Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W trwającym od 10 miesięcy pacie przepadały kandydatury: Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz, Piotra Wawrzyka, Bartłomieja Wróblewskiego, Lidii Staroń, a takżego samego Wiącka. Tym razem kandydata zgłoszonego przez PSL zaakceptowało też PiS. W sejmowych kuluarach spekuluje się, że to transakcja wiązana – w zamian senatorowie PSL mają poprzeć Karola Nawrockiego jako szefa IPN.
Wiącek jest prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i pracownikiem Naczelnego Sądu Administracyjnego. Nie należy do żadnej partii. Współpracował z Markiem Sawickim z PSL, który wspierał jego kandydaturę, pisał też ekspertyzy prawne dla Jarosława Gowina.
Marcin Wiącek jeszcze przed pierwszym, czerwcowym głosowaniem mówił o potrzebie zmian w ustawie o RPO, by ten miał więcej narzędzi do walki z dyskryminacją np. ze względu na orientację czy kolor skóry. „Widzimy takie sytuacje, gdzie dyskryminacja jest nie tylko w relacji człowieka z państwem, tylko w relacjach międzyludzkich” – mówił.
W kilku obszarach (np. spór z UOKiK o prawidłowość przejęcia grupy Polska Press przez Orlen) Wiącek zapowiedział kontynuację działalności Adama Bodnara. W wielu innych kwestiach unikał jednoznacznych deklaracji. Planował spotkanie z Komendantem Głównym Policji w sprawie zachowania funkcjonariuszy podczas jesiennych protestów, jednocześnie mówiąc, że „przyjmuje do wiadomości” wyrok TK ws. aborcji.
Dzięki tej ostrożności kandydatura Wiącka stała się kompromisem do przyjęcia. Opozycja ma „swojego” człowieka jako RPO, PiS – rzecznika, który wydaje się mniej stanowczy niż Adam Bodnar, wszyscy zaś – koniec trwającego prawie rok chaosu. ©℗