Stolica wolności

Otwarta w minionym tygodniu w Berlinie wystawa o Powstaniu Warszawskim oraz towarzysząca jej uroczystość to przykład ważnej działalności przedpolitycznej.

17.10.2004

Czyta się kilka minut

Zdjęcie jest czarno-białe, powiększone. Troje młodych Polaków w mundurach uśmiecha się do aparatu fotograficznego: atrakcyjna dziewczyna z opaską (biało-czerwoną - to jedyny, wyretuszowany kolorowy akcent), mężczyzna w zdobycznym hełmie i nastolatek z pistoletem maszynowym typu “Schmeisser". Uśmiechają się, choć nie wiedzą, czy przeżyją następne dni, a ostatnie godziny spędzili w kanałach, którymi wycofywali się ze Starego Miasta. Wyszli z nich na chwilę przed zrobieniem zdjęcia, włazem przy ulicy Wareckiej. Bohaterowie Powstania Warszawskiego: troje z batalionu AK “Czata".

To zdjęcie, liczące 60 lat i symbolizujące jakże polskie pragnienie wolności, trafiło dziś na pierwszą stronę przejmującego katalogu, towarzyszącego jeszcze bardziej poruszającej wystawie pod tytułem “Warszawa, stolica wolności. Powstanie Warszawskie, sierpień - październik 1944", którą w miniony poniedziałek otwarto w Berlinie. Także miejsce, gdzie prezentowana jest wystawa, posiada ładunek symboliczny: tak zwany Bendlerblock w centrum Berlina był podczas II wojny światowej nie tylko sztabem Ersatzheer, Armii Zapasowej Wehrmachtu (zajmującej się szkoleniem rezerw), ale równocześnie ośrodkiem ruchu oporu przeciw Hitlerowi w niemieckim wojsku. Tutaj oficerowie-spiskowcy opracowywali plan zamachu na dyktatora; tutaj 20 lipca 1944 r., gdy pułkownik Stauffenberg podjął próbę zabicia Hitlera w “Wilczym Szańcu", znajdowała się centrala spisku; tutaj padły także pierwsze ofiary, gdy naziści zaczęli tłumić bunt oficerów. Dziś w Bendlerblock mieści się Muzeum Niemieckiego Ruchu Oporu, a na dziedzińcu, gdzie rozstrzelano Stauffenberga i jego towarzyszy, rekruci Bundeswehry składają przysięgę na wierność demokratycznemu państwu niemieckiemu.

Wystawa, której koncepcję (dobrze przemyślaną pod kątem niemieckiego odbiorcy) stworzył warszawski historyk Andrzej Krzysztof Kunert, koncentruje się nie tylko na Powstaniu, ale oferuje szersze spojrzenie na historię polskich walk o wolność, nie zawsze tych z bronią w ręku. Zaczyna się od bitwy pod Grunwaldem w 1410 r., która przerwała ekspansję Zakonu Krzyżackiego, a kończy plakatem Czesława Bieleckiego, obrazującym metaforycznie zakręty polskich dziejów od roku 1944, przez kolejne wystąpienia przeciw komunizmowi, aż po “Solidarność" w 1980 r.

Ale, rzecz jasna, punkt ciężkości wystawy to niemiecka okupacja 1939-44. Niemiecki widz, który zwykle niewiele wie o tych czasach, zrozumie w oparciu o zdjęcia, dokumenty i archiwalne filmy, z jaką brutalnością Niemcy prowadzili swą politykę w podbitej Polsce. Dowie się też, że polski ruch oporu był w okupowanej Europie najsilniejszy, że istniało coś takiego jak polskie państwo w podziemiu, mające własne siły zbrojne: Armię Krajową, która 1 sierpnia zaczęła bitwę o Warszawę, przegraną na oczach czekającej bezczynnie Armii Czerwonej.

- Zwiedzający zrozumie, jakich zbrodni Niemcy dokonali w Polsce, i z jaką brutalnością zniszczyli Warszawę w 1944 r. Tym samym pojmie, jaką odpowiedzialność Niemcy ponoszą wobec Polaków - mówi w rozmowie z “TP" Johannes Tuchel, dyrektor Muzeum w Bendlerblock. - Powstanie pokazujemy nie tylko w kontekście walki o wolność; zwiedzający zobaczy również, z jak wielkim wysiłkiem odbudowano Warszawę, i jak kwitnącym miastem jest dzisiaj.

Nawiązując do filmu fabularnego “Der Untergang" o ostatnich dniach Hitlera (patrz “TP" nr 39/2004), który gromadzi w niemieckich kinach ogromną widownię, Tuchel dodaje: - Byłoby dla nas wygodne, gdybyśmy my, Niemcy, mogli zredukować odpowiedzialność za zbrodnie nazistowskie wyłącznie do osoby dyktatora. Ale ten, kto chciałby tak myśleć, zapomina, że bez akceptacji niemieckiego społeczeństwa dyktatura nie utrzymałaby się długo, i że nie byłoby tych wszystkich zbrodni, gdyby nie bardzo wielu pomniejszych katów, a także wielu tzw. oprawców zza biurka, którzy pomagali organizować zaplecze zbrodni.

Berlińska wystawa jest projektem wspólnym, polsko-niemieckim, w najlepszym rozumieniu tego słowa. Umożliwiła ją współpraca dwóch instytucji: Muzeum Niemieckiego Ruchu Oporu i polskiej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pod kierunkiem Andrzeja Przewoźnika. Podczas uroczystego jej otwarcia w kościele św. Mateusza (naprzeciw Filharmonii) pojawiło się wielu ważnych gości, w tym były kanclerz Kohl (jako gość honorowy) i szereg posłów do Bundestagu. Wygłaszając wykład inauguracyjny, prof. Władysław Bartoszewski, opowiadał o własnych przeżyciach z Powstania, podkreślając, że Polacy i Niemcy stoją dziś przed ogromną szansą i “nadzieją dla przyszłych pokoleń, we wspólnej Europie".

Wystawa i towarzysząca jej uroczystość to doskonały przykład działalności przed-politycznej, jaką Polska powinna realizować w stolicy Niemiec - zwłaszcza dziś, gdy stosunki polityczne między Berlinem a Warszawą są napięte. Szkoda tylko, że z możliwości tej Polacy korzystają tak rzadko.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2004