Spodziewana nominacja

Historycznie prymasostwo było jednym z najwyższych urzędów w państwie polskim. Wielcy prymasi czasu wojny i lat powojennych nadali temu urzędowi rangę najwyższego autorytetu moralnego. Dziś sytuacja wygląda inaczej.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

Abp Józef Kowalczyk urodził się 28 sierpnia 1938 r. w Jadownikach Mokrych (powiat tarnowski).

Po ukończeniu liceum w Radłowie rozpoczął w 1956 r. naukę w seminarium w Olsztynie. Święcenia przyjął 14 stycznia 1962 r. z rąk biskupa warmińskiego Józefa Drzazgi.

Po dwuletniej pracy jako wikariusz w Kwidzynie, podjął w 1964 r. studia z prawa kanonicznego na KUL, kontynuował naukę na rzymskim Gregorianum, gdzie w 1968 r. obronił doktorat. Uzyskał także dyplom archiwisty Tajnego Archiwum Watykańskiego; rozpoczął pracę jako obrońca węzła małżeńskiego w Najwyższym Trybunale Apostolskim Roty Rzymskiej. Od 1969 r., z polecenia prymasa Wyszyńskiego, pracował w watykańskiej Kongregacji ds. Dyscypliny Sakramentów w Kurii Rzymskiej.

W latach 1976-1978 odwiedzał Polskę jako członek Zespołu Stolicy Apostolskiej do Stałych Kontaktów Roboczych z Władzami PRL. Od 1978 r. kierował Sekcją Polską w watykańskim Sekretariacie Stanu. W grudniu 1982 r. został bez swojej wiedzy zarejestrowany jako kontakt informacyjny wywiadu PRL o pseudonimie "Cappino". Badająca sprawę Kościelna Komisja Historyczna orzekła w 2009 r., że nie był tajnym i świadomym informatorem służb specjalnych.

26 sierpnia 1989 r. Jan Paweł II mianował go arcybiskupem tytularnym Heraklei i nuncjuszem apostolskim w Polsce, a 20 października 1989 r. konsekrował. W 1990 r. dzięki staraniom nuncjusza Jan Paweł II reaktywował Ordynariat Polowy Wojska Polskiego. W 1991 r. na mocy bulli "Totus tuus Poloniae populus" nastąpiła reorganizacja podziału administracyjnego Kościoła w Polsce; w pracach uczestniczył nuncjusz. 28 lipca 1993 r. jako przewodniczący delegacji Stolicy Apostolskiej podpisał razem z ministrem spraw zagranicznych prof. Krzysztofem Skubiszewskim konkordat między Watykanem a Rzeczpospolitą Polską (ratyfikowany w 1998 r.), gwarantujący wolność religijną i respektujący świeckość państwa. Konsekrował 11 biskupów, jest doktorem honoris causa wielu polskich uczelni.

Opr. Łukasz Ziółkowski

Nikogo nie powinno dziwić, że nuncjusz apostolski w Polsce zostaje prymasem, skoro dwóch jego poprzedników zostało papieżami: w 1691 r. Antonio Pignatelli - Innocentym XII, w 1922 r. Achille Ratti - Piusem XI. Skoro nuncjusz w Polsce może zostać papieżem, to tym bardziej może zostać prymasem.

72-letni abp Józef Kowalczyk urząd prymasowski będzie sprawował krótko (do kanonicznego kresu pozostały mu trzy lata), jednak dłużej niż poprzednik. Abp Henryk Muszyński był prymasem Polski 142 dni

(do 8 maja 2010 r.), ale to przypadek specyficzny. Przez 18 lat (od 1992 r.) był ordynariuszem prymasowskiego Gniezna, do tego pierwszym, który po 173 latach rezydował na stałe w stolicy diecezji. Nie był prymasem, bo tytuł ten nosił, na podstawie unii personalnej Gniezna z Warszawą, kard. Józef Glemp, który także po rozwiązaniu unii w 1992 r. pozostał prymasem jako "Kustosz grobu św. Wojciecha". Siłą rzeczy więc, po złożeniu przez kardynała Glempa - z racji wieku - godności kustosza, tytuł przeszedł na aktualnie urzędującego arcybiskupa gnieźnieńskiego, któremu zresztą w 2008 r., kiedy osiągnął wiek kanoniczny, Papież przedłużył mandat "do momentu mianowania następcy". Teraz mamy prymasa mianowanego na to stanowisko.

Abp Henryk Muszyński ogłosił 2 maja pożegnalny list pasterski do wiernych archidiecezji. Czytamy tam: "Czas mojej przedłużonej posługi dobiega końca. Można się spodziewać, że niebawem zostanie przysłany przez Ojca Świętego mój następca. Proszę Was, przyjmijcie go otwartym sercem, w duchu wiary, jako posłanego przez samego Chrystusa, który zapewnił Apostołów: »Jak Mnie posłał Ojciec, tak i Ja was posyłam«" (J 20, 21).

Tak właśnie w Kościele katolickim przyjmuje się nowego pasterza: w duchu wiary, jako "posłanego przez samego Chrystusa". Tak też z pewnością gnieźnieńska wspólnota kościelna - ponad 260 parafii (głównie wiejskich), blisko 600 księży diecezjalnych i zakonnych - przyjmie swego nowego biskupa.

Historia uczy, że okres trzech lat to dla biskupa niekoniecznie mało. Przez trzy lata można zdziałać wiele dobrego. Wprawdzie nowy arcybiskup gnieźnieński nie ma w życiorysie stażu biskupa diecezjalnego, ale doświadczenie na urzędzie nuncjusza, przez 21 lat wnikliwie obserwującego Kościół w Polsce (a więc i pracę biskupów), może się okazać znakomitym przygotowaniem do nowych zadań duszpasterskich.

Historycznie prymasostwo było jednym z najwyższych urzędów w państwie polskim. Potem wielcy prymasi czasu wojny i lat powojennych nadali temu urzędowi rangę najwyższego autorytetu moralnego. W latach instalowania w kraju systemu programowo wrogiego religii i Kościołowi na tym urzędzie znaleźli się ludzie właściwi na ten nieludzki czas.

Ale nieludzki czas minął i dziś oczekiwania są inne. Czego Polacy mogą oczekiwać od prymasa, który, przypomnijmy, nie posiada, jak kardynałowie Hlond, Wyszyński i do upadku komunizmu Glemp, żadnej specjalnej władzy (tyle że zasiada w Radzie Stałej Konferencji Episkopatu) ani żadnych specjalnych papieskich uprawnień?

Oczekują, jak sądzę, tego, że będzie budowniczym jedności w Kościele, a przede wszystkim jedności w Episkopacie. Różnicę stanowisk w tym czcigodnym gremium można nazywać pluralizmem, bogactwem, dowodem wolności w Kościele, jednak, niestety, w oczach zwykłych wiernych ten pluralizm uparcie się jawi jako podział. Brakiem jedności tłumaczą sobie zwykli wierni milczenie Episkopatu w sprawach, które ich niepokoją, jak choćby brak dokumentu o postępowaniu wobec księży oskarżanych o poczynania pedofilskie albo o zarzutach związanych ze sprawą majątków kościelnych, czy niejasność w sprawie Radia Maryja i jego zaangażowań politycznych (partyjnych), by wymienić problemy najbardziej rzucające się w oczy. Nie trzeba aparatów podsłuchowych w sali posiedzeń na Skwerze Kard. Wyszyńskiego, by się domyślić, jakie jest źródło trudności w wypracowaniu przez Episkopat wspólnego stanowiska. Czy głos Prymasa może tu odegrać rolę zasadniczą?

Prymas ma reprezentować Kościół w Polsce. Jeden z poprzedników arcybiskupa Kowalczyka na tym urzędzie, Adam Ignacy Komorowski (1749-1759), wyjednał dla siebie i swoich następców "przywilej noszenia purpury na wzór szat kardynalskich (z wyjątkiem piuski i biretu), nawet przez osoby niebędące kardynałami". Dwaj ostatni prymasi

(kard. Glemp przed wyniesieniem do godności kardynalskiej) z tego korzystali (nawet używając kardynalskiej piuski, co wytknęła "Gazeta Wyborcza"). I bardzo dobrze, bo od prymasa lud Boży oczekuje, że będzie reprezentował wobec świata i narodu, wobec wierzących i niewierzących, powagę i wielkość Kościoła.

Na głos Prymasa w Polsce się czeka, głos Prymasa jeszcze się w Polsce liczy. Prymasowskie orędzie (telewizyjne, nie internetowe) na Boże Narodzenie jeszcze jest wydarzeniem. Bo Prymas przemawia mocą swego autorytetu moralnego, nie tylko tego, wykreowanego przez system aktualnie sprawowanego urzędu i władzy.

Czy na takie autorytety jest dziś w Kościele miejsce i zapotrzebowanie? Przekładając to pytanie na naszą sytuację, można spytać, czy Stolicy Apostolskiej zależy na autorytetach bardziej charyzmatycznych czy urzędowych? A może w imię ładu i lepszego funkcjonowania instytucji lepiej usuwać w cień te pozakanoniczne (Kodeks Prawa Kanonicznego o urzędzie prymasa nie wspomina) autorytety?

Daleki jestem od głoszenia takiej tezy. Bo może po prostu uznano, że zasłużony nuncjusz jest tym człowiekiem, który zbuduje nowy model Prymasa Polski? Był (jest?) zwyczaj, że nuncjusze, którzy doprowadzili do zawarcia konkordatu, byli potem wynoszeni do godności kardynalskiej. Od 1915 r. wszyscy (z wyjątkiem abp. Muszyńskiego) prymasi Polski byli kardynałami, może więc niebawem kardynalska purpura dla abp. Kowalczyka podniesie rangę nowego polskiego prymasostwa? A może - szepczą malkontenci - znaleziono prestiżowe miejsce na godne przechowanie zasłużonego Nuncjusza do emerytury? Czas pokaże.

Jakim człowiekiem jest nowy prymas? Jako papieski dyplomata unikał gwiazdorstwa, rzadko pojawiał się w mediach, niemal wcale nie udzielał wywiadów. To chyba zaleta, bo niedobrze, kiedy przedstawiciel zachowuje się jak protagonista. Mamy wprawdzie zbiory jego wystąpień, ale cóż: są aż do bólu poprawnymi wystąpieniami nuncjusza. Często to abp. Kowalczykowi przypisuje się odpowiedzialność za nominacje biskupów i według tego, kim są nominaci, ocenia się jego kościelne preferencje. To ryzykowne, bowiem do nuncjusza należy jedynie przekazywanie propozycji, z których Watykan wcale nie musi korzystać. Propozycje pozostają sub secreto pontificio - czyli są ściśle tajne.

Niewątpliwie bywał zmuszony do zajmowania stanowiska w sytuacjach trudnych i złożonych. Do szerokiej publiczności dotarły, i dość ją zbulwersowały, poczynania nuncjusza w sprawie abp. Paetza. Potrafił też przypominać biskupom, że po osiągnięciu 75. roku życia mają obowiązek prosić papieża o zwolnienie z urzędu. Radio Maryja upomniał za angażowanie Kościoła w politykę partyjną.

Niewątpliwie Nuncjusz przejdzie do historii jako ten, który doprowadził do podpisania konkordatu oraz jako autor projektu reorganizacji administracji Kościoła w Polsce (1992 r.). Zmiany granic diecezji, tworzenie nowych, mniejszych, kreowanie nowych metropolii wymagało taktu, stanowczości i wyobraźni. Czy jako papieski przedstawiciel ingerował w funkcjonowanie Kościoła w Polsce - tego się jednak nie dowiemy. Przed przybyciem do Polski był organizatorem i szefem nowo powstałej polskiej sekcji Sekretariatu Stanu. Został wybrany na to stanowisko, bo wcześniej dał się poznać - jak sądzę, zwłaszcza będąc bliskim współpracownikiem kard. Władysława Rubina, generalnego sekretarza Synodu Biskupów.

Pracując w Sekretariacie Stanu, był jednym z najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników Jana Pawła II: Papież powierzał mu wiele ważnych i niekiedy trudnych zadań, m.in. kontakty z przedstawicielami PRL. Za te ostatnie zapłacił cenę niedawnych krzywdzących pomówień o współpracę z PRL-owskim wywiadem.

Był więc zaufanym współpracownikiem, ale - ośmielam się twierdzić - niekiedy też cenionym doradcą Papieża. Bywało, że pracując nad włoską redakcją przemówień Jana Pawła II, potrafił mu sugerować ważne korekty czy uzupełnienia. Opierając się na własnych wspomnieniach, dodam, że był lojalnym przyjacielem, co bynajmniej nie jest w urzędach regułą, nawet w Kurii Rzymskiej.

Bez munduru papieskiego dyplomaty wczorajszy nuncjusz swobodniej odetchnie, będzie mógł być sobą. Wierzę, że w zleconej mu przez Kościół nowej misji sprosta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010