Rzeczowa metafora

Kiedy wydawało nam się jeszcze, że Kraków jest jednym z mitycznych, wiecznych miast, postać Zbyluta Grzywacza potwierdzała to poczucie - dziś mocno już zachwiane.

21.04.2009

Czyta się kilka minut

Przynależał do Krakowa i rozumiał go. Jak niewielu innych, wpisał się w topografię tego miasta: w 1966 r. współorganizował w Pałacu Sztuki, który wtedy cieszył się jeszcze zasłużonym prestiżem, pierwszą z dwudziestu wystaw "Wprostowców"; podczas karnawału "Solidarności" w budynku Akademii Sztuk Pięknych, jako prodziekan Wydziału Malarstwa, opracowywał program działania niczym nieograniczonej, czynnej całą dobę Pracowni Strajkowej (już w Polsce demokratycznej otworzy prywatną szkołę malarstwa przy Pijarskiej); w stanie wojennym, po zwolnieniu z internowania, otworzył przed zwiedzającymi swoją prywatną pracownię na Prądniku Białym. Wtedy też powrócił do młodzieńczych pasji mineralogicznych i paleologicznych - po latach jej wyrazem stanie się Galeria Osobliwości "Este" przy ulicy Sławkowskiej, jedna z najbardziej tajemniczych "grot" Krakowa, wypełniona kalcytami, melafirami, bazaltami, porfirami, kośćmi najdziwniejszych zwierząt - i sztuką.

***

Żadne miejsce nie było więc predestynowane do przygotowania monografii Zbyluta Grzywacza bardziej niż Muzeum Narodowe w Krakowie (które zresztą zaczyna specjalizować się w tego rodzaju wystawach, uzupełnionych o iście monumentalne wydawnictwa, by przypomnieć prezentację Zofii Stryjeńskiej, słusznie uznaną za najlepsze wydarzenie plastyczne Krakowa w ubiegłym roku). Przedsięwzięcie, niewątpliwie udane, imponuje skalą - na wystawie zgromadzono rekordową ilość prac malarza, co stanowi jednak zarówno jej atut, jak i pewną słabość.

Odnajdujemy na tej prezentacji wszystkie niemal ścieżki, którymi krążyła wyobraźnia malarza. A więc przede wszystkim brutalną, ekspresyjną metaforę, próbującą niepublicystycznie opisać komunistyczną rzeczywistość. Malowane jeszcze pod wpływem Marca cykle "Mówcy" czy "Człowiek bez jakości": głowa zredukowana do ust i uszu; inna, na mównicy, ukryta w masce gazowej między wszechobecnymi mikrofonami. Martwe natury z roku 1982: chlebak i kalendarz otwarty na dacie 13 grudnia; metalowa miska, łyżka, ułamek chleba w więziennych, brudnych zieleniach - swoiste wspomnienia z internowania.

Tę rzeczową metaforę najmocniej widać w "Kolejce". Ten obraz (warto prześledzić, rejestrowany wieloma szkicami, proces jego powstawania) niesie w sobie pewną podwójność znaczeń. Z jednej strony, rzeczywiście jest - jak głosi podtytuł - zapisem "Siedmiu etapów życia kobiety": niemowlęcia, dziewczynki, dziewczyny, brzemiennej, matki, babki i staruszki. Z drugiej, ten temat, pojawiający się w sztuce od wieków, ma tu wyraźny, choć pozbawiony bezpośrednich atrybutów, rys odnoszący się do rzeczywistości lat 80., wyczuwalny jakby podskórnie...

Tak dochodzimy do kolejnego wyznacznika tej twórczości: do ciała, w którym boleśnie kumuluje się biologia. Cykl "Lalki": kobiety o powykręcanych, nieproporcjonalnych, pokracznych, niespójnych - a mimo to ciągle erotycznych - kształtach. Albo niezwykłe "Orantki" i "Utrwalone", gipsowe odlewy wyobrażające rozpadające się, opuchnięte bądź usychające ciała kobiece. Jest w nich coś z dramatyzmu rzeźb Aliny Szapocznikow (na krótko przed śmiercią Grzywacz będzie o niej pisał w medycznym czasopiśmie "Ból"). A zarazem coś tak trwałego, jak szczątki organiczne, kości, rogi, ślad materii na brzegu sarkofagu.

Konsekwencją brutalnej cielesności tej sztuki jest rozumienie kultury. Przyjrzyjmy się jednemu z najbardziej znanych obrazów Grzywacza: "Opuszczonej XI (według Caravaggia)" z 1980 r. Na ławce siedzi dziewczyna - anielska twarz odchylona do tyłu, nie wiadomo: martwa czy oczekująca na pocałunek, to cytat z wielkiego Włocha; na pierwszym planie rozchylone, masywne, mięsiste nogi w czerwonych sandałach, wylewające się spod wulgarnie czerwonej, przykrótkiej spódnicy. Zderzenie mitu i czasu, kultury i biologii, erotyzmu i seksu. W tym kontekście przypomina się fragment pewnego listu, który malarz-erudyta napisał dziewięć lat wcześniej: "A jeszcze lepiej stań po raz kilkudziesiąty przed Betsabe w Luwrze. Zobacz tam ciało, nie kolor, nie farbę. Zobacz żonę Uryasza, do której pozowała żona Rembrandtowa. Zobacz gołą kobietę".

A  "Powrót" z 1971 r.? Męskie ciało, upadające czy wypadające z okna, przypomina rozpłataną tuszę mięsa - znów przywołując na myśl twórczość Holendra, w której "Lekcja anatomii" dotyczy zarówno człowieka, jak i wołu. Portrety mięsa, do którego zredukowana zostanie np. corrida, staną się jednym z głównych wątków w sztuce Krakowianina.

Szkoda tylko, że ogląd najlepszych dzieł Grzywacza zaburzony zostaje obecnością prac słabszych, głównie z późnego okresu twórczości, takich, które sam artysta uznałby za nieudane, niepotrzebne, albo po prostu wstępne, poszukujące. To prawda, w żaden sposób nie zmieniają one oceny twórczości Zbyluta Grzywacza - powiada się, że jedynym malarzem w całej historii sztuki, który z natury komponował obrazy doskonałe, był Leonardo da Vinci, a i to wyłącznie dlatego, że tą dziedziną twórczości zajmował się wyjątkowo rzadko. Problem jedynie w tym, że wystawa - której znaczenie trudno przecenić - zamienia się w pewnym momencie w trudny do przebycia labirynt, czy raczej nieogarnialny rejestr artefaktów.

***

"Maluję codziennie, przemalowuję obrazy, zmieniam, poprawiam, raczej nie psuję. Jestem na tropie czegoś, o czym wiem niewiele..." - zanotował Zbylut Grzywacz pod datą 4 lutego 2004 r., chory już na raka płuc. Zmarł przed pięciu laty, 16 lipca. Właśnie wtedy, niemal równolegle, zaczęliśmy w pełni zdawać sobie sprawę, że Kraków przestaje być "miastem na niepogodę", którym był w okresie PRL-u, że brzydnie i pogrąża się w kryzysie niekoniecznie ekonomicznym.

ZBYLUT GRZYWACZ 1939-2004; Muzeum Narodowe w Krakowie; kurator: Joanna Boniecka; scenariusz: Joanna Boniecka, Tadeusz Nyczek, Jacek Waltoś; aranżacja: Wojciech Kopeć; wystawa, której towarzyszy katalog, potrwa do 31 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2009