Sumienie i nakazy

Pochodzące z przepisów religijnych nakazy nie mogą być przyjmowane bezkrytycznie i wcielane mechanicznie. Nie może być tak, że jedyną decyzją, jaka pozostaje chrześcijaninowi do podjęcia, jest decyzja podporządkowania się nauczaniu kościelnemu - pisze w GAZECIE ŚWIĄTECZNEJ (15-16.11) o. Tadeusz Bartoś, dominikanin.

W Kościele katolickim w Polsce dominuje wychowanie tradycyjne, oparte na autorytecie i w dużej mierze autorytarne. Prowadzi ono z reguły do “formowania ludzi niesamodzielnych moralnie, dla których cały autorytet rozstrzygania o złu i dobru jest ulokowany na zewnątrz. Uniemożliwia to dojrzewanie ludzkiego sumienia, faktycznie bowiem całość decyzji moralnych zostaje już wcześniej podjęta za człowieka przez instytucję". Taki rodzaj wychowania etycznego i religijnego “zwalnia z osobistej moralnej odpowiedzialności i czyni niezdolnym do podejmowania własnych decyzji moralnych. Faktycznie jest więc demoralizacją".

Paradoksalnie jest to wynik porzucenia najlepszych tradycji Kościoła: “zapomnieliśmy o naturze ludzkiego sumienia i o zasadach jego dojrzewania, tak jak opisywał je św. Tomasz z Akwinu" - było nie było wielki autorytet katolicyzmu, a do dziś punkt odniesienia w teologii moralnej.

Kluczowe pytanie brzmi: kto ma prawo decydować o moralności postępowania.

W grę wchodzą trzy możliwości: albo człowiek sam, niezależnie od kogokolwiek i czegokolwiek, albo ktoś (coś) poza człowiekiem, albo człowiek w jakimś powiązaniu z tym, co jest poza nim. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z anarchią moralną, gdzie każdy arbitralnie decyduje o dobru i o złu w każdej dziedzinie. Drugi przypadek to sytuacja, kiedy człowiek w ogóle nie uczestniczy w rozstrzyganiu o dobru i złu, lecz ktoś decyduje za niego, a on jedynie przyjmuje instrukcje. Trzeci przypadek uwzględnia zarówno autonomię sumienia, jak jego powiązanie z wartościami pochodzącymi z zewnątrz. Takie jest właśnie ujęcie Tomasza z Akwinu: łączy autentyczną moralną samodzielność człowieka z jego równoczesną naturalną zależnością od prawdy, od tego, co rozpoznaje jako dobre lub złe. “Zrozumienie tego powiązania jest punktem zwrotnym na drodze człowieka ku dojrzałości moralnej. Pokazuje, jak ochronić swoją wewnętrzną autonomię, a równocześnie umieć żyć zobowiązaniami zaciąganymi wobec świata zewnętrznego".

Sumienie jest - wedle Tomasza - czymś osobistym i indywidualnym. “Nikt nie może nikogo w myśleniu o dobru i złu wyręczyć: ani największy autorytet żyjący na ziemi, ani nawet Pan Bóg, bo nie po to stwarzał nas wolnymi, żeby później za nas podejmować decyzje. Każdy dorosły człowiek sam musi decydować o tym, co dobre i co złe. To dzięki własnym aktom sumienia uczy się rozpoznawać dobro i podejmować osobiste wybory". Autonomia sumienia nie oznacza przy tym relatywizmu: każdy człowiek ma wrodzone poczucie prawa naturalnego i dzięki temu naturalny, choć cząstkowy, dostęp do boskiej prawdy. Wystarcza to, by człowiek mógł uczyć się odróżniać dobro od zła. “Sumienie zaś jest jedyną drogą, na której prawda o dobru i złu dociera do człowieka. Bywa to droga zawiła, lecz innej nie ma".

Dlatego wierność sumieniu jest dla Tomasza zasadą nadrzędną. Uważa on, że także błędne sumienie wiąże człowieka. Pisze: “Ten, kto ma błędne sumienie, wierzy, że jest ono prawe (inaczej nie popełniałby błędu). Jeśli więc trzyma się tego błędnego sumienia ze względu na to, że wierzy w jego prawość, to w rzeczywistości sam w sobie trzyma się prawego sumienia, natomiast błędnego sumienia trzyma się jakby akcydentalnie, jeśli rzeczywiście sumienie, w którego prawość wierzy, jest faktycznie błędne". Ta myśl Tomasza chroni wolność człowieka, jego godność, prawo do wewnętrznej autonomii i wierności sobie.

Wiedza o dobru i złu wymaga rozwijania w człowieku zdolności do jej rozpoznawania, czego warunkiem jest wewnętrzna wolność. “Gdy w toku religijnego wychowania tej wolności zabraknie, kiedy zewnętrzne pouczenia stają się słowem ostatecznym, którego nie można zakwestionować, a można tylko zapamiętać i wcielać w życie, wtedy rozwój staje się niemożliwy: człowiek schodzi z drogi poznawania prawdy i uczenia się odróżniania dobra od zła".

Taki model wychowania, pozbawiający człowieka autonomii, ujawnia się niekiedy w sakramencie pokuty. Czasami sposób sprawowania spowiedzi “zamiast kształtować w ludziach osobistą moralną odpowiedzialność, prowadzi do przejęcia przez spowiednika odpowiedzialności za ich wybory. Refleksja czy poszukiwanie prawdy o dobru są wykluczone, kiedy ksiądz w konfesjonale z góry wie, jak ma być. Często niczym wyrocznia bez wahania rozstrzyga, co dobre, a co złe. Poucza penitenta, jak ma żyć, co robić. Tonem nieznoszącym sprzeciwu karci go albo i grozi, zwłaszcza karą boską, co w penitencie buduje daleki od ortodoksji obraz Boga jako czyhającego na potknięcia mściwego tyrana. Ewentualne wewnętrzne protesty penitent najczęściej w sobie stłumi, spowiedź przecież ma być momentem okazania uniżenia, pokory i cierpliwości. Chowany w ten sposób penitent ze strachem stara się wcielać w życie otrzymane pouczenia. Wydaje mu się, że podejmuje pracę duchową, wewnętrzną, że zbliża się do Boga. Faktycznie jego sumienie zostaje zwolnione z pracy, staje się właściwie zbędne i niekiedy przeszkadza, bo może budzić wątpliwości, na przykład co do słuszności rozstrzygnięć spowiednika, albo i Kościoła".

Być może jest to jedna z przyczyn, dla których wielu ludzi w miarę dojrzewania osobowości porzuca praktykę spowiedzi. Dzieje się tak, kiedy ludzie dorośli nie mają szansy być w Kościele na sposób ludzi dorosłych.

Kardynał Yves Congar, jeden z wielkich reformatorów Soboru Watykańskiego II, zwrócił uwagę, że na przełomie XIX i XX w. Kościół przejął wiele z doktryny pozytywizmu prawnego, wedle której prawo obowiązuje, bo zostało nakazane przez władzę i wsparte sankcjami. W tej sytuacji choćby się dużo mówiło o sumieniu i prawie naturalnym, pozostają one ozdobnikami. Gdy zaś w tym duchu organizuje się życie wspólnoty religijnej, “formalizm i bezduszność łatwo mogą stać się jej zewnętrznym obrazem i wewnętrzną praktyką". Może to sprawia, że Kościół katolicki bywa postrzegany jako struktura administracyjna czy zdyscyplinowana organizacja, a nie wspólnota wiary.

Imperatywny charakter prawa może przyczyniać się do kształtowania ludzi o nieautonomicznych sumieniach. Wiadomo, że sprawna organizacja nie potrzebuje zbyt wielu samodzielnie myślących członków, a raczej wymaga od większości podporządkowania się i lojalnego wykonywania poleceń. W takiej organizacji nie o poszukiwanie prawdy chodzi, lecz dyscyplinę. Zasada obowiązywania sumienia błędnego nie nadaje się do zastosowania w instytucji, która chce sprawnie działać. Sprawność i skuteczność zwyciężają jednak nierzadko za cenę podeptania ludzkiego sumienia.

Gdzie urzędowo chce się rozstrzygać o wartości każdej sytuacji moralnej, osobiste sumienie staje się przeszkodą. Skoro nie ma już pytań i wątpliwości, a są gotowe na wszystko odpowiedzi, nie mogą też dojrzewać sumienia. Samodzielnie myślący poddawani są presji, a w sytuacjach drastyczniejszych kończyć się może na karach kościelnych.

Taki klimat sprzyja postawom oportunistycznym. Przykładowo: duchowny niepodzielający opinii Magisterium na temat niedopuszczalności antykoncepcji (co nie jest rzadkością) nie ma możliwości ani mówić o tym publicznie, bo kwestionowałby nauczanie Kościoła, ani tym bardziej mówić o tym penitentom. Obowiązuje go dyscyplina w duchu pozytywizmu. Zobowiązany jest więc do postępowania wbrew własnemu sumieniu. W świeckich organizacjach człowiek, który nie zgadza się z poglądami zwierzchników, może podać się do dymisji. Dla duchownego ta droga jednak jest zamknięta. Strukturalnie więc jest zobowiązany do dawania fałszywego świadectwa. W Kościele, w którym dominuje duch pozytywizmu prawnego, rolę kluczową odgrywają sankcje. Na dodatek prócz sankcji dyscyplinarnych wobec duchownych, Kościół dysponuje bronią zatrważającą: niezgadzanie się ze wszystkimi wymaganiami Kościoła wystawia katolika na zagrożenie utraty zbawienia.

Duch pozytywizmu prawnego w życiu Kościoła nie pozwala na dyskusję: “tworzy społeczność religijną, w której władze duchowne kwestionują różnorodność opinii w kwestiach moralności, która wypływa przecież w sposób naturalny z wielości ludzkich sumień, różnorodności ich doświadczeń oraz etapów drogi duchowego rozwoju". Więcej: jako że prawo stanowione przez Kościół obowiązuje najczęściej pod karą grzechu śmiertelnego, oznacza to dla wiernych ciągłe życie w atmosferze ryzyka utraty wiecznego zbawienia. To też nie pozwala na dojrzewanie moralne.

Regulowanie przez władze religijne wszystkich aspektów życia płynie z obawy duszpasterzy, że brak ich interwencji doprowadzić może do anarchii moralnej, za którą będą po części odpowiedzialni. Jednak “troska o własny spokój sumienia duszpasterzy nie powinna przesłaniać dobra ludzi, którzy potrzebują szacunku dla własnej drogi, wolności w podejmowaniu wyborów religijnych i moralnych oraz atmosfery zaufania, w której nie czują się traktowani jedynie jako potencjalni przestępcy - grzesznicy".

Za takim sposobem wychowania stoi wizja Kościoła jako społeczności doskonałej i nieomylnej, w której panuje absolutna jasność co do wszelkich zasad. Gdzie wątpliwość nie znajdzie miejsca. To jednak fikcja i rezultat myślenia życzeniowego. W takim świecie jest duszno. I jest ryzyko, że zapanują w nim fałsz i wszechogarniające udawanie.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2003