Szczepionki? Tak, do diabła!

Prof. Peter Palese, mikrobiolog i badacz wirusów grypy: Grypa świńska nie jest groźniejsza niż zwykła grypa sezonowa. Co nie znaczy, że jest niegroźna: w samych Stanach Zjednoczonych co roku z powodu "normalnej" grypy umiera 30 tysięcy ludzi. Dlatego warto się szczepić. Rozmawiała Magdalena Rittenhouse

01.12.2009

Czyta się kilka minut

Wojewódzka stacja sanitarno-epidemiologiczna w Katowicach. 27 listopada 2009 r. / fot. Bartosz Siedlik /
Wojewódzka stacja sanitarno-epidemiologiczna w Katowicach. 27 listopada 2009 r. / fot. Bartosz Siedlik /

Magdalena Rittenhouse: Dlaczego ta grypa jest świńska, skąd ta nazwa?

Prof. Peter Palese: Wirusy klasyfikujemy m.in. w ten sposób, że bierzemy pod uwagę rodzaje białek znajdujących się na ich zewnętrznej powierzchni. To właśnie do różnych rodzajów białek odnosi się oznaczenie H1 albo N1. "H" oznacza hemogluten, a "N" neuraminidazę.

W grupie wirusów H1N1 jest wiele różnych podtypów. Ten nowy wirus jest podobny do wirusa tzw. grypy sezonowej, bo oba należą do grupy H1N1. W wirusie świńskiej grypy pojawił się jednak pewien nowy element. Można powiedzieć, nowy smak. Nazwa "świńska grypa" wzięła się stąd, że pięć genów tego nowego wirusa pochodzi od wirusów świńskich.

Ale poza tym wirus świńskiej grypy i wirus grypy sezonowej są bardzo podobne?

Nie bardzo, ale rzeczywiście podobne. Należą do tej samej rodziny: H1. A więc nie jest to H3 czy H5.

Czy rzeczywiście mamy dziś do czynienia z poważnym zagrożeniem? Czy panika, której ulegają niektórzy w Ameryce i w Europie, nie jest przesadzona?

Problem polega na tym, że nie doceniamy, jakie zagrożenia niesie z sobą "normalna" grypa. W Stanach Zjednoczonych co roku umiera z jej powodu 30 tys. osób. Jeśli więc weźmiemy to pod uwagę, to zagrożenia, jakie niesie z sobą ten nowy wirus - świńska grypa - są porównywalne z tymi, które powoduje grypa sezonowa. Z pewnością nie są jednak porównywalne z tymi, które pojawiły się podczas pandemii grypy w roku 1918 [tzw. grypa hiszpanka], 1957 [tzw. grypa azjatycka] czy 1968 ["grypa Hongkong" - red.]. Już wiosną tego roku, kiedy wszyscy budowali barykady i twierdzili, że rodzaj ludzki lada chwila wyginie, byłem zdania, że panika jest przesadzona i ta grypa nie jest groźniejsza niż zwykła grypa sezonowa. Dziś okazuje się, że miałem rację.

Był Pan też sceptycznie nastawiony do działań amerykańskich władz w 1976 r. W bazie wojskowej Fort Dix w stanie New Jersey zaobserwowano wówczas u kilku żołnierzy nowy, nieznany wirus grypy, pochodzący od świni. Odnotowano jeden śmiertelny przypadek, ale to starczyło, aby administracja Forda, który ubiegał się o reelekcję, zarządziła szczepienia docelowo wszystkich Amerykanów. Epidemia nie nadeszła, a szczepienia przerwano, gdy okazało się, że wielu zaszczepionych cierpi na powikłania neurologiczne, zaś 23 osoby zmarły.

To była zupełnie inna sytuacja. Po pierwsze, ów świński wirus, który pojawił się w roku 1976, atakował populację świń już w latach poprzednich. Był to rzeczywiście prawdziwie świński wirus, który nie posiadał żadnych ludzkich genów. Po drugie zaś, nie przenosił się on ze zwierząt na ludzi. Zachorowało zaledwie kilkadziesiąt osób, ale ponieważ byli to wojskowi, rząd USA znalazł się pod presją - trzeba było coś zrobić. Dziś mamy do czynienia z inną sytuacją.

Bo wirus przenosi się ze zwierząt na ludzi?

Tak. Oraz z człowieka na człowieka. Co więcej, prócz sekwencji genów świńskich posiada on także jeden gen ludzki i dwa ptasie.

Ale dlaczego w takim razie w 1976 r., skoro wirus miał się nie przenosić ze zwierząt na ludzi, kilkadziesiąt osób zachorowało?

To kwestia dawki. Zawsze powtarzam to moim studentom: jeśli pójdą do kuchni i zjedzą szczyptę soli, czyli chlorku sodu, nic im się nie stanie. Jeden miligram nie jest groźny. Ale jeśli zjedzą 300 czy 500 gramów soli, będzie to dawka śmiertelna.

Dokładnie to samo dzieje się z wirusami. Jeśli do naszego organizmu przedostanie się dawka, która 300-krotnie czy nawet 500-krotnie przekracza normalne stężenie, to oczywiście będą przypadki śmiertelne. Tak właśnie było w przypadku wirusa ptasiej grypy H5N1 w 1997 r. Mimo ogromnych obaw, do epidemii nigdy nie doszło, bo wirus nie przenosił się z człowieka na człowieka. Kilka osób, u których doszło do infekcji, najprawdopodobniej zaraziły się w wyniku kontaktu z kurczakami i musiały to być ogromne dawki wirusa.

Więc błędem było w 1976 r. zachęcanie wszystkich Amerykanów, aby się szczepili?

Wówczas tak. Nie było wtedy żadnych podstaw, aby przypuszczać, że wirus ten będzie się rozprzestrzeniać. Były natomiast dowody na to, że atakuje tylko i wyłącznie świnie.

A dziś? Czy słusznie postępują rządy państw, np. USA czy w Europie, które zachęcają obywateli, aby się szczepili?

Absolutnie tak. Ów świński wirus, z którym mamy do czynienia obecnie, nie jest tak groźny jak ten z roku 1918. Ale jest podobny do wirusa grypy sezonowej, z powodu której, powtórzę to raz jeszcze, w samych tylko Stanach umiera 30 tys. ludzi rocznie. Więc szczepienia są jak najbardziej uzasadnione. Nie ma powodów do paniki, niemniej warto jest podejmować środki ostrożności.

Wielu ludzi jednak obawia się szczepionek i ewentualnych skutków ubocznych. Czy te obawy są uzasadnione?

Warto pamiętać, jakie skutki uboczne niesie ze sobą grypa - nawet wówczas, gdy nie jest śmiertelna. Oczywiście, jeśli ktoś chce sobie pochorować, wziąć trochę wolnego i nie chodzić do pracy, to lepiej, żeby się nie szczepił. Ale to jedyny powód, dla którego należałoby szczepień zaniechać. Jeśli chodzi o szczepienia, poczyniliśmy w ostatnich latach ogromne postępy. O wirusach, zwłaszcza o wirusach świńskich, wiemy dziś znacznie więcej niż dawniej. Nie mam oczywiście pojęcia, jak wygląda sytuacja w Polsce, ale ponad wszelką wątpliwość szczepionki, które są w tej chwili dostępne w Stanach - zarówno te z wirusem martwym, podawane w formie zastrzyku, jak i te z wirusem żywym, w sprayu do nosa - są bezpieczne i nie ma najmniejszych powodów do obaw.

Są jednak lekarze, którzy sceptycznie podchodzą do szczepień ochronnych. Twierdzą, że ich nadużywamy i w rezultacie organizm człowieka traci naturalną zdolność do obrony przed wirusami. Może rzeczywiście w przypadku chorób, które nie są śmiertelne, tak jak grypa, lepiej szczepień nie nadużywać?

To myślenie rodem z XIX wieku. Albo nawet z wieku XVIII. Nie ma jakiegokolwiek powodu, aby zapadać na choroby, których jesteśmy w stanie uniknąć. Proszę pamiętać, że w Stanach z powodu grypy hospitalizowanych jest rocznie 200 tys. ludzi. Dlaczegóż więc, do diabła, nie mielibyśmy skorzystać z tego, co mamy do dyspozycji, i takich ewentualności uniknąć?! Lekarze, którzy udzielają takich porad, są po prostu niedouczeni. Nie śledzą na bieżąco literatury. Są zresztą ludzie, którzy święcie wierzą w homeopatię, choć nie ma jakichkolwiek dowodów, że przynosi coś więcej niż efekt placebo. Ale to, że jacyś idioci wierzą w bzdury, nie przyjmując do wiadomości faktów, nie oznacza, że my też musimy. Albo że coś jest prawdą.

Przez wiele lat prowadził Pan badania nad wirusem grypy hiszpanki z 1918 r., aż udało się go w Pańskim laboratorium zrekonstruować. Na czym polega rekonstrukcja wirusa, który istniał 90 lat temu? Czemu warto się tym zajmować?

Wirus, który pojawił się w 1918 r., był szczególny. W ciągu zaledwie trzech miesięcy - od grudnia 1918 do lutego 1919 r. - spowodował śmierć 50 mln ludzi na całym świecie. Z tak groźną epidemią ludzkość nigdy nie miała do czynienia. Wirus HIV doprowadził do śmierci 40 mln osób w ciągu 30 lat. Tu mieliśmy 50 mln w ciągu trzech miesięcy. Było to coś wyjątkowego. Wirus ten dziś już nie istnieje - wyginął. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że w 1918 r. nie mieliśmy lodówek, one pojawiły się dopiero w latach 40., nie było więc możliwości zamrożenia tych wirusów. Amerykańska armia pobierała jednak podczas sekcji zwłok fragmenty tkanek żołnierzy zmarłych z powodu tej grypy. Były przechowywane w formalinie, w laboratoriach patologicznych. Dzięki temu i dzięki dostępnym dziś technologiom, które wykorzystujemy do analizy DNA, było możliwe odtworzenie RNA tego wirusa, a potem, na podstawie tego fragmentu, całej sekwencji.

I czego się dowiedzieliśmy?

Wirus, który wywołał epidemię w 1918 r., był groźniejszy niż jakikolwiek wirus, który kiedykolwiek zdarzyło mi się obserwować w moim laboratorium. Można powiedzieć, że wygrał wyścig. To tak, jak w przypadku sportowca, który jest w stanie pokonać 100 metrów w 9 sekund. Wiadomo, że musi mieć dobre nogi, że musi mieć sprawne ręce, że musi mieć pojemne płuca, że musi ćwiczyć po 5 godzin dziennie. To coś wyjątkowego. Tak samo było z tym wirusem z 1918 r. Taka epidemia zdarza się raz na sto lat. Może nawet raz na tysiąc lat.

Ale obecny wirus świński jest pod niektórymi względami podobny do tego, który spowodował "hiszpankę"?

Tak, ale w jego komórkach brak jednego ważnego elementu: białka PB1-F2, które było obecne w wirusie z roku 1918, a także w bardzo śmiertelnym wirusie ptasiej grypy H5N1. Jeśli rzeczywiście ów marker jest konieczny do tego, by grypa stała się tak śmiertelna - a badania wskazują, że tak jest - to obecny świński wirus, podobnie jak ten w 1976 r., nie ma szans na to, aby stać się takim zabójcą.

Od czego to zależy? Dlaczego czasami pojawienie się jakiegoś wirusa prowadzi do pandemii, a czasami sprawa rozchodzi się po kościach?

To trochę jak z losem na loterii. Wirusy są bardzo elastyczne, plastyczne. Z niezwykłą łatwością ulegają mutacjom. Gdy dwa różne wirusy zaatakują tę samą komórkę, dochodzi do wymiany chromosomów. Więc w tym przypadku doszło do skrzyżowania wirusa ludzkiego, ptasiego i świńskiego - i w rezultacie powstała taka właśnie kombinacja. To trochę tak, jak w przypadku dwojga rodziców, którzy mają dziecko. To, w jaki sposób połączą się ich chromosomy, jest dziełem przypadku. Czasem rodzi się Beethoven, a czasem seryjny morderca. Wszystko to jest bardzo nieprzewidywalne.

Ludzie poradzili sobie już z tyloma śmiertelnymi chorobami: pokonaliśmy cholerę, dżumę, polio, odrę. Ale skutecznej szczepionki przeciw zwykłej grypie nadal nie ma. Dlaczego tak trudno ją opanować?

W przypadku odry stosujemy tę samą szczepionkę, która wyprodukowana została 50 lat temu. Ten wirus się nie zmienia. Podobnie jest w przypadku polio czy ospy. Niektóre wirusy ulegają mutacjom, a niektóre nie. Nie wiemy, od czego to zależy. Wiemy jednak, że wirus grypy jest szalenie plastyczny.

Czyli łatwo ulega mutacjom i trudno nam za nim nadążyć?

No właśnie.

Czy istnieją jakiekolwiek szanse na to, że wynaleziona zostanie skuteczna szczepionka przeciw grypie - taka, która raz na zawsze zabezpieczy nas przed wszelkimi rodzajami wirusów, które ją wywołują?

Jestem przekonany, że taka uniwersalna szczepionka kiedyś się pojawi. Ale nie zdarzy się to ani jutro, ani nawet za rok.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2009