Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem nie ma ani definicji szczęścia, ani sposobu jego mierzenia. Szczęście jest jak horyzont, który w miarę podążania doń wciąż się oddala. Filozofowie od zawsze dociekali jego natury. Według Arystotelesa szczęście to działanie zgodne z naturą. Ryby są szczęśliwe pływając, a ptaki latając. Ale przecież największym dorobkiem filozofii jest historia filozofii. Żadna definicja ani miara wszystkich zadowalająca nie powstała. Tym ciekawsze musi być wzięcie tej chimery pod mikroskop.
Daniel Nettle, profesor psychologii na University of Newcastle, przykłada szkiełko i oko. Rezultatem jest urocza, świetnie napisana książeczka "Szczęście sposobem naukowym wyłożone". Autor analizuje pojęcie szczęścia i związane z nim paradoksy. Np. taki, że szczęście rozumiane w jednym znaczeniu łatwiej jest zmierzyć niż w innym, ale w tym innym wydaje się bardziej warte zachodu. Posługując się niezliczonymi wynikami badań przeprowadzonych na całym świecie, dowodzi, że ogólnie ze szczęściem nie jest tak źle. Rozważa dążenie do szczęścia w binarnych kategoriach: obawa i pociąg do czegoś, podjęta walka i ucieczka, potrzeba i pożądanie itd.
Poza skrajnymi sytuacjami (wojny, klęski żywiołowe, obszary strasznej nędzy) ludzie w większości krajów deklarują, że są szczęśliwi, i to niezależnie od "obiektywnej" ich sytuacji, ocenianej na podstawie dochodów, standardu mieszkania czy posiadania pracy. Okazuje się, że jeśli poprosić ludzi, by ocenili własny poziom szczęścia w skali od 0 do 10, to wyniki niewiele się różnią w dramatycznie odmiennych krajach i grupach społecznych. Większość ludzi na świecie ocenia własną szczęśliwość na poziomie pomiędzy 6 i 8.
Czy może być lepiej? Niedawno rząd Bhutanu ogłosił, że celem polityki tego państwa będzie nie zwiększanie produktu narodowego brutto, ale zwiększanie "szczęścia narodowego brutto". Choć wydaje się to oświeconą strategią, to jak dowodzi Nettle (posługując się licznymi przykładami), na pytanie "kiedy będzie lepiej?" prawdziwa odpowiedź brzmi: "już jest!". Próba radykalnego podniesienia poziomu szczęścia - powiedzmy do 9- 9,5 albo 9,9 - nie ma wielkiego sensu ani dużych szans na sukces. Oczywiście, rozwiązując dokuczliwe problemy, dorabiając jeszcze parę tysięcy rocznie, można podnieść poziom szczęśliwości jednostki o jeden czy dwa punkty w tej skali, powiedzmy z 5,5 na 7. Autor nie pozostawia jednak złudzeń. Radykalnej odmiany nie będzie.
Co więcej, analizując konkretne dane, można zobaczyć, że nie warto się zanadto martwić ani za bardzo cieszyć. Istotna poprawa lub pogorszenie sytuacji danej osoby powoduje wprawdzie chwilową, skokową zmianę oceny poziomu szczęścia, ale po dość krótkim czasie samoocena powraca do pierwotnego poziomu. Żona rybaka z bajki o "Złotej rybce" jest tu przykładem i przestrogą. Mamy zbawienną (jak twierdzi autor) zdolność przyzwyczajania się i przystosowania.
Nettle zastanawia się, dlaczego niektóre osoby wydają się szczęśliwsze od innych. Stawia pytanie: czy ludzie są szczęśliwi, ponieważ przydarzają im się dobre rzeczy, czy też przydarzają im się dobre rzeczy, bo są szczęśliwi? Przychyla się do poglądu, że każdy ma taką rzeczywistość, jaką jest w stanie sobie wyobrazić - trwały poziom poczucia szczęścia jest w równej mierze zależny od wnętrza człowieka, co od obiektywnych faktów. Rację miał więc Immanuel Kant mówiąc, że pojęcie szczęścia nie jest tworem rozumu, ale wyobraźni.
Jak na dzieło popularnonaukowe przystało, znajdziemy w książce rozdział o strukturach mózgowych odpowiedzialnych za doznawanie emocji i nastrojów. Jak pisze autor: "Systemy kontrolujące przyjemność nie są tożsame z systemami kontrolującymi dążenie. Dlatego psychologia aspiracji nie pokrywa się z psychologią satysfakcji. Nie zawsze chcemy tego, co lubimy, i nie zawsze lubimy to, czego chcemy".
Czy wiedząc to wszystko, można poprawić poczucie szczęścia? W jakim stopniu i w jakich jego aspektach szczęście można przywołać pigułką albo inżynierią społeczną? Jak pisze Nettle: "Nie jesteśmy ukształtowani ani do szczęścia, ani do nieszczęścia, ale po prostu dążymy do celów wytkniętych nam przez ewolucję. Poczucie szczęścia jest tylko »wykonawcą« celów ewolucji, funkcjonuje nie jako faktyczna nagroda, ale jako wyimaginowany cel, który wyznacza nam kierunek". Nic nie jest w stanie zagwarantować osiągnięcia celu. Niezbywalne prawo zapisane przez Jeffersona dotyczy tylko dążenia do, a nie osiągnięcia szczęścia.
Ciekawe są rozważania autora na temat warunkującej relacji pomiędzy szczęściem i nieszczęściem. Cytuje bohatera sztuki Shawa "Człowiek i nadczłowiek": "Szczęście przez całe życie! Nikt by tego nie mógł znieść, to byłoby piekło na ziemi". Wysiłek, ryzyko porażki, sama porażka, rywalizacja wydają się tym, co nadaje szczęściu smak. Bez tego "Nowy wspaniały świat" staje się antyutopią. Realizacja pragnienia natychmiastowej gratyfikacji uniemożliwia realizację tego, co wymaga wytrwałości i poświęcenia. Pojawia się konflikt pomiędzy celami krótkookresowymi a długookresowymi, pomiędzy życiem przyjemnym i życiem pięknym.
Większość ludzi żyjących w krajach rozwiniętych ma się lepiej niż w przeszłości. Obywatele tych krajów mają więcej wolności, są bogatsi, lepiej wykształceni, odżywieni i leczeni niż kiedykolwiek przedtem. Ale wiele wskazuje na to, że nie są szczęśliwsi. Co więcej, Nettle przytacza wiele argumentów za tym, że nie należy liczyć na istotny wzrost poziomu zadowolenia z życia - ten pozostaje niemal stały, z lekką, niepokojącą tendencją do obniżania się. Poprawie ekonomicznych warunków życia towarzyszy bowiem w naszych społeczeństwach zanik więzi międzyludzkich i nieustanny wzrost oczekiwań, a także lęków o trwałość osiągniętego statusu. Autor zwraca uwagę, że ktoś, kto przez długi czas czuje się prawdziwie nieszczęśliwy, powinien coś z tym zrobić. Negatywne emocje paraliżują bowiem jego działania. Z drugiej strony, gdy to poczucie lekko przekracza stan przeciętny, należy przyjąć, że lepiej już nie będzie, i pogodzić się z tym. Coś w rodzaju buddyjskiego spokoju, tyle że bez kadzidełek i rytuałów.
Książka kończy się cytatem z Nathaniela Hawthorne'a: "Szczęście jest jak motyl: kiedy usiłujesz je złapać, zawsze wymyka ci się z rąk. Ale jeśli cichutko usiądziesz, to może samo do ciebie przyleci?".
W 1962 roku Władysław Tatarkiewicz opublikował książkę "O szczęściu". Tak wtedy, jak i po kolejnych wydaniach, natychmiast znikała z księgarń, pomimo że na 575 stronach były w niej trudne rozważania filozoficzne. Wydana w 1976 roku książka tego samego autora "O doskonałości" (raptem 65 stron pięknego, niemal literackiego tekstu) przeleżała na sklepowych półkach niemal do zmiany ustroju. Wniosek jest prosty: wszyscy chcą być szczęśliwi, a tylko nieliczni chcą być doskonali.
Daniel Nettle, "Szczęście sposobem naukowym wyłożone", przeł. Elżbieta Józefowicz, Warszawa 2007, Wydawnictwo Prószyński i S-ka.