Pokusa ratuje życie

Tomasz Budzyński, muzyk: Dobra Nowina wszystko zmienia, bo skoro jesteś kochany, to sam możesz kochać. Możesz przebaczyć swojemu wrogowi.

19.03.2018

Czyta się kilka minut

 / WOJCIECH SKRZYPCZYŃSKI DLA „TP”
/ WOJCIECH SKRZYPCZYŃSKI DLA „TP”

TOMASZ BUDZYŃSKI: To nie będzie prosta rozmowa, w ogóle nie wiem, co z tego wyjdzie.

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Dlaczego?

No... żebym nie naopowiadał tylko jakiejś teorii o chrześcijaństwie.

A co to jest chrześcijaństwo?

Bardzo mi się spodobała ta definicja, którą usłyszałem od Benedykta XVI. Powiedział, że chrześcijaństwo to historia miłosna.

I co to właściwie znaczy?

Powiem tak. Urodziłem się w typowej polskiej, katolickiej rodzinie. Jestem ochrzczony, otrzymałem wszystkie sakramenty, a w szkole podstawowej chodziłem na naukę religii, która w tamtych czasach odbywała się na terenie parafii przy kościele. Byliśmy ubodzy, dzieciństwo spędziłem w ciasnym pokoju w hotelu robotniczym. Jako młody chłopak, już w szkole średniej, przestałem chodzić na religię, a niedzielne msze święte traktowałem wybiórczo. Co prawda bardzo lubiłem święta religijne, głównie ze względu na panujący wtedy nastrój, ale przeżywałem je w sposób płytki i sentymentalny. Miałem jako takie wyobrażenie o chrześcijaństwie, ale nie miałem żywej wiary.

A co z praktyką?

Można ją było wtedy nazwać „religijnością naturalną”, opartą na strachu przed Bogiem. Katecheza, którą słyszałem w domu i w kościele, była bardzo moralistyczna i skoncentrowana na grzechu. Nie słyszałem Dobrej Nowiny, jaką jest chrześcijaństwo, ani w swoim otoczeniu nie widziałem chrześcijan. Ja niemal przez całe dzieciństwo słyszałem, że mam być grzeczny, bo jak będę niegrzeczny, to pójdę do piekła i Bozia się na mnie obrazi, że „zrobię Bozi przykrość”, jak będę niegrzeczny. Ten ckliwy, lukrowany Jezusek z obrazka będzie płakał. Cały czas myślałem, że trzeba wypełnić jakieś Prawo. Rozumiesz?

Rozumiem, też to słyszałem.

Wszyscy to niestety słyszeliśmy. To taki pierwszy obraz Boga, jaki się ma, i to jest właśnie Bozia. Tak, jakby nie można było dziecku po prostu powiedzieć Bóg. Jakby dziecko było jakieś głupie! Bo jak dziecko ma misia, to musi też mieć taką małą Bozię. Niestety są tacy ludzie, którzy już nigdy z tej Bozi nie wyrastają. Najczęściej jest jednak tak, że ta Bozia przybiera później postać srogiego starca z białą brodą, który patrzy z góry i tylko czeka na twój grzech, żeby ci dowalić. To jest jakaś tragedia, bo w tym wszystkim gdzieś znikł Jezus Chrystus, który jest zbawicielem człowieka.

Jaki w takim razie Bóg jest naprawdę?

Bóg został zasłonięty przez moralizm i teologię, która nikogo nie zbawia. Żeby zostać chrześcijaninem, to najpierw trzeba w swoim życiu chrześcijanina spotkać. Trzeba skosztować soli, zobaczyć zmartwychwstanie na własne oczy. Doświadczyć tego, że śmierć została pokonana i można kochać drugiego. To są konkretne wydarzenia, bo chrześcijaństwo jest wydarzeniem! Bozia nikogo nie zbawia. Zbawia Chrystus, który nie jest ideą! Ale skąd mają ludzie to wiedzieć, jak nikt im o tym nie mówi, bo w rodzinie się o takich sprawach nie rozmawia?

Dlaczego się nie rozmawia?

Bo ludzie nie mają wiary, tylko „religię naturalną” opartą na strachu. Trzeba koniecznie wypełnić Prawo i, jak mówi wielu księży, „zasłużyć” sobie na niebo – bądź grzeczny, będziesz w niebie. Jesteś niegrzeczny – wylądujesz w piekle. Ja pół życia słyszałem „złą nowinę”, że Bóg mnie skarze, bo byłem niegrzeczny. To już jest bardzo daleko od „historii miłosnej”.

Byłeś niegrzeczny!

Ciągle jestem niegrzeczny, ale co, mam ci teraz opowiedzieć wszystkie swoje grzechy? Bardzo proszę, tylko nie wiem, czy ci to wydrukują.

To co się stało w tej Twojej „historii miłosnej”?

Usłyszałem Dobrą Nowinę! Rozumiesz? Usłyszałem, że Bóg mnie kocha. Kocha grzesznika, kocha złego! Wychowano mnie tak, że złego nikt nie kocha, a na zbawienie trzeba sobie zasłużyć. Czym miałem sobie zasłużyć? Tymi grzechami, które jako nastolatek miałem wypisane na twarzy? Wydawało mi się wtedy, że Kościół jest tylko dla ludzi dobrych i w jakimś sensie wyselekcjonowanych. W rodzinnym domu nie widziałem przykładów życia chrześcijańskiego. Jako nastolatek byłem zbuntowany przeciwko ojcu, który nie był dla mnie autorytetem. Autorytetami dla mnie stali się w tamtych czasach muzycy rockowi i gwiazdy piłki nożnej. Młodość spędzałem na ulicy w towarzystwie podobnych sobie kolegów – najpierw hipisów, a później punków. W środowisku hipisów była moda na filozofię Wschodu i narkotyki. Zacząłem czytać z ciekawości różne książki i broszury dotyczące buddyzmu, hinduizmu i kultury new age. Pod wpływem wschodnich lektur ukształtowała się we mnie specyficzna „duchowość”, która była zlepkiem chrześcijaństwa, buddyzmu i gnozy opartej na Jungowskiej psychologii. Taka, wiesz, osobista, anarchistyczna religia, w której ja decydowałem, co jest dla mnie dobre, a co złe. O wszystkim decydował nastrój.

Opowiadając swoją historię, powołujesz się na zdanie z proroka Jeremiasza: „uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem Ci się uwieść”. Kiedy Pan Bóg zaczął Cię uwodzić?

Wychowywałem się w małym mieście, gdzie nie było zbyt wielu rozrywek. Pozostawało siedzenie z kolegami na murku. Zacząłem wtedy sięgać po alkohol i narkotyki. Razem z kolegami chodziliśmy latem na pola i kradliśmy niedojrzały mak. Potem w lesie koledzy wstrzykiwali sobie wspólną strzykawką mleczko makowe, zawierające opium. Bóg uratował mi wtedy życie, bo pomimo wielu okazji i namawiań ze strony kolegów nigdy nie wstrzyknąłem sobie tego do żyły. To był czas, kiedy lada moment wynaleziono kompot, czyli polską heroinę, i pojawił się AIDS. Koledzy, z którymi siedziałem na tym murku, już nie żyją. Wszyscy zaćpali się na śmierć. A ja żyję. Miałem wtedy może 17 lat, zero zdrowego rozsądku i filozofię życia: „Jestem nieśmiertelny”. I powiedz mi, czemu ja nie grzałem opium? Przecież to nie była moja racjonalna, samodzielna decyzja w stylu: „Wybaczcie, koledzy szanowni, ale nie będę sobie wstrzykiwał tego gówna w żyły”. Jestem na sto procent przekonany, że to była interwencja Boga w moje życie. Ja nie rozumiem tego. I nie pytaj mnie, dlaczego ja, a nie oni. Dlaczego ja mam teraz żonę, rodzinę, a oni nie żyją. Ja tego nie wiem.

Ale nawróciłeś się dopiero, gdy miałeś 30 lat.

To jest sprawa kluczowa: żeby usłyszeć Dobrą Nowinę! Dobra Nowina, którą usłyszałem na katechezach w małej salce przy jednym z kościołów w Poznaniu, była taka, że Bóg kocha grzesznika! Kocha złego! Złego, czyli mnie! I że to wszystko jest za darmo. Nigdy wcześniej tego nie słyszałem, nikt mi tego nie mówił! To wszystko zmienia, bo skoro jesteś kochany, to sam możesz kochać. Możesz przebaczyć wrogowi. To tak, jakby w ciemności zabłysło wielkie światło. Ja byłem wychowany w przekonaniu, że chrześcijaństwo jest tylko zmurszałą tradycją odziedziczoną po przodkach, jakąś teorią, która w praktyce sprowadza się do moralizmu. Dziś staram się iść drogą, która prowadzi do nawrócenia, bo ja cały czas jestem zdolny do złych rzeczy.

Dlaczego jesteśmy zdolni do złych rzeczy?

Bo taka jest natura człowieka: chce dobrze, a wychodzi źle. Gdy przychodzi jakiś demon i nas kusi, to przedstawia nam zło jako dobro. Tak było z grzechem pierworodnym. Tak był kuszony Chrystus na pustyni. To jest też twoja i moja historia. Kiedy więc staję przed pokusą, to ona mi się jawi jako dobra rzecz, tylko że zakazana przez Prawo. Dlaczego masz tego nie zrobić? Kto ci powiedział, że to jest złe? Ksiądz?

Mówisz, że szatan kusi. Nie masz więc problemu ze zdaniem z modlitwy „Ojcze nasz”, w której prosimy Boga, żeby „nie wiódł nas na pokuszenie”?

Zawsze miałem z tym zdaniem problem. Co za dziwne sformułowanie... Co ciekawe, w Ewangelii są zupełnie inne słowa! To mi się nie mieści w głowie. Słyszałem, że mój ulubiony papież chce to zmienić.

Franciszek mówi tak: „To ja upadam, a nie On popycha mnie ku pokusie, aby zobaczyć potem, jak upadłem, bo żaden ojciec tak nie postępuje. Ojciec pomaga, by podnieść się od razu. Tym, kto wodzi cię na pokuszenie, jest szatan, to jego praca”.

I to jest zdanie, z którym się całkowicie zgadzam. Bo jak to w końcu jest? To Bóg wiedzie mnie do grzechów, za które pójdę do piekła?

Widzisz różnicę między „pokusą” a „próbą”?

Ja jestem prosty człowiek i myślałem, że różnica jest taka, że pokusa prowadzi do zła, a próba zawsze do dobra. Ale Ojcowie Kościoła mówili tak: zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony. Człowiek musi jakoś poznać siebie samego, zobaczyć, co tak naprawdę jest w jego sercu. Gdyby zbawienie polegało na zasługach, to Chrystus nikomu nie byłby potrzebny. Ale okazuje się, że nikt tego Prawa nie wypełnia. Największa ciemność jest wtedy, gdy człowiek nie widzi własnego grzechu. Kiedy nie potrzebuje Zbawiciela. Bo po co? Przecież jest „dobry”.

W Ewangelii Matusza, gdy Jezus uczy modlitwy, jest taki fragment: „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”.

Różnica pomiędzy „nie wódź nas na pokuszenie” a „nie dopuść, byśmy ulegli pokusie” jest ogromna. Jak Bóg wiedzie na pokuszenie? Przecież codziennie robi to demon. Wystarczy, że otworzysz oczy, a on już zaczyna ci interpretować życie.

A Bóg chce, żebyśmy ulegali pokusie? Nawet jeśli ustaliliśmy, że to nie On wiedzie nas na pokuszenie, to może jednak czasem pozwala na to, żebyśmy tym pokusom ulegali?

Ja myślę, że Pan Bóg pozwala człowiekowi grzeszyć.

Ale dlaczego?

Bo Bóg szanuje człowieka. Rozumiesz to? To jest skandaliczne! Ale tak jest w słynnej przypowieści o synu marnotrawnym, gdzie ojciec pozwolił jednemu z synów opuścić dom i roztrwonić wszystko, co miał. Pozwolił mu na to! Może czasem potrzeba, żebyśmy zobaczyli prawdę o nas, że cierpimy głód z dala od domu ojca i zazdrościmy świniom ich pokarmu? Popatrz, dlaczego mamy jeść to, co świnie? Może opamiętajmy się i wróćmy do domu ojca?

Po co mi to? Ja się boję pokus, bo wiem, że niemal każdej ulegam.

Ale może w ten sposób zobaczę, że jestem taki sam biedaczek jak ten, którego codziennie osądzam, krytykuję jego styl życia, wytykam mu błędy i upadki. Nie mam absolutnie żadnego prawa oceniać twoich grzechów tylko dlatego, że wydaje mi się, iż moje grzechy są trochę lżejsze.

Boję się takiego Boga. Jakim prawem On „wystawia mnie na próbę” albo chce mi coś udowodnić, używając do tego tak brutalnych metod?

Tylko że czasem okazuje się, że to, co z początku wydawało się nam złe i brutalne, uratowało nam życie.

Jeśli Pan Bóg chce mi coś udowodnić, pozwalając, żebym ulegał pokusom, to niech nie obrywają przy okazji ludzie, którzy są obok mnie. Wszystkie pokusy, którym ulegam, przy okazji ranią ludzi, z którymi żyję. To nie jest dobry Bóg.

To, co nas spotyka, te wszystkie wydarzenia, upadki i wzloty – są Słowem Boga dla nas. Wiesz, czym jest miecz obosieczny? Słowo Boga działa jak miecz obosieczny. Jedno ostrze rani i zadaje ból, a drugie uzdrawia.

Nie chcę ani miecza, ani ognia, ani bólu i gniewu, zwłaszcza u tych, których moje grzechy krzywdzą. Czy Pan Bóg nie może przychodzić „w lekkim powiewie”?

Był taki moment w naszym małżeństwie, że powoli zaczęliśmy się nawracać i myśleć o tym, żeby mieć dzieci. Ale to nie jest tak, że od teraz zapanuje „wieczna szczęśliwość”. Przenieśliśmy się do Poznania i Natalia zaszła w ciążę. Zaraz po przeprowadzce zaczęły się poważne problemy z naszym dzieckiem. Coś nie było tak. Często wyjeżdżałem, bo kończyłem właśnie pracę nad filmem. Natalia dzwoniła i mówiła, że wyniki badań są złe. Nasze dziecko umarło. Natalia przeżyła to bardzo ciężko, była zrozpaczona i przez długi czas nie mogła dojść do siebie. Dlaczego Pan Bóg dopuszcza takie rzeczy? Nie wiem.

O tym się nie da spokojnie opowiadać. Ale jestem pewien, że Bóg dał nam tę próbę w doskonałym momencie. To mogła być pokusa – „nie chcę takiego Boga, który zabiera mi dziecko”. Rozumiesz? Dziś możemy dziękować Bogu za to doświadczenie. To jest darmowa łaska i nie ma w tym żadnej naszej zasługi.

Co się z Tobą dzieje, gdy stajesz przed pokusą?

Wołam o pomoc. „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. Głośno wołam „Ratunku!”. Pamiętam, że kiedyś się tak modliłem, jakbym wisiał nad przepaścią. Bóg wysłuchał mojego krzyku.

Bałeś się.

Nikt nie chce ulegać pokusom. Przecież my tak w głębi serca nie chcemy grzeszyć. Kiedy czasem mój egoizm bierze górę i dokuczę mojej żonie, to nasz dom przemienia się w grób rodzinny. Rozumiesz? Ja nie mogę zbyt długo znieść takiej sytuacji, idę i proszę ją o przebaczenie. Ona robi to samo. To się dzieje publicznie, przy dzieciach, one to widzą i słyszą, bo grzech nigdy nie jest indywidualny, ma wymiar, że się tak wyrażę – społeczny, paraliżuje całe otoczenie i wszyscy wtedy cierpią. Ale ta śmierć zostaje zwyciężona. Można doświadczyć zmartwychwstania i wyjścia z tego grobu. To nie są jakieś teorie. Stoimy tak wszyscy we czworo w przedpokoju i obejmujemy się.

Czyli Bóg wiedzie nas na pokuszenie czy nie?

Bóg nas kocha. ©℗

TOMASZ BUDZYŃSKI (ur. 1962) jest muzykiem rockowym, malarzem i poetą. Współzałożyciel nieistniejącego już punkrockowego zespołu Siekiera. Od 1984 r. wokalista zespołu Armia. W połowie lat 90. razem z innymi nawróconymi muzykami, m.in. Robertem Friedrichem i Dariuszem Malejonkiem, założył zespół 2Tm2,3 grający muzykę rockową z chrześcijańskim przesłaniem. Nazwa zespołu nawiązuje do fragmentu drugiego listu św. Pawła do Tymoteusza: „Bierz udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa”. Ma żonę i dwójkę dzieci. Mieszka w Poznaniu.


Między próbą a pokusą

„To ja upadam, a nie On popycha mnie ku pokusie, aby zobaczyć potem, jak upadłem, bo żaden ojciec tak nie postępuje. Ojciec pomaga, by podnieść się od razu. Tym, kto wodzi cię na pokuszenie, jest szatan, to jego praca” – powiedział pod koniec ubiegłego roku papież Franciszek i dodał, że szósta prośba modlitwy „Ojcze nasz”, która brzmi „i nie wódź nas na pokuszenie”, została źle przetłumaczona. Z tą frazą problem mają nie tylko teologowie i sami wierni. Wątpliwości wysuwają też egzegeci. Bo czy Bóg może chcieć naszego upadku, grzechu i nas do tego prowokować, kusząc do złego?

Francuski Episkopat już wniósł „poprawkę” do szóstej prośby Modlitwy Pańskiej. Od 3 grudnia tamtejsi wierni nie mówią już „Nie poddawaj nas pokusie”, tylko: „Ne nous laisse pas entrer en tentation » („Nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę”).

W Polskim Episkopacie nie powołano gremium, które miałoby obradować nad ewentualną zmianą tej frazy. Dyskusja toczy się poza Episkopatem. Zdaniem ks. Wojciecha Węgrzyniaka, biblisty z Krakowa, który w kościele św. Anny wygłosił wykład na temat „wodzenia na pokuszenie”, zmiana jest niepotrzebna. Na swoim blogu wymienia 10 argumentów przeciwko ewentualnej zmianie tej prośby i podsumowuje: „Naprawdę, nie poprawiajmy Chrystusowych słów, zwłaszcza, że mamy ich niewiele. Można by się ewentualnie zastanowić, czy nie zmienić »pokuszenie« na »próbę« (»nie wystawiaj nas na próbę«), ale ze względu na tradycję nie widzę konieczności. No, chyba że będziemy poprawiać w Biblii wszystko, co nam albo teologii systematycznej nie pasuje. Ale wtedy do poprawki będziemy mieli kilka tysięcy słówek i wyrażeń”.

 

Bp Guy de Kerimel, przewodniczący komisji ds. liturgii w Konferencji Biskupów Francji, tłumaczy, że „poprzednia formuła nie była błędna z punktu widzenia egzegetycznego, ale często była źle rozumiana przez wiernych”. Aby odejść od tej dwuznaczności, tłumacze zaproponowali zastąpienie jej zdaniem „Nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę”. Ordynariusz Grenoble wyjaśnił też, że te słowa pochodzące z Ewangelii wg św. Mateusza (6, 13) są bardzo trudne do przetłumaczenia. Egzegeci uważają, że grecki czasownik „εἰσφέρω” (eisfero), oznaczający dosłownie „wnosić”, powinien być tłumaczony jako „Nie wprowadzaj nas w pokusę” albo właśnie „Nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę”. ©(P)
BS, KAI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2018