Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z początku w parku było pusto, ale po chwili na głównej alei zobaczyłem kogoś, kto szedł w moją stronę z naprzeciwka. Spotkania z ludźmi, którzy o wschodzie słońca wychodzą z domu, najwyraźniej nie po to jednak, aby iść do pracy, kupić coś do jedzenia czy do picia albo wyprowadzić psa, interesują mnie w szczególny sposób; z ludźmi takimi czuję osobliwą więź.
Starsza kobieta, którą minąłem w parku, musiała mieć dobrze po siedemdziesiątce. Drobna, krucha, w brązowej kurtce i w berecie, spod którego wysuwały się siwe włosy, spojrzała na mnie z nadzwyczajną życzliwością i przez chwilę martwiło mnie, czy potrafiłem odpowiedzieć jej podobnie. Kobieta miała na nogach męskie zamszowe buciki. Pomyślałem, że chyba lubi dalekie spacery, ale na szczęście nie jest w typie owej “wiecznej harcerki", tak irytującej swą jednoznacznością.
Obszedłem park i wspiąłem się na skarpę, z której widać było wszystkie jego zakamarki. Starsza kobieta zbliżała się do placu zabaw, gdzie w południe przesiaduje zawsze mnóstwo matek z dziećmi. Minęła piaskownicę, huśtawki, zjeżdżalnię i stanęła obok przyrządu do ćwiczeń gimnastycznych - dwóch drewnianych kółek wiszących w górze na linkach. Zawstydziłem się, że na nią patrzę w tym momencie, ale nie odwróciłem wzroku. Starsza kobieta wyciągnęła rękę, ostrożnie dotknęła jednego kółka, rozejrzała się dookoła i jakby czymś spłoszona odeszła kilka kroków, ale po chwili wróciła z powrotem, chwyciła nagłym ruchem oba kółka, zawisła na nich, machając nogami w powietrzu, a potem zeskoczyła na ziemię, potknęła się o coś, przewróciła, zaraz jednak podniosła się, otrzepała kurtkę i energicznym krokiem ruszyła w dalszą drogę.
Kiedy po kilku minutach znowu spotkaliśmy się na głównej alei parku, starałem się jak mogłem, aby nie dać po sobie poznać, że tyle widziałem, tyle wiem, a jeszcze więcej się domyślam.