Co dalej po teczce Bolka

Jedenaście miesięcy temu sformułowano wszystkie istotne punkty i interpretacje, które wyznaczają granice sensownej debaty nad pierwszym etapem działalności Lecha Wałęsy. Dziś trudno dodać cokolwiek nowego.

01.02.2017

Czyta się kilka minut

Lech Wałęsa, Gdańsk, 22.12.2016 r/  / Fot. Piotr Hukalo/EastNews
Lech Wałęsa, Gdańsk, 22.12.2016 r/ / Fot. Piotr Hukalo/EastNews

Wtorkowe orzeczenie krakowskiego instytutu ekspertyz sądowych jest wydarzeniem ze wszech miar pozytywnym. W pewnym sensie ma rację Jarosław Wałęsa, kiedy mówi teraz, że to tylko „odgrzewane kotlety”. Jedyne, co dostaliśmy wczoraj, to instytucjonalne potwierdzenie tez, które wkrótce po ogłoszeniu zawartości szafy Kiszczaka stawiali rzetelni historycy, także na tych łamach. 

Jedenaście miesięcy temu sformułowano wszystkie istotne punkty i interpretacje, które wyznaczają granice sensownej debaty nad pierwszym etapem działalności Lecha Wałęsy. Dziś trudno dodać cokolwiek nowego. Chyba tylko smutne stwierdzenie faktu, że przez ten długie miesiące nie pojawiły się w sferze publicznej próby zrozumienia, czy lęk przed demaskacją miał kiedykolwiek realny wpływ konkretne zachowania Wałęsy – niektóre bowiem do dziś budzą wątpliwości swoją logiką. Przy zachowaniu cały czas w pamięci, że – jak pisałem w lutym ubiegłego roku – „Problem po części polega pewnie na tym, że wyważone oszacowanie kilku lat współpracy w całej biografii Wałęsy wymaga przyznania, jak bardzo nasz XX-wieczny Kościuszko był w istocie przebiegłym, skupionym na sobie kombinatorem – zarówno gdy współpracował, jak i szczególnie potem, gdy okiwał wszystkich po trochę, każdemu dając złudzenie, że jest jego narzędziem”. 

Trzeba więc uznać, że krakowska ekspertyza zamyka wreszcie ten długi (otwarty w 2008 r. przez książkę Gontarczyka i Cenckiewicza) etap użerania się z domysłami, sugestiami i próbami bądź wyolbrzymiania bądź umniejszania sprawy współpracy z SB. Po wypłynięciu na jaw teczki Bolka raczej nic nowego w tej sprawie się nie pojawi, w każdym razie w kategorii rzeczy godnych źródeł a nie rewelacji wziętych z sufitu. Można mieć zatem nadzieję, że przynajmniej ten aspekt gnębienia Wałęsy – poprzez insynuacje okropności, których nie popełnił – powoli się wyczerpie. Lepsze jasne i oparte na źródłach zarzuty, z którymi można dyskutować, niż niejasne domysły. To jak sam Wałęsa odpiera te zarzuty i dlaczego jego taktyka podjęta od lat 90. może budzić zgrozę większą niż cała paczka odręcznych raportów – to już inna sprawa i trudno cokolwiek byłemu prezydentowi radzić. Doradców i okazjonalnych przyjaciół ma wokół siebie aż zanadto i tylko trudno czasem ich odróżnić od wrogów. 

Jak się rzekło, potwierdzenie autentyczności tego rozległego zbioru źródeł do dziejów „wczesnego Wałęsy” jest zdarzeniem pozytywnym, ucina bowiem przynajmniej część zatrutych dyskusji i pozwala zabrać głos w pierwszym rzędzie historykom, zdolnym na przykład te źródła porównywać z innymi – pisze dziś o tym np. Andrzej Friszke. Czy historycy zostaną usłyszani – tego nie możemy być wcale pewni. Bo sprawa Bolka będzie dalej żyła swoim życiem, jako przysłowiowy osinowy kołek, którym środowiska „dobrozmianowej” rewolucji będą dalej dezawuowały wszystko, co w dominującej dotąd narracji myślimy o ostatnim ćwierćwieczu Polski. Do tego gruntownego dziejowego resetu, równie potrzebnego PiS-owi jak zmiany ustrojowe, niezbędne jest co najmniej pomniejszenie Wałęsy, żeby nie przyćmiewał np. Lecha Kaczyńskiego. A jeszcze lepiej ukazanie go jako człowieka, który był de facto marionetką służb, także przez okres uznawany ogólnie za chwalebny i przełomowy (od sierpnia do okrągłego stołu). Samo przez się rozumie się wtedy, że „okrągłostołowy układ” jako logiczna konsekwencja całego łańcucha działań opozycji demokratycznej lat 80. pod niekwestionowanym przywództwem Wałęsy, zyskuje dodatkowy mroczny wymiar i tym łatwiej go posłać do lamusa. 

I to jest teraz prawdziwe pole do działania dla wszystkich, którzy chcieliby ten blitzkrieg przeciwko naszej pamięci powstrzymać. Zachować w tożsamości zbiorowego losu wiedzę o tym, że na tej ziemi działy się wtedy rzeczy dobre. Rzeczy ważne i fundujące nieodwracalnie kształt kraju, o który dziś się trzeba spierać, ale nie udawać, że można po prostu wykasować jakąś jego połowę. Działy się dzięki ludziom dziś się nienawidzącym, którzy kiedyś potrafili chłonąć tego samego ducha. Dzięki ludziom, którzy wcześniej albo później okazywali się w innych kontekstach słabi (jak niestety wielu dzielnych demokratów, którzy dali się połknąć łatwej korupcji i budowali ochoczo polityczny, bananowy kapitalizm). Tej całej złożoności trzeba dziś bronić. Próba jej spłaszczenia – łącznie z odzieraniem Wałęsy z godności i zasług – zadaje kłam temu, co jest najważniejszym doświadczeniem kilku ostatnich pokoleń, równym odzyskaniu niepodległości w oczach naszych pradziadków.

Wraz z potwierdzeniem większości kwitów z teczki Bolka sprawa tego, co „zrobił” Wałęsa przestaje być przedmiotem sporu, który dotyczy nas jako wspólnoty – nie zaliczam do niej garstki apologetów z ciężką wadą wzroku oraz obsesyjnych miłośników szczucia. Żywe i aktualne jest natomiast to, co my zrobimy z Wałęsą – a raczej całą zbiorową historią którą ucieleśnia. Tyle jest jeszcze do opowiedzenia, dopóki żyją ludzie, którzy zawdzięczają swoje symboliczne istnienie Wałęsie, ale bez których Wałęsa byłby nikim.


CZYTAJ TAKŻE:

Roman Daszczyński: Postarzały Lech Wałęsa tonie na oczach milionów – podobnie jak pośród tłumów wypłynął na powierzchnię. Większość przygląda się temu ze smutkiem lub zdumieniem. Niektórzy czują satysfakcję. Nikt nie jest w stanie mu pomóc.

Andrzej Paczkowski: Wałęsa był fighterem, ale był też przeciwnikiem konfrontacji z władzą. Dziś wielu jego przeciwników traktuje to umiarkowanie jako rezultat uwikłania – choć przecież było zgodne z linią Kościoła.

Paweł Bravo: Nasz XX-wieczny Kościuszko był w istocie przebiegłym, skupionym na sobie kombinatorem. Nie jest to wygodne dla obrońców III RP, którzy potrzebują narracji o wielkim Lechu, ani dla jej wrogów, wodzonych za nos przez spryciarza bez diabolicznych cech.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej