Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Relacja nauczyciel–uczeń jest u nas najgorsza spośród 34 państw organizacji – przynajmniej wedle ankiet przeprowadzonych wśród 15-latków z różnych krajów. Choć 90 proc. nauczycieli deklaruje, że chce być z uczniami w dobrych stosunkach, aż 38 proc. uczniów twierdzi, że nauczyciele ich nie słuchają, co trzeci, że nie postępują wobec nich uczciwie; co czwarty, że nie dostałby dodatkowej pomocy, gdyby jej potrzebował.
Wyniki te pokrywają się z wcześniejszymi krajowymi badaniami. „Uczniowie gorzej oceniają relacje między nimi a nauczycielami, komunikację i otwartość swoich pedagogów, lepiej natomiast poziom merytoryczny prowadzenia lekcji” – streszczają autorzy ogłoszonego przez Instytut Badań Edukacyjnych „Raportu o stanie edukacji 2013”.
Rzecz jasna takich zestawień nie należy przeceniać: ani zresztą tych windujących nas do światowej edukacyjnej czołówki, jak badanie kompetencji 15-latków PISA (mierzy jedynie określone umiejętności, pomijając np. kompetencje miękkie), ani tych strącających nas na dno (badanie OECD to nie obiektywny obraz relacji nauczyciele–uczniowie, lecz „jedynie” wskaźnik, jak widzą je ci drudzy). Samego dysonansu nie sposób jednak zlekceważyć. Bo co jeśli ceną za, niech będzie, edukacyjny sukces polskich uczniów jest ich narastające wyobcowanie, poczucie, że szkoła nie jest miejscem dla nich, zaś nauczyciele, choć sprawni, coraz rzadziej bywają opiekunami i przewodnikami? Z pewnością nie jest tak wszędzie: w każdej szkole pedagogom wybitnym, pracowitym i opiekuńczym towarzyszą przeciętni, mniej pracujący i niedostrzegający uczniów. System edukacyjny – oceniający nauczycieli i szkoły za testowe wyniki, nieodróżniający nauczycieli dobrych od złych (Karta Nauczyciela) – z pewnością tym pierwszym nie pomaga. Również – a może zwłaszcza – w nawiązywaniu relacji z uczniem.
©℗