Rzeźby więźnia Wittenberga

O powstaniu w getcie warszawskim Samuel Wittenberg dowiedział się, kiedy do obozu w Treblince przyjechał transport z Warszawy.

04.05.2003

Czyta się kilka minut

Dzień był prawdziwie wiosenny. Jednak „wagony były w opłakanym stanie: powyrywane deski z różnych części wagonów, moc uszkodzeń. Na dachach leżeli uzbrojeni po zęby ukraińscy strażnicy z karabinami gotowymi do strzału. Zdawało się, że w drodze stoczono z uwięzionymi Żydami gwałtowną bitwę” - pisał po latach we wspomnieniach zatytułowanych „Bunt w Treblince”. Transport w takim stanie przyjechał na rampę po raz pierwszy.

Jeden z przybyłych zdołał ukryć w marynarce granat. Odbezpieczył go i rzucił w tłum. Wybuch zranił trzech więźniów i kilku nowo przybyłych. Pozostali po raz pierwszy zobaczyli na twarzach Niemców strach. „Powstanie żydowskie zagrzało nas, wlało w nasze żyły nową moc i nowe decyzje.Okrzepliśmy, chcieliśmy również działać, nie dawać prowadzić się na śmierć. (...). Coraz bardziej krystalizował się i dojrzewał plan rozbicia Treblinki. Gremialnego porwania się z bronią w ręku na naszych oprawców” - pisał Willenberg. W Treblince zginęły dwie siostry Samuela Willenberga -sortując na placu transportowym ubrania po zagazowanych ludziach, rozpoznał należące do rodzeństwa rzeczy. W obozie zagłady, z którego nikt nie miał prawa wyjść żywy, spędził najdłuższe 10 miesięcy swego życia - od października 1942 roku do 2 sierpnia 1943, kiedy uciekł wraz z kilkuset więźniami, po udanym buncie.

Do dziś żyje ich czterech.

Kształty Zagłady

22 kwietnia przed sześćdziesięciu laty w warszawskim getcie czwarty dzień trwało żydowskie powstanie. Dziś, dwa miesiące po swoich osiemdziesiątych urodzinach, trzy miesiące przed okrągłą rocznicą buntu w obozie zagłady, Samuel Willenberg - żołnierz Września, więzień Treblinki numer 937, powstaniec warszawski, kawaler orderu Virtuti Militari - otwierał w gmachu warszawskiej Zachęty, zaledwie kilkaset metrów od terenów tzw. szczątkowego getta, wystawę. Obecni byli wiceministrowie kultury i spraw zagranicznych RP oraz przedstawicielka ambasady Izraela w Polsce. Otwierał swoją wystawę. 15 wyrzeźbionych w glinie i odlanych w brązie rzeźb mieści się w jednej sali galerii. 15 rzeźb „więźnia Samuela Willenberga”, jak podkreśla w tytule wystawy.

Z wykształcenia inżynier, przez wiele lat wysoki urzędnik jednego z izraelskich ministerstw, rzeźby nauczył się, studiując na Uniwersytecie Ludowym w Jerozolimie (takw Izraelu określa się uniwersytet trzeciego wieku), kiedy dobiegał osiemdziesiątki. Jest z tego dumny: na swojej wizytówce napisał „artist&painter”. Samuel Willenberg to artysta jednego tematu - Zagłady. Oglądał ją w całym przerażającym okrucieństwie. Po ponad 50 latach nadał materialny kształt swoim wspomnieniom.

Pierwsze wrażenie? Widok po wyjściu z wagonu na rampę kolejową Treblinki? Zupełnie zwyczajny dworzec kolejowy. Napis „kasa”, „poczekalnia”, „I, II, III klasa” zegar, szyld z napisem i strzałką „Nach Bialystok und Wolkowysk”. Naturalnie nic nie było prawdziwe: nie było dworca, nie było torów „nach Bialystok”, nie było żadnej przesiadki, nie było ucieczki. Jedna z rzeźb przedstawia zresztą artystę malarza, więźnia obozu, zatrudnionego przez Niemców do malowania napisów. Za artystą znajduje się tablica z napisem SS Sonderkommando Distrikt Warschau. Obok, namalowany przez niego portret córki esesmana.

Wśród rzeźb jest naga dziewczyna, którą Willenberg strzygł przed wejściem do komory gazowej. Tego dnia ostrzygł może setkę kobiet, ale po sześćdziesięciu latach pamięta wciąż tę jedną twarz i to jedno nazwisko: Rut Dorfman. Może dlatego, że była piękna, miała 20 lat, długie jedwabiste włosy. Że w przeciwieństwie do innych wiedziała, co ją czeka - zanim weszła na drogę śmierci prowadzącą z baraku do komory gazowej, chciała tylko wiedzieć, jak długo się umiera. Na rzeźbie Willenberga spuściła oczy, jej głowa jest do połowy ostrzyżona.

Kaprys esesmana

Niemcy lubili porządek. Przed wejściem do komory gazowej trzeba było najpierwzdjąć buty. Samodzielnie zdjąć, a potem zawiązać w pary. Kolejna rzeźba: ojciec pomaga zdjąć buty swojemu dziecku. Chłopiec ma może osiem lat, parcianą torbę przewieszoną przez ramię, czapkę z daszkiem. Opiera się o tatę. Nie patrzą na siebie pogrążeni w wykonywanej czynności, ostatniej ważnej czynności ich życia - potem zostało już tylko zdjęcie ubrania.

Scheissmeister. Esesmańskim kaprysem tak nazywał się więzień wyznaczony do pilnowania ogólnej obozowej latryny (Scheisse: gówno; Meister: mistrz). Nie można w niej było przebywać dłużej niż jedną minutę. To dlatego na szyi więźnia powieszony jest budzik. Ale to jeszcze nie koniec kaprysu: więzień został ubrany w strój synagogalnego kantora. W ręku trzyma pejcz. Usta otwarte podczas śpiewania. Może Samuel Willenberg nadal słyszy tę pieśń?

Inwalida. Żyd niemiecki, który w czasie pierwszej wojny stracił nogę walcząc w armii kajzera. Uznany za „niezdolnego do samodzielnego marszu do komory gazowej”, odpiął protezę, położył ją obok siebie i z rezygnacją, cierpieniem wypisanym na twarzy, czeka na strzał w tył głowy nad stosem palących się trupów - w miejscu, które w Treblince nazywało się lazaretem. Jak większość nazw obozowych, i ta była najzupełniej umowna.

Obłąkana dziewczynka. Została sama na peronie. Trudno określić jej wiek. Postrzępione szmaty, które kiedyś były sukienką, zakrywają wątłe ciało. Barwna chustka na głowie, duże sarnie oczy, wychudzone nogi, na nich - błyszczące czerwone pantofle z bardzo wysokimi obcasami. Nadgryziony bochenek chleba przyciska kurczowo do piersi. Wiozła go całą drogę, ale już nie zdąży go zjeść. Po chwili esesman Mitte, jedenz najokrutniejszych sadystów w obozie, zakończy jej życie jednym krótkim strzałem w tył głowy za żywopłotem..

I życie codzienne obozu śmierci: trio Artura Golda wygrywające skoczne melodie, więzień żydowski zbierający butelki do wózka dziecięcego (tytuł rzeźby: „Flaschen sortieren”), by zatrzeć ślady dokonanej tu zbrodni, więzień sortujący na placu rzeczy po zagazowanych - to zajęcie wykonywał także Willenberg.

Jezus z twarzą Samuela

Wreszcie: bunt więźniów i ucieczka. - To nie tak wyglądało - tłumaczył autor stojąc przy rzeźbie - w tej ucieczce nie było żadnego porządku, był chaos. Ktoś biegł, ktoś strzelał, ktoś zginął, ja przeżyłem. Czy dlatego, że byłem lepszy? Nie, z czystego przypadku.

Kiedy porusza temat obozowych wspomnień, głos mu się podnosi, a niebieskie oczy nabierają stalowego koloru.

To już koniec. 15 rzeźb. Chropawe, szkicowe, o postrzępionej strukturze. Jedna sala Zachęty. 10 miesięcy z życia więźnia. Świadectwo.

Samuel Willenberg w jakimś sensie wrócił do rodzinnej tradycji. Jego ojciec, Perec, był artystą plastykiem, przed wojną nauczycielem w żydowskim gimnazjum w Częstochowie. Przeżył wojnę w mieszkaniu przy ulicy Grójeckiej w Warszawie, utrzymując się z malowania świętych obrazków (z uwagi na akcent udawał niemowę). W piwnicy jednej z kamienic przy ulicy Marszałkowskiej, gdzie wraz z innymi mieszkańcami Warszawy schronił się przed niemieckimi bombami, do dziś widoczny jest namalowany przez niego Jezus z twarzą Samuela.22 kwietnia w gmachu warszawskiej Zachęty była cała izraelska rodzina Willenber-gów: żona Ada (do dziś często posługuje się „aryjskim” imieniem Krystyna; w styczniu 1943 roku, na trzy miesiące przed wybuchem powstania i ostateczną likwidacją warszawskiego getta jako 15-letnia dziewczynka przeszła na aryjską stronę, gdzie ukrywała się do powstania. Ostatnie miesiące wojny spędziła na przymusowych robotach w okolicach Drezna), córka Orit Willenberg-Giladi (architekt, projektowała m.in. ambasadę Izraela w Berlinie) wraz z mężem i trójką ich dzieci. Był Andrzej, syn rodziny, u której znalazła schronienie. Trochę żydowskich i polskich przyjaciół.

TREBLINKA. RZEŹBY WIĘŹNIA SAMUELA WILLENBERGA”, Państwowa Galeria Sztuki Zachęta.

Wystawa czynna od 23 kwietnia do 4 maja 2003 r.
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003