Sancho Pansa i jego osiołek

Czytając prasę popularną, można nieraz odnieść wrażenie, że znacznie łatwiej mówić nam o światopoglądzie, preferencjach seksualnych i sprawach osobistych niż o tym, w co się wierzy. Niektóre z osób poproszonych o rozmowę na temat wiary odmówiły, tłumacząc się niemożnością znalezienia odpowiednich słów. Inni obawiali się zbytniej ingerencji w ich intymność.
 /
/

Wyjaśniałam, że nie chodzi o wiarę rozumianą stricte religijnie. Raczej o to, co w życiu stanowi fundamentalną wartość, co jest punktem odniesienia w trudnych sytuacjach. Przecież nie jest tak, że mówić o wierze mogą tylko osoby specjalnie do tego uprawomocnione z racji swojej pracy czy powołania. Moi rozmówcy to ludzie znani z mediów, ale nie kojarzący się w powszechnym odbiorze z wiarą, np. muzycy rockowi, aktorzy, reżyserzy czy pisarze. To ich wypowiedzi tworzą cykl "W co wierzę". (MJ)

Maja Jaszewska: - Pokusa towarzyszy człowiekowi od zawsze. Ulegli jej już nasi pierwsi rodzice. Czym dla Ciebie jest pokusa?

Grzegorz Markowski: - Czymś szczególnym. Zdajemy egzamin z tak zwanego człowieczeństwa wtedy, kiedy możemy z nią walczyć i nad nią zapanować.

- Czyli jest egzaminem?

- Na pewno. Jeżeli życie toczy się w miarę normalnie, wyżłobionym korytem i wszystko jest przewidywalne, to wówczas ten egzamin zdajemy, bo nie mamy pokus tylko pokusiki...

- Zdajemy bez specjalnego wysiłku z naszej strony...

- Oczywiście. Bywały fortuny i kariery zrobione w sposób przypadkowy i niezawiniony. I z pokusą jest dokładnie tak samo. Ja jestem wystawiony na próbę od trzydziestu lat: od kiedy stałem się człowiekiem rozpoznawalnym, popularnym i budzącym ciekawość. Istnieje znane zjawisko “groupies", czyli kobiet jeżdżących za zespołami. Przyznam szczerze, że mając trochę poczucia estetyki i etyki nie miałem ochoty tak często sięgać po ten owoc zakazany. Ale pokusa w moim życiu istnieje. Pierwszą i do tej pory największą pokusą były zawsze kobiety, fascynacja drugą płcią. I to nie mija, choć mam już 50 lat; przeżywam tę fascynację do tej pory. Świat kobiet jest tajemniczy, piękny, bardzo pociągający i nieprzewidywalny. Jest oazą piękna, grzechu, cielesności i delikatności. I tylko dlatego, że mam fantastyczną żonę, jesteśmy razem 30 lat i nie miałem nigdy pokusy rozstania się z nią.

- A poza pokusą cielesności?

- Pokusa pierwszego alkoholu. Każdy nosi bagaż kompleksów, tylko jedni potrafią z nim walczyć i odnajdują się w życiu łatwiej, a inni nie. Bywa, że alkohol w tym pomaga. Poza tym jest wpisany w naszą kulturę. W końcu Chrystus też nie pił coca-coli przy Ostatniej Wieczerzy, tylko wino. Alkohol wyzwala z ograniczeń, pozwala poczuć się całkowicie wolnym, bywa środkiem dopingującym, ale do czasu... Dramat alkoholu i narkotyków polega na tym, że pozwalają ci znaleźć się w takich obszarach świadomości, których na trzeźwo w cywilizacji zachodniej nie da się uruchomić. Nie tak jak w kulturze Wschodu, gdzie przechodzisz etapy coraz to wyższe, aż osiągasz stan totalnego wyzwolenia. Alkohol był jedną z tych pokus, które pozwalały poczuć się dobrze.

- Czyli był pokusą łatwych rozwiązań?

- Czy ja wiem, czy łatwych?! Z alkoholem bywają ogromne dramaty... Ludzie zapominają, że taki dzień jak niedziela nie może trwać cały tydzień. Gdzieś musi być poniedziałek, wtorek, środa... Pamiętając o tym, jakoś do tej pory nad tymi pokusami panuję. Myślę, że ulegając im czasami, nie traciłem z własnego życia rodzinnego czy zawodowego zbyt dużo. Bo trochę zawsze się traci...

- A co jest dla Ciebie punktem odniesienia, gdy przychodzi chwila słabości?

- To jest trochę tak jak wtedy, gdy człowiek umiera. Wówczas w ułamku sekundy wyobraża sobie całe swoje życie, dokonuje bilansu. Mam dość silnie rozwinięty syndrom bycia w pewnych ramach, poza które nie chcę wyjść. Wiem, że demony i upiory są w każdym z nas, pod skórą, i łatwo po nie sięgnąć. To jest kwestia sytuacji, zbiegu okoliczności. Myślę, że nie zostawiłem ludzi, którzy powiedzieliby, że ich skrzywdziłem albo zawiodłem w sposób zdecydowany. Mam wrażenie, że dzisiaj dla niewielu osób to są ważne sprawy. Przez co żyje mi się trochę trudniej. Nie twierdzę, że jestem rycerzem honoru i czystości, ale czasami czuję się trochę jak Sancho Pansa albo osiołek, na którym jeździł.

- Czy we współczesnym świecie pojawiły się nowe, niespotykane dotąd pokusy?

- Pokusy współczesnego człowieka są o wiele bardziej przerażające. Dzisiaj robi się kariery szybko i skutecznie, nie patrząc na ludzi, depcząc przyjaźń i uczucia. To kariera stała się wyznacznikiem udanego życia. Jeżeli w firmie dzieje się tak, że ktoś pytany udziela fałszywej informacji tylko po to, żeby mieć na swojego kolegę haka, to takie działanie jest jak chodzenie po polu minowym...

- Chcesz powiedzieć, że dawniej pokusy były bardziej ludzkie?

- Jak Boga kocham, tak. To, że mamy ochotę na seks czy alkohol jest bardziej ludzkie. Żyjemy w świecie totalnie odhumanizowanym. Ten styl sztucznych uśmiechów, sztafażu, bezpardonowych walk, zdawkowych pytań i odpowiedzi... W świecie, w którym nie patrzy się w oczy drugiemu człowiekowi, zanika przyjaźń i zaufanie. A ja nie potrafię przyjąć pewnych reguł gry. Dlatego czasami czuję się znużony.

Strasznie chciałbym móc czerpać z ludzi. Kiedy miałem pięć lat, mówili mi, że Bozia stworzyła drzewka i śnieg, i słoneczko, i chmurki. Wtedy myślałem: “ależ ta Bozia była mądra". I faktycznie, jest. Tylko, że z czasem przestajemy widzieć trawę i nieboskłon. Więc myślałem, że poprzez ludzi będę utwierdzał swoją wiarę. Przez gest: niespodziewany, ciepły, miły, fantastyczny i bohaterski. Ale w życiu jest ich tak mało. Myślę, że dzisiejszy świat jest światem chaosu.

- Czy nie jest to pokusa utraty wiary w człowieka?

- Mam dwie bardzo bliskie mi osoby, liczną i świetną rodzinę. Wierzę w człowieka, gdy patrzę na swoją żonę. Choć byłbym ciekaw jej spowiedzi na temat pokus... Ogromną wiarę w człowieka daje mi też córka, która zachowuje się jak rycerz w spódnicy. Utalentowana i urodziwa, a do tego taka czysta, prawdziwa i honorowa. Żeby paru przywódców w kraju i za granicą miało taki kanon postępowania jak Patrycja...

- Może ludzie uważają, że popularność zwalnia od trzymania się kanonów?

- Kiedy wychodzisz na scenę i na Twój widok wyje dwadzieścia tysięcy osób, pokusa jest ogromna. Jednak naprawdę staram się jej nie ulegać. Dramatycznie boję się momentu, gdy będę śmieszny. Gdy patrzę, jak zachowują się ludzie sukcesu - biznesmeni i politycy, ludzie często małego intelektu i małej duszy, za to grubych portfeli, to dostaję torsji. Nie jestem tak bystrym obserwatorem jak Gombrowicz, ale jeżeli dostrzegam znikomą część tego, co on, to ciekawi mnie, jaki obraz jemu się jawił. Groteskowe potworki z “Muppet Show". Nie chcę, żeby ktoś mnie tak widział.

- Ratuje Cię dystans do samego siebie?

- Jeżeli budzisz się i przeciągasz z zachwytem mówiąc: “Chryste, ile ja mam talentu i jaki jestem zdolny!", to koniec świata. Muzykę to pisali Mozart i Beethoven. Ja sobie wymyślam mniej lub bardziej udaną melodyjkę. Kiedyś wydawało mi się, że świat twórców jest czysty i piękny, a artysta jest Bożym pomazańcem, bo otrzymał dar darów. Jeżeli potrafi wzruszać miliony ludzi i wzbudzać w nich uczucia, to jest aniołem na dwóch nogach. A okazało się, że można ten dar nosić w sobie i być kawałem bezwzględnego sk... Długie lata nie mogłem się z tym pogodzić, idealizowałem sobie świat. Gdybym wcześniej miał tę świadomość, co dzisiaj... Nie twierdzę, że dałem się oszukać, ale nabrać do pewnego stopnia na pewno. Rozczarowań było sporo i stąd przemawia przeze mnie może nie gorycz, ale smuteczek. Tak jak w tym wierszyku: “...szedł Grześ przez wieś..." i mąka umykała mu z woreczka... Mnie umknęło jej wiele, więc o stan równowagi i porannego optymizmu ciężko. Trzy kawy, siedem papierosów, czyszczę zbroję, biorę miecz, siadam na konia i jadę do pracy. Wracam z pracy i chronię moje kobiety. I to wszystko.

- Czy nie jest tak, że nie znamy samych siebie, swoich potrzeb i ich źródeł? Może za mało pochylamy się nad sobą? Może dojrzalej jest próbować dojść, czemu coś jest dla nas pokusą niż rozpaczliwie się przed nią bronić...

Oczywiście. Sygnałem, że sobie nie radzimy, jest fakt zbyt częstego sięgania po alkohol. Odrywamy się od ziemi, robimy się coraz bardziej neurotyczni, zmęczeni, znużeni... Mamy poczucie niespełnienia. Czegoś nam ciągle za mało. Albo jesteśmy zbyt biedni, albo zbyt bogaci. Taka ciągła szarpanina. Wiesz, szalenie cenię Indian. Fakt, że starcy mieli u nich większe prawa niż młodzi, a chorzy psychicznie uważani byli za świętych, jest dla mnie fantastyczny. Zupełnie inaczej wygląda to w naszej kulturze... Zachwyca mnie też ogromna radość życia, nawet w biedzie, którą zauważam tylko w Indiach. Widziałem tam kiedyś kobietę, która miała cztery banany na kocu i to był jej sklep. Nagle małpa ukradła jej dwa banany, czyli połowę interesu, a ta kobieta nadal była uśmiechnięta i radosna.

---ramka 328038|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004