Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wśród zabierających głos w tej sprawie byli: prezydent Rzeczypospolitej (zdaniem głowy państwa tak nie wygrywa się meczów), premier (po obejrzeniu meczu chciał kogoś zabić, "dobrze wiecie, kogo"), minister sportu, kompozytor... Wszyscy nagle stali się ekspertami od piłki nożnej, wszyscy podkreślali, że jeśli w ogóle był faul na Austriaku, to w końcu podobnych sytuacji w trakcie meczu obserwuje się kilkanaście, a przecież nie dyktuje się kilkunastu rzutów karnych.
Niby prawda. Problem jedynie w tym, że według przepisów opisujących grę w piłkę nożną ciągnięcie rywala za koszulkę w polu karnym jest wykroczeniem karanym właśnie w ten sposób.
Jak przypomina na blogu "Futbol jest okrutny" (www.okonski.blog.onet.pl) Michał Okoński, mój redakcyjny kolega, robiąc to, piłkarze za każdym razem ryzykują, tak samo jak ryzykują kierowcy, wyprzedzający na podwójnej ciągłej. Za większością przydrożnych krzaków nie stoi radiowóz, zdarza się jednak, że stoi, a wtedy trzeba płacić mandat i tracić punkty.
I tu pojawia się problem: zadaniem polityka nie powinno być schlebianie społeczeństwu, tylko odważne formułowanie wizji i sądów niepopularnych. Jeśli więc prezydent i premier nie potrafili pójść pod prąd nastrojów albo przynajmniej je tonować, to - że zacytuję równie nieprzemyślaną wypowiedź poprzedniego prezydenta Francji - stracili dobrą okazję, by siedzieć cicho. Punkty w oczach opinii publicznej mogliby przecież zdobyć w jakiś inny sposób, np. mimo nikłych szans na spektakularne zwycięstwo jechać do Austrii na mecz z Chorwacją.