Szanuj historię swoją

Prof. Marek Kornat, historyk i sowietolog: W 1939 r. Polska zdecydowała się odrzucić żądania Hitlera i bronić niepodległości bez względu na wszystko – i był to najlepszy wybór z tych, jakie w ogóle istniały.

15.10.2012

Czyta się kilka minut

Józef Beck (z prawej) wita na dworcu w Warszawie ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa, który przybył, aby namawiać Polskę do wspólnego ataku na ZSRR; 25 stycznia 1939 r. / Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Józef Beck (z prawej) wita na dworcu w Warszawie ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa, który przybył, aby namawiać Polskę do wspólnego ataku na ZSRR; 25 stycznia 1939 r. / Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Marcin Ł. Makowski: Kreśląc alternatywną wersję 1939 r., Piotr Zychowicz zakłada, że oddanie Gdańska i zgoda na budowę eksterytorialnej autostrady do Prus zaspokoiłaby apetyt Hitlera. Pan badał tę epokę. Czy da się obronić taką tezę?

Prof. Marek Kornat: Jeśli ktoś wypowiada takie opinie, nie ma pojęcia o strategii Hitlera. On deptał wszelkie gwarancje terytorialnego status quo, składane różnym narodom, gdy tylko widział, że przyniesie mu to korzyść. W Europie po zwycięstwie III Rzeszy nie byłoby miejsca na państwo polskie w granicach, które Hitler chciał nam gwarantować po spełnieniu jego żądań z 1938 i 1939 r. Wątpię, czy miejsce takie byłoby w ogóle. Może Hitler okazałby się wspaniałomyślny i wyznaczył Polakom nową siedzibę narodową za Uralem? Bo nie wierzę, by podarował nam np. część Ukrainy, jej terytorium postrzegał jako bezcenny dla niemieckiego rolnictwa obszar kolonizacyjny. W doktrynie Hitlera, obok determinizmu geopolitycznego i rasizmu, ogromną rolę odgrywała utopia agrarna, zakładająca kolonizację wielkich obszarów rolnych Europy Wschodniej.

Wersja wydarzeń proponowana przez Zychowicza jest efektowna: z Niemcami u boku zdobywamy Moskwę i niszczymy ZSRR. Czy to jeszcze historia alternatywna, czy już political fiction?

O tzw. historii alternatywnej mogę powiedzieć, że ma ona tyle wspólnego z realną wiedzą o przeszłości, co „humanizm socjalistyczny” z humanizmem albo krzesło elektryczne ze zwykłym krzesłem. Historyk może formułować przypuszczenia, jeśli pozwala na to materiał źródłowy. Tu nie ma takiej sytuacji. Historia ma dwie funkcje: jest dziedziną wiedzy i spełnia rolę społeczną, zależną oczywiście m.in. od ustroju danego kraju. W tej pierwszej sferze książka Zychowicza nie wnosi nic, jest quantité négligeable. W tej drugiej jest szkodliwym zatruwaniem umysłów.

Obrońcy Zychowicza twierdzą, że takie rozważania pobudzają do refleksji nad błędami z przeszłości.

Nie wiem jak innych, ale mnie nie pobudzają. Pobudzać może prawda, bo – jak mówił Józef Mackiewicz – tylko prawda jest ciekawa.

Autor „Paktu Ribbentrop–Beck” twierdzi, że można było uniknąć klęski wrześniowej i milionów ofiar, gdyby „jeden człowiek zmienił jedną decyzję”, tj. gdyby Beck postąpił inaczej.

To złudzenie. W 1939 r. byliśmy pod ścianą. Były trzy opcje do wyboru. Pierwsza: odrzucić żądania Niemców i bronić niepodległości bez względu na wszystko. Druga, może najgorsza: przyjąć żądania sowieckie w sprawie „przemarszu” Armii Czerwonej przez terytorium Rzeczypospolitej, co oznaczałoby rozbiór i klęskę, zanim jeszcze wojna by wybuchła. I opcja trzecia: zgodzić się na warunki Hitlera i brać udział w wojnie po stronie III Rzeszy. To mogłoby mieć sens tylko wówczas, gdyby za cenę nawet dotkliwych ustępstw udało się zyskać neutralność w pierwszej fazie nadchodzącej wojny, czego tak pragnął np. Władysław Studnicki [zwolennik „opcji proniemieckiej” – red.]. Ale moim zdaniem to nie było możliwe. Konflikt mógł się rozpocząć na zachodzie Europy, ale nic nie wskazuje, aby powtórzył się scenariusz I wojny światowej, gdy Francuzi zatrzymali Niemców. Armia francuska nie była w stanie powstrzymać Blitzkriegu, a Wielka Brytania miała skąpe siły lądowe. Beck zdecydował się na pierwszą opcję i był to najbardziej racjonalny wybór.

Czy w ówczesnym klimacie politycznym było w ogóle możliwe, by przystać na żądania Hitlera?

Nastawienie narodu, całego narodu, aby bronić niepodległości było w 1939 r. tak silne, że przypuszczalnie nie utrzymałby się rząd polski, który podpisałby układ skutkujący przyjęciem statusu wasala Niemiec. Smutne jest poniewieranie dziś pamięcią Becka, czynienie z niego winowajcy klęski. Zychowicz nawiązuje tu niestety do propagandy PRL, nawet jeśli czyni to z fundamentalnie innych pozycji. Człowiek, który za swoją decyzję z 1939 r. zapłacił najwyższą cenę, cenę życia, zasługuje na naszą wdzięczność. To sprzeczne z polską tradycją, by poniewierać pamięć człowieka, który poniósł klęskę, ale był dobrym Polakiem.

Czy po przystąpieniu do paktu antybolszewickiego Polska faktycznie miałaby szansę zachować autonomię i u boku Niemiec grać „pierwsze skrzypce” w Europie?

Polska oczywiście miałaby uprzywilejowane położenie wśród aliantów III Rzeszy, ale tylko do rozstrzygnięcia na froncie wschodnim, gdzie decydowałyby się losy wojny. Do najbardziej lekkomyślnych twierdzeń tej książki należy teza, że idąc z Niemcami na ZSRR Polacy mogliby zanieść ujarzmionym narodom sowieckiego imperium „ideę prometejską”, wolność i samostanowienie. Zastanówmy się: czy III Rzesza pozwoliłaby Polakom na realizację ich programu wschodniego, skoro nawet w 1944 r., gdy załamywały się fronty, nie zdecydowała się na najmniejsze koncesje wobec narodów Europy Wschodniej? Wystarczy zajrzeć do „Rozmów przy stole” Hitlera albo „Dziennika” Hansa Franka, by dostrzec, jak silna była nienawiść elity nazistowskiej nie tylko do Polaków, ale w ogóle do Słowian, także Ukraińców.

Ale załóżmy, że razem z Niemcami zdobywamy Moskwę. Co dalej?

W przeciwieństwie do nieżyjącego już historyka Pawła Wieczorkiewicza nie uważam, że zdobycie Moskwy zakończyłoby wojnę na froncie wschodnim. W grudniu 1941 r. Sowieci ewakuowali urzędy ze stolicy do Kujbyszewa, co zapowiadało wolę dalszej walki. Stalin nie miał nic do stracenia. Moskwa była zdobywana przez Polaków w 1612 r. i Francuzów z udziałem Polaków w 1812 r., ale Rosja nie została pokonana. Hitler wyznaczył Wehrmachtowi nierealne zadanie: zniszczyć armię sowiecką i dojść do Uralu. Nic nie wskazuje, aby to się udało.

Według Pana opinii – cytowanej w książce Zychowicza – Polska, która poparłaby Hitlera, byłaby dziś innym narodem: obciążonym traumą walki po niesłusznej stronie. Zychowicz twierdzi, że Pana argumentacja jest emocjonalna, bo inni alianci Niemiec nie mają wyrzutów sumienia i nie spotkał ich ostracyzm międzynarodowy.

Podtrzymuję moją opinię. Gdybyśmy ruszyli na wojnę u boku Hitlera, jedna z najpiękniejszych kart naszej historii, jaką jest II Rzeczpospolita, zostałaby splamiona i splugawiona. Nie moglibyśmy czerpać z jej dziedzictwa. Rumun nie może dziś odwoływać się do dokonań Antonescu, Słowak ma problemy z Tiso, węgierska pamięć o Horthym jest dwuznaczna. A ja jako Polak nie mam problemu z Beckiem i Rydzem-Śmigłym. Los II Rzeczypospolitej nie został ukoronowany kolaboracją z wrogiem ani obciążony udziałem w Holokauście. To dla mnie niezmiernie ważne, bo tamta Polska jest dla mnie duchową ojczyzną, choć w niej nie żyłem.

Ale Zychowicz, jako jeden z argumentów za sojuszem z Rzeszą, podaje właśnie los Żydów: twierdzi, że na ziemiach polskich uniknęliby oni Holokaustu.

Teza, że gdyby na terytorium Polski funkcjonował rząd kolaboracyjny, to eksterminacja ludności żydowskiej byłaby trudniejsza, być może jest prawdziwa. Ale w tym miejscu historyk musi zawiesić swój sąd, bo nikt nie jest w stanie nakreślić losów Polski, gdyby stała się aliantem Rzeszy. Jedno jest pewne: zależność od Niemiec rosłaby, a nie malała. Ów rząd kolaboracyjny musiałby wpuścić do Polski niemiecką armię. Może to zamieniłoby się w reżim okupacyjny lub bliski okupacyjnego, jak w przypadku Węgier od października 1943 r. Nic pewnego ani zbliżonego do pewności nie możemy tu powiedzieć.

Zasadniczym elementem tezy Zychowicza jest moment, gdy w ostatnim okresie wojny Polska zmienia sojusze i – jak Rumunia czy Finlandia – występuje przeciw słabnącym Niemcom. Mielibyśmy zakończyć wojnę jako zwycięzcy. Taka opcja była realna?

Państwo położone w tym miejscu, w którym leży Polska, nie mogłoby „oderwać się od Niemiec”. Udało się to Finlandii, uczyniły to Włochy i Rumunia, próbowały Węgry. Ale żaden z tych przykładów niczego nie dowodzi. Finlandia leży na uboczu Europy i zaangażowane na wielu frontach Niemcy nie były w stanie w 1944 r. jej za to ukarać. Włochy zerwały sojusz z Rzeszą, ale niemal natychmiast znalazły się w sytuacji państwa okupowanego przez Niemców i wyzwolonego przez aliantów dopiero po długich walkach na Półwyspie Apenińskim. Rumunia 23 sierpnia 1944 r. – decyzją króla Michała I – zerwała z Niemcami, ale tylko po to, by na swe terytorium wpuścić Sowietów. Regent węgierski Horthy próbował tego samego wcześniej, ale jego kraj natychmiast zaczęli okupować Niemcy, osadzając w Budapeszcie reżim faszystów węgierskich, który rozprawił się z ludnością żydowską. Historia II wojny światowej mogła potoczyć się na różne sposoby, ale nic nie wskazuje, że Europę Środkowo-Wschodnią wyzwalaliby Amerykanie i Brytyjczycy, i aby to przed nimi mogły kapitulować narody walczące po stronie III Rzeszy.

Mając świadomość, ile Polska wycierpiała po 1939 r., nie kusi Pana jednak czasem, by szukać możliwości pisania historii na nowo?

Piłsudski mawiał: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Nie mam poczucia, że nasza historia wymaga przedefiniowania. Jeśli ktoś ma taką potrzebę, ujawnia przede wszystkim swe kompleksy. Zawarta w pierwszym rozdziale książki Zychowicza opowieść o zdobywaniu Moskwy przez polskich żołnierzy sprawia wrażenie, jakby była pisana właśnie po to, by kompensować cierpienia doznane od Sowietów. Od pamiętnego zwycięstwa w 1920 r. wszystko przegrywaliśmy, ale oto byłoby inaczej, gdyby tylko nie Beck... Chyba tu tkwi przyczyna zainteresowania tego rodzaju pisarstwem. 


MAREK KORNAT (ur. 1971) jest historykiem i sowietologiem, profesorem na UKSW i kierownikiem Pracowni Systemów Totalitarnych i Dziejów II Wojny Światowej w Instytucie Historii PAN. Autor m.in. książek „Polska 1939 roku wobec paktu Ribbentrop–Mołotow” (2002), „Polityka równowagi 1934–1939. Polska między Wschodem a Zachodem” (2007).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2012