Obława ’45

Była to największa sowiecka zbrodnia na Polakach po II wojnie światowej. Jej ofiar nie znaleziono do dziś. Choć wiadomo już, gdzie mogą spoczywać, poszukiwania uniemożliwia opór białoruskich władz.

18.07.2016

Czyta się kilka minut

Obchody 70. rocznicy obławy augustowskiej przy krzyżu we wsi Giby koło Sejn, symbolicznym grobie ofiar. 19 lipca 2015 r. / Fot. Michał Kość / AGENCJA WSCHÓD / REPORTER
Obchody 70. rocznicy obławy augustowskiej przy krzyżu we wsi Giby koło Sejn, symbolicznym grobie ofiar. 19 lipca 2015 r. / Fot. Michał Kość / AGENCJA WSCHÓD / REPORTER

W roku 1987 brat Stefana Myszczyńskiego miał przyjść do niego we śnie. Powiedział: „Stefan, szukaj mnie przy drodze z Gib do Rygola. Kop!”. Mężczyzna cały dzień chodził po lesie i kopał w różnych miejscach. W końcu natrafił na ludzkie kości.

To była pierwsza nieprzypadkowa ekshumacja. Za nią poszły kolejne.

71 lat temu

Jest połowa lipca 1945 r. Żołnierze sowieccy i funkcjonariusze NKWD, z załadowanym ludźmi wozem – zaprzęgniętym w jednego tylko konia – jadą do wsi Giby koło Suwałk. Dlaczego jechali obok Posejnel? Tego nie wiadomo. „Takie to moje szczęście” – powie po latach Piotr Szyryński, wtedy lat 21.

Zabrali go. Siedzi na „powozce”, między „kamandirem” i drugim, młodszym sowieckim żołnierzem z pepeszą. Jadą w las. Po lewej wyłania się górka i skarpa. Zarośnięta mocno, mocniej niż dziś. Koń mozolnie wspina się na szczyt skarpy. Gdy są już na górze, Szyryński robi salto do przodu, odpychając obu Sowietów od siebie. Wskakuje w krzaki, stacza się na dół skarpy. Wpada w bagno i brnąc w nim, podąża do rzeki. Tam chowa się w trzcinach. Sowieci ścigają go, strzelają na oślep. Odchodzą z niczym. Piotr Szyryński uchodzi z życiem. „Zawsze miałem przeświadczenie, że ja im się żywcem nie oddam” – powie po latach we wspomnieniu nagranym przez lokalnego historyka-pasjonata (dziś dostępnym na portalu YouTube).

Począwszy od 12 lipca 1945 r., oddziały Armii Czerwonej – liczące łącznie aż 45 tys. ludzi – przeprowadziły wielką akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej i jej okolic. Dlaczego tutaj? W tym regionie polskie podziemie zawsze było silne – tak było jeszcze za pierwszej sowieckiej okupacji w latach 1939-41 – i tak było teraz, latem 1945 r. Tymczasem ustalenia jałtańskie sprawiły, że region ten znalazł się – z punktu widzenia komunistów – w miejscu newralgicznym: jako połączenie między Polską w jej nowych granicach a terenem Wileń- szczyzny i Grodzieńszczyzny, gdzie trwało nadal poakowskie podziemie, mające oparcie w Polakach (jeszcze niewysiedlonych). Pacyfikacja Puszczy i jej otuliny miała „zneutralizować” wynikające z tego zagrożenie – dla Sowietów i polskich komunistów.

Akcja została potem nazwana obławą augustowską. Brali w niej udział głównie Sowieci – żołnierze 50. Armii III Frontu Białoruskiego, Wojska Wewnętrzne NKWD, funkcjonariusze kontrwywiadu wojskowego „Smiersz” – ale wspomagani (także w roli tłumaczy) przez funkcjonariuszy UB i MO, kilkuset żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego i miejscowych konfidentów; Polacy asystowali przy przesłuchaniach.

Łącznie zatrzymano aż siedem tysięcy Polaków (głównie mężczyzn, ale były też kobiety), podejrzanych o przynależność do Armii Krajowej. Część uwięziono w „obozach filtracyjnych”, zorganizowanych naprędce na miejscu, i poddano brutalnym śledztwom. Większość z czasem wypuszczono. Ale ok. 600 aresztowanych nigdy nie wróciło do domów.

Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało. Najpewniej wszyscy zostali zamordowani – ich „winą” było podejrzenie o udział w polskim podziemiu niepodległościowym.

Kamyczek ruszył lawinę

Zaginionych szukano od razu po obławie. Zrozpaczone rodziny szły tropem bliskich – od miejsca zatrzymania do „obozów filtracyjnych”. Jednak ślad się urywał.

O swoich mieszkańców szczególnie intensywnie upominała się gmina Giby koło Sejn. Z obliczeń wynikało, że do Związku Sowieckiego w ciągu roku wywieziono 109 mieszkańców gminy, z czego ponad 90 aresztowano podczas letniej obławy (resztę wcześniej). Rada gminy próbowała interweniować u różnych organów nowej władzy – bezskutecznie.

Potem, im dalej w powojenną PRL-owską rzeczywistość, tym było gorzej. Niektórzy retuszowali nawet życiorysy rodzin, by nie przysparzać sobie kłopotów. „Tato nie chciał mówić, bo po aresztowaniu stryja UB tatę mocno biło przez trzy dni. Bał się, że jak zacznie mówić, to z drugiego takiego bicia już nie wróci” – wspominała krewna jednej z ofiar obławy. Ale mimo odgórnie nakazanego milczenia, pamięć przetrwała: przekazywana z ust do ust, opowiadana wciąż na nowo, „po cicheńku”, w tajemnicy przed tymi, którzy zmuszali do zapomnienia. I trwała też trauma.

Narzucone tabu przerwano dopiero 30 lat temu, a przyczynił się do tego Stefan Myszczyński, mieszkaniec wsi Dworczysko, położonej w sercu Puszczy Augustowskiej – wśród ofiar obławy było trzech jego braci i ojczym. Wspominał potem, że przyśnił mu się jeden z braci: miał przyjść do niego we śnie i powiedzieć, gdzie powinien szukać jego szczątków (choć trafniejsze byłoby być może przypuszczenie, że mieszkaniec Dworczyska przedstawił taką wersję ówczesnej Milicji Obywatelskiej, której zgłosił fakt znalezienia zwłok, aby uniknąć represji ze strony komunistycznych władz za nielegalne poszukiwania).

W każdym razie, był dokładnie 29 czerwca 1987 r. – upadek PRL miał nastąpić za dwa lata – gdy Myszczyński wziął łopatę i poszedł w las. Cały dzień kopał w różnych miejscach, aż w końcu trafił na ludzkie kości. Zgłosił to władzom, przeprowadzono oficjalne badanie. Okazało się, że to niemieccy żołnierze z II wojny światowej, zapewne zmarli z ran w szpitalu polowym, który miał znajdować się w tym miejscu.

A jednak był to kamień, który w okolicy poruszył lawinę. W sierpniu 1987 r. powstał oddolnie Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 r. Pomimo szykan Służby Bezpieczeństwa, członkowie Komitetu ruszyli w teren. Koniec końców odwiedzili ponad sto miejscowości, przeprowadzili tysiące rozmów, zebrali relacje i fotografie oraz sporządzili kilkaset kwestionariuszy dotyczących konkretnych zaginionych.

Poszukiwania

Od kilkunastu lat sprawą obławy augustowskiej zajmuje się oddział IPN w Białymstoku. W międzyczasie Instytut stworzył też stronę internetową (oblawaaugustowska.pl), na której są nie tylko relacje i zdjęcia, ale też dokumentacja działań, podejmowanych kiedyś oddolnie, a później przez instytucje wolnej już Polski. Ale choć od upadku komunizmu minęło ponad ćwierć wieku, i choć poszukiwania trwają cały czas, ofiar obławy nie udało się odnaleźć.

Ostatnio znów pojawiła się nadzieja. Białostocki IPN otrzymał ekspertyzę biegłego z Instytutu Geodezji i Kartografii, która miała wskazać – na podstawie zdjęć lotniczych i satelitarnych – miejsca wyglądające „podejrzanie”, tj. możliwe masowe jamy grobowe w okolicach Gib. Biegły wskazał kilkadziesiąt takich punktów. Z udziałem biegłego archeologa sprawdzono te miejsca. W listopadzie 2015 r. przy drodze z Rygola do granicy z Białorusią znaleziono szczątki dwóch osób. Byli to prawdopodobnie dwaj młodzi mężczyźni. Jeden miał owinięty długi drut wokół kostki, za który został zapewne wciągnięty do dołu. Drugi miał nogi owinięte kablem i uszkodzoną czaszkę. Uznaje się, że mogą to być szczątki mężczyzn, którzy próbowali uciekać podczas obławy.

Najnowszą próbę prokurator IPN z Białegostoku podjął w ostatnich dniach czerwca tego roku. W okolicach drogi Rygol–Giby i starej drogi prowadzącej w kierunku leśniczówki Giedź (dziś to już Białoruś) prowadzono sondażowe prace archeologiczne, łącznie w 10 miejscach. Wskazali je miejscowi leśnicy i świadkowie, którzy składali wcześniej zeznania. Nic jednak nie znaleziono. Kolejne prace planowane są na wrzesień.

Tymczasem „mieszkańcy regionu dotkniętego [tą] zbrodnią wciąż pamiętają, cierpią i czekają na jej wyjaśnienie oraz na ujawnienie dołów śmierci, w których spoczywają ich najbliżsi” – pisała Teresa Kaczorowska, autorka książki składającej się z opowieści rodzin ofiar („Obława augustowska”, wyd. Bellona 2011). Natomiast ostatni stan badań przedstawia wydany przed miesiącem przez białostocki IPN album „Nowe zniewolenie. Obława Augustowska. Lipiec 1945”.

Odmowa Mińska, milczenie Moskwy

Jedna z hipotez śledztwa zakłada dziś, że ofiary obławy mogą spoczywać w lesie między Gibami a wsią Kalety – na terenie znajdującym się obecnie już po białoruskiej stronie granicy.

Jednak o ile w lasach znajdujących się po polskiej stronie prokuratorzy prowadzą eksplorację miejsc „wyglądających podejrzanie”, o tyle po stronie białoruskiej jest to niemożliwe. Białoruś nie zgadza się na poszukiwania na swoim terenie. Tymczasem przypuszczenie, że właśnie tam Sowieci zakopali rozstrzelanych, jest dziś hipotezą najbardziej prawdopodobną – tak twierdzi Zbigniew Kulikowski, prokurator IPN, który prowadzi tę sprawę [patrz rozmowa obok – red.].

Historycy i śledczy podejrzewają też, że dokumenty na temat miejsca pochówku ofiar mogą być w archiwach rosyjskich. Jednak strona rosyjska od lat 90. XX w. konsekwentnie twierdzi, że przeszukuje swoje archiwa, ale bez rezultatu.

– W 1995 r. popełniono błąd – mówi dr Jan Jerzy Milewski z IPN. – Po pierwszym piśmie wysłanym wtedy do Rosjan przyznali oni, że 592 obywateli polskich zostało aresztowanych w lipcu 1945 r. przez jednostki „Smiersza”, ale że ich dalsze losy nie są znane władzom rosyjskim. Wtedy należało drążyć, pytać, wysyłać prośby, bo był dobry klimat. Prezydentowi Borysowi Jelcynowi zależało na ujawnieniu zbrodni komunistycznych, czego przykładem był jego stosunek do Katynia. Dziś sytuacja zmieniła się całkowicie, ze strony władz Rosji nie ma najmniejszej woli na współpracę w tej kwestii.

Także pytana o sprawców – sowieckich dowódców kierujących obławą – strona rosyjska robi uniki. Odpowiada, że te osoby już nie żyją, albo że nie ma skąd czerpać informacji.

Tymczasem Nikita Pietrow – rosyjski historyk i przewodniczący stowarzyszenia Memoriał, które zajmuje się upamiętnieniem ofiar komunizmu – wykazał, że rosyjskie władze kłamią. Pietrow dotarł do dokumentów dotyczących obławy augustowskiej i je ujawnił. To dwa szyfrogramy naczelnika „Smiersza” generała Abakumowa do szefa NKWD Berii. Abakumow melduje o realizacji kolejnych etapów likwidacji polskiego podziemia w Puszczy Augustowskiej. Z dokumentów tych można wnosić, że liczba ofiar obławy była większa, niż dotąd przyjmowano – mogło być ich nawet dwa tysiące. W szyfrogramach nie było za to mowy o miejscach straceń.

„Wierzymy w takie rzeczy”

Oddajmy głos bliskim ofiar. To drobny fragment wielu relacji, które są dostępne w zasobach IPN, jako nagrania audio lub wideo, a także w filmach dokumentalnych (m.in. „Obława” Beaty Hyży-Czołpińskiej) lub także na YouTube, zebrane przez regionalnych pasjonatów historii:

„Miałem sześć lat może wtedy? Pasałem krowy nieopodal dzisiejszej krzyżówki. Zwierzęta ryły w ziemi, żeby w tym dole się położyć i tam od upału się ochronić. No i wykopały czaszkę ludzką, a obok niej długi warkocz. Jakby przyjrzeć mu się przez błoto, to był jasny”.

„Ojciec mój widział pokój przesłuchań, kiedy już było po wszystkim. Były tam sterty igieł, długości około 30 centymetrów. Używali ich do tortur. Pokój miał całe ściany we krwi”.

„Trzy dni po urodzeniu dziecka, zimą 1945 roku, obwiązałam brzuch ręcznikiem i poszłam do lasu szukać drewna. W czasie obławy zabrali wszystkich, byłam sama w domu, z dzieciukami. Płakałam strasznie, cały obrazek Matki Boskiej zlany był łzami, nie wiedziałam, co zrobić z dziećmi – ani oddać nie było gdzie, a wyżywić też nie szło”.

„Wyobrażałam sobie, że ojciec żyje. Któregoś dnia przyszła ankieta z Rosji, że ojciec ma tam żonę i dzieci. Ale nawet wtedy myślałam, że to nic, nawet niech ma żonę i inne dzieci, ważne, że żyje, że nie jestem sierotą”.

„Babcia przed samą swoją śmiercią powiedziała mi: spal ubranie dziadka, on już nie wróci. Czekała na niego tyle lat, a potem kazała rozpalić ognisko na podwórku i wszystko to tam wrzucić. Była to koszula i zielone spodnie”.

„Ona chciała zapamiętać, że jej syna zabrano dorożką. I tak mówiła cały czas, bo chciała, żeby tak było. Prawda jednak była taka, że jej syna zabrali związanego drutem i ciągnęli go za tą dorożką”.

„To, że ciotka nie żyje, dowiedzieliśmy się od dziadka. Jak umierał, to na łożu śmierci kilka razy powiedział: »Zyta, Zyta...«. I zaraz po tym umarł, z imieniem ciotki na ustach. Nie wiem, jak jest gdzie indziej, ale my tutaj w takie rzeczy wierzymy”.

Każda rodzina, której bliscy wtedy nie wrócili, ma taką historię. I każda czeka. ©


GENETYKA I EKSHUMACJE
Do badań genetycznych pobierany jest wymaz z jamy ustnej osoby bliskiej zaginionemu. Swój materiał genetyczny mogą dziś przekazać nie tylko krewni ofiar obławy augustowskiej, ale w ogóle wszyscy, których bliscy zginęli w wyniku zbrodni systemów totalitarnych. W ramach prac prowadzonych przez IPN pod kierunkiem prof. Krzysztofa Szwagrzyka zabezpieczono dotąd materiał od 750 ekshumowanych ofiar i zebrano materiał porównawczy od 1500 krewnych, w tym kilkuset z Podlasia, także od ofiar obławy augustowskiej [o ekshumacjach prof. Szwagrzyk mówił w rozmowie z „TP”, nr 9]. Dotąd zakończono badania DNA ponad 250 ofiar; ich profile genetyczne umieszczono w bazie profili DNA. Zidentyfikowano dotąd kilkadziesiąt osób. Żadna z nich nie jest ofiarą obławy augustowskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2016