich zbrodniach opowiadają dziś tylko tzw. dworscy historycy rosyjscy. Pozostali mają podobne zdanie jak badacze polscy i międzynarodowi: że nikt nie mordował czerwonoarmistów w obozach jenieckich. Umierali oni na choroby zakaźne, na czele z tyfusem, cholerą i hiszpanką. Polska była wyniszczona przez sześć lat wojen, brak leków i żywności dotykał większości społeczeństwa. Także polscy żołnierze umierali na choroby. Warto natomiast przywołać liczne zabójstwa polskich jeńców przez bolszewików, zwłaszcza z konnych formacji Budionnego i Gaj-Chana. W odwecie zdarzało się rozstrzeliwanie jeńców bolszewickich. Ale to były przypadki, nie reguła.
Jaki wpływ miał rok 1920 na tworzenie się polskiej świadomości zbiorowej? Z najnowszych badań wynika, że nie wszyscy obywatele powstającego państwa, którzy mówili po polsku, mieli sprecyzowaną tożsamość narodową.
W chwili zakończenia Wielkiej Wojny jedynie polscy mieszkańcy zaboru pruskiego z wszystkich warstw społecznych czuli się Polakami. Natomiast całkiem liczni polskojęzyczni mieszkańcy wsi w Galicji, a jeszcze liczniejsi w Kongresówce nie uważali się za Polaków. Dla nich Polak to był pan, który źle życzy chłopom i chce, by wróciła pańszczyzna. Najsłabiej polska tożsamość przejawiała się na wschód od Bugu i Niemna. To nie była wina tych ludzi, to bieg dziejów nie pozwolił im na szybszą identyfikację z polskością. W tym sensie wojna polsko-bolszewicka zdecydowanie przyspieszyła proces dojrzewania narodowego tych, którzy jeszcze nie czuli się cząstką narodu. Wspólna praca aparatu państwowego, wojska, Kościoła katolickiego, środowisk obywatelskich, twórców – to wszystko przyniosło dobre skutki. Nie znaczy to, że w 1921 r. wszyscy, którzy mówili po polsku, czuli się już Polakami. To się stanie dopiero po kolejnych kilkunastu latach.
Profesor Andrzej Nowak uważa, że w 1920 r. Polska została po raz pierwszy zdradzona przez Zachód, który zostawił nas na pastwę bolszewików. A czy my też nie mamy na sumieniu zdrady naszych sąsiadów?
Polska nie była wtedy sojusznikiem Francuzów i Brytyjczyków, więc trudno mówić, że nas zdradzili, skoro nie przysięgali nam wierności. Oba mocarstwa kolonialne kierowały się, co zrozumiałe, własnymi interesami i możemy się tylko zżymać, że nie zawsze rozumiały interesy Polaków. Dla Paryża i Londynu byliśmy krajem znikąd. Co do naszych sąsiadów, to Litwini czują pewien resentyment, ale o Wilno i Żeligowskiego. Białorusini nie mają do nas żalu, bo polscy politycy nie zapowiadali powołania państwa białoruskiego. Natomiast mieliśmy sojusz wojskowy z Ukraińską Republiką Ludową Symona Petlury, choć Sejm nie ratyfikował tej umowy. Podczas rokowań w Rydze polscy politycy porzucili Petlurę. Miał on prawo do ostrego komentarza wobec postawy Warszawy. Stąd też znane przeprosiny Piłsudskiego. Stojąc w maju 1921 r. przed ukraińskimi oficerami, Marszałek powiedział: „Ja was przepraszam, panowie, ja was bardzo przepraszam, tak nie miało być”. ©
Prof. ANDRZEJ CHWALBA jest wykładowcą UJ. Autor książek o historii Polski w wiekach XIX i XX. W połowie sierpnia w Czarnym ukaże się jego nowa praca „Przegrane zwycięstwo. Wojna polsko-bolszewicka 1918-1920”.
Dr BARTOSZ DZIEWANOWSKI-STEFAŃCZYK jest historykiem, zastępcą kierownika działu naukowego Instytutu Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.
WSTRZĄSY WTÓRNE W EUROPIE
„Po Wielkiej Wojnie. Nowa Europa 1918-1923” – taki tytuł nosi wystawa opowiadająca o losach Europy Środkowo-Wschodniej po I wojnie światowej. Od 13 sierpnia będzie prezentowana na placu Piłsudskiego w Warszawie; wcześniej odwiedziła Pragę, Sarajewo, Bratysławę, Verdun, Berlin, Weimar, Wrocław i Kraków. Andrzej Chwalba uczestniczył w jej powstawaniu, a jej kuratorami są Robert Żurek i Bartosz Dziewanowski-Stefańczyk. Informacje o wystawie można znaleźć na stronie jej organizatora, Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność: https://enrs.eu/afterthegreatwar
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]