Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1
Tytułowy problem należy do kategorii wciąż aktualnych i wyzwalających skrajne namiętności. Choćby dlatego zastanawia (nawet: niepokoi) epitet „patologiczny”. Dialog może być trudny, nieudany lub pozorowany; „patologiczny dialog” to niebezpieczna metafora.
2
Zastanawia i niepokoi także sam artykuł. Obok słusznych postulatów pojawiają się w nim oceny kojarzące się raczej z populistycznym dziennikarstwem niż wypowiedzią profesjonalisty o znacznym i znanym dorobku naukowym.
3
Bezsporna jest lista spraw, o których wyjaśnienie powinno zadbać państwo polskie bez względu na to, kto nim będzie rządził. Jasiewicz wymienia: losy Polaków, którzy po traktacie ryskim znaleźli się na terytorium Związku Sowieckiego, by w roku 1937 stać się ofiarami wielkiej operacji NKWD (144 tys. aresztowanych, 111 tys. rozstrzelanych); teczki osobowe ofiar zbrodni katyńskiej (autor artykułu należy do tych, którzy nie wierzą w zapewnienia Rosjan, iż zostały zniszczone); tzw. obławę augustowską z lata 1945 r., w której zginęło około 1500 członków niepodległościowego podziemia.
Prof. Jasiewicz uważa, że należy wyjaśnić te sprawy „niezależnie od tego, czy w odpowiedzi odezwą się pomruki gniewu w Moskwie”. Bardzo pięknie powiedziane; pozostaje trudne pytanie: czy można lekceważyć pomruki Moskwy, skoro decyzja odtajnienia dokumentów i przekazania ich Polsce pozostaje w jej rękach?
4
Spokojny ton wywodu znika, gdy Jasiewicz przechodzi do oceny instytucji powołanych do rozmów z Rosjanami. „Niestety – powiada – dialog polsko-rosyjski w sprawach historycznych ma kształt patologiczny. Zamiast uciec od polityki, historia – (...) została upolityczniona i stała się przedmiotem targu”. I dodaje: „Polsko-Rosyjska Grupa ds. Trudnych nawiązała do tradycji partyjno-państwowej komisji z czasów PRL, a już szczytem absurdu był list jej współ-przewodniczącego Adama Rotfelda do przywódców obu krajów o sposobie rozwiązania sprawy katyńskiej. Chorym pomysłem są również polskie i rosyjskie centra Dialogu i Pojednania, bo nikomu nie jest potrzebny urzędowy nadzór nad badaniami wschodnimi lub dekretowanie przyjaźni”.
Prof. Jasiewicz nie podejmuje pytania, czy w istniejących warunkach możliwe jest odpolitycznienie dialogu z Rosją o zamordowanych w 1937, 1940 i 1945 r.; nie analizuje też znanych mu (niekoniecznie jednak znanych czytelnikom „Rzepy”) błędów Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych oraz przewinień Centrów Dialogu i Porozumienia. W jego wypowiedzi najgłośniej brzmią zwroty „patologiczny”, „szczyt absurdu”, „chory”. Być może są tacy, których ten sposób argumentacji zadowala.
5
Artykuł Jasiewicza kończy się, dość niespodziewanie, napaścią na Adama Michnika. Kilka zdań naczelnego „Wyborczej”, napisanych po wizycie w Polsce patriarchy Cyryla i postulujących otwarcie archiwów cerkiewnych i kościelnych, posłużyło tu jako uzasadnienie sądów pełnych negatywnych emocji. „Tylko najzwyklejszy dyletant, cierpiący na manię wielkości (...) – powiada prof. Jasiewicz – mógł napisać podobne bzdury”. I dalej: „Michnik nie ma pojęcia o rzeczach najbardziej elementarnych, pisze rzeczy głupie i szkodliwe dla Polski”. Cóż powiedzieć? Jeśli Michnik wygłosił zdanie ryzykowne, budzące wątpliwości, to można było te wątpliwości spokojnie sformułować, nie zaś pisać zdania, w których nie ma niczego poza niechęcią. Cóż jeszcze? Chyba tyle: o dialogu mówi profesor Jasiewicz w języku pozbawionym ducha dialogiczności. Jeśli tak ma wyglądać dialog z Rosją, prowadzony przez profesjonalnych historyków, to – doprawdy – wolę dyplomatyczną świadomość profesora Rotfelda i najzwyklejszy dyletantyzm naczelnego „Wyborczej”.
6
Jeszcze drobiazg: wywód dotyczący Michnika ozdobiony jest klasycznym błędem ortograficznym (zamiast poprawnych „nieopatrznych słów” mamy „nieopaczne słowa”). Nie warto byłoby o tym wspominać, gdyby artykuł profesora Jasiewicza nie był napisany podniesionym głosem i z wyżyn pouczającej wszystkich profesjonalności.