Serbia na rozdrożach

Podczas gdy w Kosowie trwają przygotowania do ogłoszenia niepodległości, Serbia boryka się z widmami przeszłości. Choć niedawny wyścig o prezydenturę zakończył się zwycięstwem dotychczasowego prezydenta Borisa Tadicia, to same wybory pokazały, jak głęboko podzielone jest serbskie społeczeństwo.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Rośnie armia rozczarowanych, radykał Tomislav Nikolić o mały włos nie został prezydentem. Rozdarcie między Europą a Rosją, zbliżająca się perspektywa rychłej utraty Kosowa spowodowały, że niedawna kampania wyborcza zmieniła się w plebiscyt. Jego stawką była europejska przyszłość Serbii. Były to najważniejsze wybory od czasu rewolucji 2000 r., gdy od władzy odsunięto Slobodana Miloševicia. Do urn ruszył cały kraj. W drugiej turze frekwencja wyniosła ok. 68 proc. "Jeśli nie Europa, to co?" - takiej proeuropejskiej kampanii w Serbii jeszcze nie było. Mobilizacja sił proeuropejskich była jedyną szansą na reelekcję Borisa Tadicia. Walka o prezydenturę rozgrywała się, gdy na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ debatowano nad przyszłością Kosowa, które od czasów konfliktu w 1999 r. pozostaje pod zarządem administracji międzynarodowej. Choć obaj główni kandydaci zażarcie negowali możliwość wyrażenia przez Serbię zgody na niepodległość prowincji, to wiadome było, że wybór Tomislava Nikolicia oznaczałby samoizolację Serbii na najbliższe lata.

Duchy przeszłości

Lider serbskich radykałów Vojislav Szeszel stoi obecnie przed Trybunałem ds. Zbrodni w byłej Jugosławii, sądzony za organizowanie bojówek przeprowadzających czystki etniczne na terenie Bośni w latach 1991-92. Organizacja ponosi częściową odpowiedzialność za tragedię rządów Miloševicia i konflikt w Kosowie, kiedy radykałowie byli częścią koalicji rządzącej, a starający się dziś o prezydenturę Tomislav Nikolić zajmował pozycję wicepremiera. Jego poglądy nawiązują do idei "silnej Serbii". Od czasów rewolucji 2000 r., która doprowadziła do odsunięcia od władzy prezydenta Miloševicia, partia była wykluczana z udziału w życiu politycznym. Mimo że liczba radykałów w parlamencie systematycznie wzrastała, to koalicja z nimi była nie do pomyślenia dla demokratycznej opozycji. Sytuacja uległa zmianie rok temu, gdy po wyborach parlamentarnych partia Vojislava Kosztunicy na parę dni zawarła sojusz z radykałami, łamiąc tym samym polityczne tabu.

Tomislav Nikolić stara się konsekwentnie zwiększyć liczbę swoich zwolenników, stopniowo wyhamowując z antyzachodnią, nacjonalistyczną retoryką. Pozostając w opozycji, partia zapewniła sobie poparcie ponad milionowego elektoratu. Co więcej, choć Nikolić o prezydenturę ubiegał się już po raz trzeci (zawsze bezskutecznie), to nigdy porażka nie była tak słodka. W pierwszej turze wyborów zyskał przewagę nad urzędującym prezydentem Tadiciem, a wynik głosowania potwierdził, że radykałowie są siłą, której nie sposób ignorować.

Krzyk protestu

Czy Serbowie to rzeczywiście społeczeństwo niepoprawnych nacjonalistów? Osiem lat przemian zaowocowało blisko dwudziestoprocentowym bezrobociem i skandalami korupcyjnymi. Na Nikolicia głosowała głównie prowincja, uwierzywszy w hasło "potrzebne są zmiany". Wśród partii wywodzących się z bloku demokratycznej opozycji, walczącej z reżimem Miloševicia, panuje głęboki rozłam. Prezydent Tadić oraz liberałowie z partii G17 Plus opowiadają się za integracją z UE, podpisaniem układu o Stabilizacji i Stowarzyszeniu. Nie mają jednak większości w parlamencie. Żeby rządzić, zmuszeni byli utworzyć koalicję z nacjonalistycznym, twardogłowym premierem Vojislavem Kosztunicą. Ten ostatni, szara eminencja polityki serbskiej, posiada wpływy niewspółmierne do rzeczywistego poparcia, które wynosi nie więcej niż kilka procent. Jego poglądy są bliskie radykałom. Tym, co go odróżnia od dzisiejszej partii Nikolicia, jest demokratyczny rodowód.

Choć kłótnie w rządzie były na porządku dziennym, to po reelekcji dotychczasowego prezydenta koalicja praktycznie przestała funkcjonować. Podczas wyborów Kosztunica uzależnił poparcie dla Tadicia od podpisania aneksu do umowy koalicyjnej, który gwarantować miał wycofanie się Serbii z ewentualnego porozumienia z UE, w razie gdyby ta uznała niepodległość Kosowa i wysłała do prowincji misję. Żądania premiera były policzkiem dla prezydenta, który desperacko potrzebował pomocy ze względu na widmo porażki. Co więcej, ich spełnienie było niemożliwe ze względu na fakt, iż Tadić kampanię wyborczą oparł o hasła integracji europejskiej i stanowcze zarzekanie się, że europejskiej przyszłości Serbii nie należy łączyć z Kosowem.

Geopolityczna gra

Tadić zwyciężył, lecz wybór europejskiej ścieżki Serbii nie jest przesądzony, poziom zaufania do Europy jest niski - tylko co piąty Serb uważa, że UE jest partnerem odpowiedzialnym i mającym w stosunku do Serbii dobre intencje. Bruksela wysyła schizofreniczne sygnały. Przed długi czas UE warunkowała podpisanie układu o Stabilizacji i Stowarzyszeniu współpracą Serbii w wydaniu przed Trybunał ds. Zbrodni w byłej Jugosławii poszukiwanego za zbrodnie wojenne Radko Mladicia. Na kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi okazało się, że do podpisania układu dojść może już 28 stycznia, między pierwszą a drugą turą głosowania. Brak konsensusu w samej UE doprowadził do tego, że Serbom zaproponowano polityczne porozumienie, które miałoby prowadzić do złagodzenia reżimu wizowego i zintensyfikowania współpracy gospodarczej. Zwiększyło to zamieszanie w Belgradzie. Większość polityków odebrała propozycję Brukseli w sposób jednoznaczny - przyśpieszona ścieżka integracji ma być zapłatą za zgodę Serbów na niepodlegość Kosowa i utratę części terytorium. Tym bardziej że jednocześnie w UE trwają prace nad przygotowaniem misji policyjnej i "skoordynowaną deklaracją niepodległości", którą ogłosić mają albańskie władze Prisztiny w ciągu najbliższego miesiąca.

Stąd też część Serbów zastanawia się, co jest lepsze: integracja z Europą czy przymierze z Rosją? Prezydent Putin zapowiedział, że Moskwa nie uzna niepodległości Kosowa, a sama secesja prowincji stanowić będzie niebezpieczny precedens. W grę wchodzą geopolityka i gaz. Rosjanie zdołali wykorzystać zamieszanie polityczne w Serbii, podpisując porozumienie ramowe o współpracy energetycznej. W jego myśl serbska kampania naftowa przejdzie pod ich kontrolę, a przez terytorium Serbii przebiegać będzie jeden z dwóch kluczowych gazociągów. Tuż przed drugą rundą wyborów prezydenckich do Moskwy pielgrzymowali Tadić i Nikolić. Pretendenci do prezydentury zapewniali o woli strategicznej współpracy z rosyjskim partnerem, a samą umowę okrzyknięto sukcesem.

Nie wiadomo, jaka będzie przyszłość Serbii. Premier Kosztunica proponuje wprowadzenie stanu wyjątkowego w momencie secesji Kosowa. Prezydent Tadić zapowiedział zerwanie stosunków z tymi państwami, które uznają niepodległość prowincji. Nowe wybory parlamentarne są kwestią czasu. Otwartym pytaniem pozostaje tylko to, czy odbędą się one w maju (wraz z wyborami samorządowymi), czy też we wrześniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2008