Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przeciwnicy globalizmu, podobnie jak dawniej konserwatyści z jednej strony, a anarchiści - z drugiej, protestują przeciwko odgórnemu ujednolicaniu świata, przeciwko dominacji kapitału nad polityką, przeciwko uszczęśliwianiu ludzkości na siłę przez neoliberalizm gospodarczy i szaleńczą teorię nieustającego wzrostu. Postawa taka powinna się spotkać z powszechnym poparciem i faktycznie: coraz częściej się z nim spotyka. Problem polega na tym, że młodzi ludzie lub wiecznie młodzi lewacy, którzy korzystają z każdej okazji, żeby dalej udawać, że jest rok 1968, często przemawiają językiem postmarksistowskiego banału i uprawiają niemądrą krytykę kapitalizmu zmierzając do skasowania niewątpliwie słusznej idei wolnego rynku i konkurencji.
Oto klasyczny przykład, że w życiu publicznym nie cele są najważniejsze. Równie ważne są środki: można zgadzać się do celów (celem, co do którego wszyscy teoretycznie się zgadzają, jest wieczny pokój), ale co z tego, jeżeli nie potrafimy wskazać środków niezbędnych do ich zrealizowania. Zdarza się w takich okolicznościach często, że albo cel zaczyna usprawiedliwiać stosowanie wszelkich środków, albo sądzi się, że cel zostałby łatwo osiągnięty, gdyby nie głupota, przemoc i niechęć tych wszystkich, którzy we własnym, wąsko pojmowanym, interesie nie chcą do jego realizacji dopuścić.
Innymi słowy, motywacje nie są w życiu publicznym tak istotne, jak działania. Jeżeli zatem można kogokolwiek z uczestników życia publicznego sensownie określić mianem idealisty - w przeciwieństwie do realisty - to tylko tego, kto chciałby zmierzać do celu nie rozważając środków, jakie mogą skutecznie jego realizację przybliżyć.
Tak jest właśnie w przypadku ruchu antyglobalistycznego. Żle stosowane środki, naiwność w tym zakresie, czy wręcz dziecinna nieporadność bardzo często doprowadzają do kompromitacji celu, do którego się zmierza. Tak było początkowo zarówno w przypadku ruchu feministycznego, jak i ruchu zielonych. Teraz oba te ruchy bardzo wiele się nauczyły i są znacznie bardziej umiejętne w dobieraniu odpowiednich środków do stawianych przez siebie celów. Niestety nie udało się to jeszcze antyglobalistom.
Jestem jednak przekonany, że są to tylko niezbyt udane początki i że ruch ten będzie zmieniał oblicze i stanie się trwałym elementem naszego życia publicznego. Wobec niewątpliwego kryzysu demokracji i wobec równie niewątpliwego kryzysu sfery polityczności, nie możemy pozwolić na to, żeby ekonomia zagarnęła rządy nad światem. Byłoby to spełnienie najgorszego scenariusza, jakiego myśliciele polityczni i socjologowie obawiają się od co najmniej stu lat. Prawdopodobnie będzie to oznaczało konieczność istotnych zmian roli państwa i pewnych ograniczeń w dziedzinie swobód gospodarczych, które w istocie nie są swobodami, lecz przyzwoleniem na ciche monopole. Wszystko zależy do tego, czy polityka zdoła okiełznać neoliberalną ekonomię - czy to my będziemy decydowali o pieniądzach, czy też pieniądze - o nas.
Bracia antyglobaliści - jestem więc z wami, ale spróbujcie pomyśleć nad tym, co mówicie i jakimi środkami się posługujecie, bo inaczej nikt was nie będzie słuchał.