Szczęście bez ambicji

Polska jest ciągle krajem zacofanym, przeżartym korupcją i cwaniactwem, przeżywającym kryzys tożsamości, krajem nieszanowanym przez samych Polaków i przez zagranicę.

12.08.2008

Czyta się kilka minut

Aleksander Hall ma rację ("Szczęśliwa epoka" "TP" 32/08): w porównaniu z PRL Polska współczesna jest wielkim sukcesem. Jest krajem niepodległym, choć zbyt skwapliwie gotowym rezygnować z dużej części swej suwerenności, krajem demokratycznym, choć z niestabilnym i skrajnie niewydolnym systemem politycznym, krajem uznającym podstawowe wolności i uprawnienia obywateli (jednak nie zawsze je realizującym), z gospodarką rynkową (ale peryferyjną i podporządkowaną), z wolnymi mediami (ale o niskiej jakości), jest członkiem Unii Europejskiej i NATO, stała się częścią "Zachodu" i "Europy". Co więcej, ostatnie lata są wyjątkowo pomyślne. Utrzymuje się dobra koniunktura, o połowę spadło bezrobocie, powoli budowana jest infrastruktura. Polacy mogą swobodnie poruszać się po Europie, podejmować legalną pracę w wielu krajach Unii. Standard życia podniósł się, rosną zarobki, wielu Polaków może pozwolić sobie na wakacje za granicą, na przyzwoity samochód itd. Nasze miasta zaczynają przypominać inne miasta europejskie. Tylko głupiec lub człowiek kompletnie ideologicznie zaślepiony mógłby tego nie dostrzec.

***

Ale tylko człowiek zaślepiony ideologicznie może nie dostrzec, że Polska jest ciągle krajem zacofanym, przeżartym korupcją i cwaniactwem, przeżywającym kryzys tożsamości, krajem nieszanowanym przez samych Polaków i przez zagranicę. Zjawiska, które w książce pt. "Esej o duszy polskiej" opisuje Ryszard Legutko, nie są wymyślone. Od razu po przekroczeniu granicy - zwłaszcza gdy jedzie się samochodem - uderza bieda, brzydota i prostactwo. Polska to ciągle jeden z najbiedniejszych krajów Unii. Jak każdy kraj peryferyjny, wpółrozwinięty, jest pełen kontrastów i w rozwijających się dynamicznie paru metropoliach łatwo zapomnieć o ubogim interiorze.

Jest to kraj dostarczający Europie taniej siły roboczej. Emigracja zarobkowa stała się politycznym wentylem bezpieczeństwa. Przed akcesją do UE sądzono, że największą zawadą w procesie modernizacji będzie rolnictwo. Jednak rolnicy radzą sobie nieźle, a unijne dopłaty sprawiły, że znacznie osłabł ich radykalizm. Natomiast coraz wyraźniej widać, że problemem staje się masowa emigracja zarobkowa. Przypomina ona w skutkach proces, który wyrywał ludzi z wiosek i miasteczek w latach 50. Wyjazd i praca w upokarzających warunkach ma cenę - wykorzenia, rozbija rodziny, demoralizuje, czyni z ludzi taką samą miazgę jak procesy migracyjne w PRL. Nową Hutą jest teraz Dublin lub Londyn. Zamiast w hotelach robotniczych mieszkają w etnicznych dzielnicach, gnieżdżąc się w mieszkaniach po kilkanaście osób.

Jest to kraj, w którym nie da się nic uzyskać bez znajomości, w którym dzieci adwokatów zostają adwokatami, dzieci aktorów - aktorami, a dzieci socjologów - socjologami. Kraj, w którym żadna z wielkich afer - a było ich wiele - nie została wyjaśniona. Do dziś nie wiemy, kim był Olin, kto zabił generała Papałę, kto przyczynił się do śmierci Irenusza Sekuły. Jest to kraj, w którym zbrodnie komunistyczne ciągle czekają na osąd.

Jest to państwo, w którym senatorami mogli zostać ludzie tacy jak Aleksander Gawronik czy Henryk Stokłosa, a posłami tacy jak Stanisław Łyżwiński, Jerzy Dziewulski, Joanna Senyszyn, Beata Sawicka czy Janusz Palikot itd., w którym Lesław Maleszka mógł być redaktorem w największej i uwielbianej przez kulturalne elity gazecie, ks. Michał Czajkowski autorytetem moralnym, Jan Widacki gwiazdą palestry, Lew Rywin poważanym producentem, a Zbigniew Sobotka, Mieczysław Wachowski czy Andrzej Lepper - wpływowymi politykami. Ostatnio sprawa Olewników, afera w Olsztynie, afera w Sopocie jeszcze raz uświadomiły, jakie mechanizmy panują w polskim życiu społecznym. Jeden rzut oka na listy płac wystarczy, by stwierdzić, iż nowa zamożność wielu Polaków nie została osiągnięta drogą legalną. Tylko wtedy, gdy następuje walka o podział łupów, zdumionej publiczności ukazuje się na chwilę ukryta zazwyczaj przed jej oczyma rzeczywistość. Tak było, gdy zostały ujawnione nagrania Michnika, Gudzowatego czy - ostatnio - przedsiębiorcy Julke. Wielu przedstawicieli elit drży teraz na myśl o tym, co znajduje się w dźwiękowym archiwum byłego szefa ochrony Aleksandra Gudzowatego.

Jest to kraj, w którym większość przemysłu, banków należy do kapitału zagranicznego, w którym media kontrolowane są przez inwestorów z kraju sąsiedniego, dążącego do uzyskania w Polsce silnych wpływów politycznych. Jest to kraj, którego najlepsze uniwersytety sytuują się w okolicach 500. miejsca w rankingach światowych. Każdy kontakt z polskim życiem akademickim jest zetknięciem się ze skansenem. Prawie nikt nie odszedł z instytucji akademickich. Pozostali nawet ci najbardziej skompromitowani, najmniej wykwalifikowani i predestynowani intelektualnie. Dawni donosiciele i ideolodzy partyjni są nadal wychowawcami młodzieży, nic więc dziwnego, że młodzi naukowcy unikają tematów kontrowersyjnych i ważnych. Zamiast nowych uniwersytetów pojawiły się pseudowyższe szkoły prywatne, oduczające samodzielnego myślenia i zabijające zdrowy rozsądek. Dominuje masowe kształcenie - niedouczeni, zabiegani wykładowcy i  studenci przysypiający na masowych wykładach, czerpiących z podręczników wiedzę zastygłą w dogmat, którą potem mechanicznie recytują na egzaminach. Zadziwiającym zbiegiem okoliczności mapa pokazująca wyniki matury koreluje z mapą ostatnich wyborów parlamentarnych - w regionach, w których wybierano "postpolityczną" Platformę, osiągano rezultaty gorsze niż w pisowskich regionach wschodniej i południowej Polski.

Jest to kraj, w którym media, zwłaszcza prywatne, karmią nas papką głupoty, w którym większość dziennikarzy sprawia wrażenie, jakby nigdy nie miała w ręku poważnego czasopisma politologicznego, nie mówiąc już o gazetach. Nie można w świecie współczesnym być dziennikarzem, nie czytając codziennie gazet w co najmniej dwóch, trzech językach. Polscy dziennikarze poprzestają na plotkach i napuszczaniu na siebie polityków w rodzaju Jerzego Wenderlicha, Stefana Niesiołowskiego czy Joanny Senyszyn, mogących stać się ozdobą każdego gabinetu osobliwości. Jest to kraj, w którym "uznane autorytety" występują z listem otwartym przeciwko publikacji kontrowersyjnej książki historycznej.

***

Trzeba być ślepym, aby tego wszystkiego nie dostrzec. Pewnie, że możemy się zadowolić tym, co jest. Uznać, że to wszystko, na co nas stać. Jest wiele państw w gorszym stanie, społeczeństw bardziej skorumpowanych, a my i tak jesteśmy w lepszej sytuacji niż dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat temu.

Aby zrealizować misję, która się marzy Aleksandrowi Hallowi, trzeba mieć państwo i trzeba mieć ludzi, którzy państwem potrafią rządzić, a nie premiera, który byłby świetnym prezesem PZPN, i sprawne, kompetentne kadry urzędnicze. Polska jest największym krajem nowej Europy. Moglibyśmy stać się liderem regionu, gdyby nie polska miałkość, gdyby nie fakt, że elity okazały się niezdolne do budowy nowej Rzeczypospolitej. "Nie da się budować patriotyzmu wyższej próby, wmawiając Polakom, że prawie 20 lat wolnej Polski to czas zaprzepaszczonych szans, bylejakości i zdrady elit" - pisze Aleksander Hall. Niestety bylejakość i zaprzepaszczone szanse to fakt. A zdrada? "Bo zaiste, cóż to znaczy zdradzić? - pytał kiedyś Mickiewicz. I odpowiadał: "Zdradzić jest opuścić ideę trudną do zrealizowania, to porzucić żmudny obowiązek dla korzyści namacalnych, widocznych i łatwo uchwytnych". Taką trudną ideą jest Polska nie tylko wolna, ale i sprawiedliwa, i solidarna, dobrze urządzona, silna i uczciwa, a przy tym Polska współkształtująca świat i Europę zgodnie ze swoimi wartościami.

III RP taką Polską nie była. Powieść Bronisława Wildsteina "Dolina Nicości", choć pokazuje tylko jeden, najbardziej czarny aspekt rzeczywistości, jest do głębi realistyczna. Nikt też - nawet nikt z tych, którzy uznają III RP za pasmo sukcesów - nie ma także kłopotów w rozpoznaniu odpowiedników głównych postaci powieści - redaktorów Bogatyrowicza i Returna, intelektualistów w rodzaju Dominiki Bies i Pasikonika, tuzów mediów oraz agentów służb dawnych i nowych. A reakcje na publikację książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie były łudząco podobne do tych opisanych przez Wildsteina.

***

Ewolucję części solidarnościowych elit widać na przykładzie, który podaje w swym artykule Aleksander Hall, mianowicie Bronisława Geremka. Pisze, że "nad jego trumną pochyliły się z szacunkiem głowy najwyższych przedstawicieli Rzeczypospolitej, partii politycznych i uznanych autorytetów". Jednak wiemy, że bynajmniej nie wszyscy dostosowali się do żałobnej atmosfery. Jeden z uczestników uroczystości pogrzebowych wygłosił skandaliczną, obsesyjną mowę polityczną. Nie ulega wątpliwości, że Bronisław Geremek przejdzie do historii jako jedna z czołowych postaci Solidarności. Aleksander Hall słusznie pisze, że "był on jednym z głównych twórców historycznego sukcesu Polski". Zawsze będziemy mu za to wdzięczni. Być może potomni zapamietają tylko to właśnie.

Nam, współczesnym, trudno jednak zapomnieć, że Bronisław Geremek znalazł się pod koniec swego życia w jednym ugrupowaniu z Dariuszem Rosatim, który był w latach 80. sekretarzem partii na SGiPS-sie, razem z Markiem Siwcem, miłośnikiem ziemi kaliskiej, czy Jerzym Szmajdzińskim, kiedyś przewodniczącym ZSMP, z ludźmi z partii następczyni PZPR, pożyczającej kiedyś pieniądze z Moskwy. Ale były rzeczy jeszcze gorsze. Przede wszystkim hańbiące - nie waham się użyć tego słowa - sceny z Parlamentu Europejskiego.

A jak ocenić zachowanie Lecha Wałęsy na procesie generała Jaruzelskiego? Albo Adama Michnika jako świadka na procesie morderców górników z Wujka? Co można sądzić o wywiadzie przeprowadzonym z generałem Kiszczakiem, w którym padają znamienne słowa o "człowieku honoru"? Co sądzić o zachowaniu obecnego superministra Michała Boniego na początku lat 90.? Co wreszcie sądzić o Lechu Wałęsie, naszym przywódcy, który jako prezydent niszczył dokumenty i otaczał się ludźmi takimi jak Gromosław Czempiński?

Hall pisze, że "Gazeta Wyborcza" jako jedyna z wielkich dzienników "wskazywała na zagrożenia związane z rządami PiS-u". Zagrożone były liczne interesy, rozbudzone były emocje, ale polska demokracja nie była ani przez chwilę zagrożona. Jest natomiast zagrożona obecnie. To, co się nazywa "public relations" rządu, jest w gruncie rzeczy cynicznym manipulowaniem opinią publiczną i nachalną propagandą, w której już nie traktuje się Polaków jako obywateli, lecz dowolnie urabialną masę durni. Można było nie lubić Romana Giertycha, Andrzeja Leppera czy Jarosława Kaczyńskiego. Ale oni przynajmniej starali się przekonać nas do swych poglądów, prezentowali je otwarcie. Polacy mogli się do nich odnieść - odrzucić lub zaakceptować. Dzisiaj pozostało granie na nastrojach oraz poseł Palikot, który na zlecenie sprawdza, ile czasu przebywa prezydent w toalecie. Sądząc po poziomie jego coraz śmielszych występów, nie można wykluczyć, że wkrótce zaprezentuje nam w TVN 24 zdobyte przez siebie próbki kału. Taki jest stan polskiej polityki.

Można nazywać to epoką miłości lub stanem postpolitycznym czy - jak chce Aleksander Hall - epoką szczęśliwą. Ale chodziłoby o szczęście ludzi pozbawionych ambicji i rzeczywiście godnych pogardy. Jestem przekonany, że Polacy zasługują na więcej i na więcej ich stać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2008