Równoległe transformacje

Mamy dziś wybór: proponuje się nam różne tożsamości polityczne. Niepokojące jest to, że pośród nich znalazła się polityczna oferta, która w atrakcyjny sposób mówi o przemocy. To nowa, zagrażająca Europie choroba.

03.04.2017

Czyta się kilka minut

Coś złego wydarzyło się w ostatnich latach, że z wyzwań zaczęliśmy czerpać negatywne inspiracje. Nie dostrzegamy w nich szans rozwoju; nasze społeczeństwa są pełne obaw i niechęci wobec elit politycznych i struktur państwa demokratycznego, które ograniczają władzę wykonawczą. Te obawy nie ujawniają się jedynie w pasywnej obserwacji, lecz także w działaniach, które niszczą fundamenty naszej demokracji i europejskiej współpracy. Krytykuje się demokrację, głosząc konieczność wprowadzenia polityki silnej ręki. Krytykuje się Unię Europejską, idealizując państwa narodowe, a szczególnie model kulturowo i etnicznie homogenicznego narodu. Powrót do narodu i silnej władzy ma nas jakoby uchronić przed zagrożeniami. W rzeczywistości jest to jednak ucieczka od wyzwań XXI wieku.

Konflikty rozstrzygają się w głowach i sercach. Soft power, kultura polityczna oraz postawy obywateli są decydującym, często słabo docenionym przez ekspertów od bezpieczeństwa czynnikiem polityki międzynarodowej. Znaczenia wymiaru obywatelskiego doświadczyliśmy podczas europejskich rewolucji lat 1989-91. Także i dziś doświadczamy – chociażby w Wielkiej Brytanii – tego, jak na politykę europejską wpływają subiektywne percepcje, zbiorowe postawy czy emocje. Niełatwo nam budować pozytywną i wiarygodną opowieść o tym, co osiągnęliśmy w Europie w ostatnich dekadach – o pokoju na obszarze Unii Europejskiej i jej dobrobycie (widocznym zwłaszcza, gdy porównamy go z innymi kontynentami lub z odległymi czasami).

Dlaczego tak trudno idzie nam obecnie przekonywanie do pozytywnej narracji na temat europejskiej integracji – szczególnie w Europie Środkowej, która tak bardzo korzystała w ostatnich latach na tym procesie?

Sprzężenie rewolucji

Wydaje mi się, że dopiero w ostatnich 2-3 latach świadomie odnaleźliśmy się w procesie, który intelektualnie rozpoznaliśmy już co najmniej przed dekadą. Czymś innym było jednak rozpoznanie, a czym innym jest odnalezienie się w jego skutkach. Jesteśmy dziś w trakcie dwóch transformacji, które zaskoczyły nasze społeczeństwa. Na początku lat 90. XX w., krótko po upadku bloku sowieckiego, Jürgen Habermas pisał, że transformacja w Europie Środkowej i Wschodniej to proces opóźnionej modernizacji.

Myślało tak wówczas wielu europejskich politologów, filozofów i publicystów, którzy oczekiwali, że w naszej części kontynentu dojdzie do powtórzenia demokratyzacji i budowy państwa dobrobytu (welfare state), które na Zachodzie nastąpiły po wojnie.

Nieco mnie wówczas Habermas irytował – odnosiłem wrażenie, że za jego tezą kryje się brak zainteresowania naszymi przemianami. Oraz że część zachodnich intelektualistów uważała, iż tak naprawdę rewolucje lat 1989-91 nie są fundamentalną przemianą dla całego kontynentu, nie wnoszą do kultury politycznej Europy żadnego nowego doświadczenia. Jednym słowem: nie są przełomem cywilizacyjnym. Dobrze, że na początku lat 90. pojawiła się teza o późnej modernizacji, która przyłączy Europę Środkową i Wschodnią do Zachodu. Nie była ona wyłącznie wyrazem myślenia zachodnich elit; także wielu w naszej części kontynentu sądziło wówczas, że proces transformacji to adaptacja i próba przyłączenia się do tej Europy, która się integruje i modernizuje. Otwartą kwestią pozostawało, jak długo to potrwa i jakimi metodami dokonać modernizacji.

Nikt z nas nie zdawał sobie jednak sprawy z zachodzącego na naszych oczach nowego procesu cywilizacyjnego – z tego, że rewolucje lat 1989-91 zbiegły się w czasie z radykalną rewolucją technologiczną.

Przygotowując wystawę w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku oraz przyglądając się datom rewolucji w sferze mediów i opinii publicznej zauważyliśmy, że nakładają się one na daty, które dobrze znamy z naszej historii. Oto przykład: lato 1980 r., początek rewolucji Solidarności. W czerwcu tego samego roku w Atlancie rozpoczął działalność CNN, pierwszy telewizyjny kanał informacyjny, który zmienił media i sferę publiczną nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w świecie. W styczniu 1989 r., kilka dni przed rozpoczęciem w Polsce obrad Okrągłego Stołu, zainaugurowała działalność sieć World Wide Web. Okrągły Stół przyśpieszył radykalnie upadek komunizmu, zaś internet przyśpieszył globalizację, pogłębił rewolucję cyfryzacji i zasadniczo zmienił sferę publiczną, fundamenty naszej demokracji. Wielu z nas zna słynne zdjęcie ze stycznia 1990 r., na którym uwieczniono, jak na tarczy z polskim godłem kobieta domalowuje orłu koronę. Dzięki ustrojowym zmianom zniknęła nazwa PRL i staliśmy się Rzecząpospolitą. Nie wszyscy jednak wiemy, że w tym samym czasie Polska otrzymała swoją tożsamość internetową – skrót „.pl”. Podobnie jak po 1789 r., kiedy rewolucja oświeceniowa spotkała się z procesem wczesnej industrializacji, w naszych czasach nałożyły się na siebie dwie rewolucje.

Podwójna rewolucja – upadek ładu jałtańskiego i rewolucja komunikacyjna przyśpieszająca globalizację – spowodowała, że cały kontynent przeszedł głębokie przemiany. Jedni dostrzegli w nich szansę, inni – zagrożenie dla dobrze znanego świata. Sądzę, że przyczyną nowego kryzysu tożsamości europejskiej oraz nowej fali populizmu jest właśnie nasz mentalny, kulturowy i polityczny brak przygotowania do podwójnej transformacji.

Młodzi są za

Słyszymy czasem tezę, że młode pokolenie ma problem z Europą – nie rozumie sukcesów transformacji, domaga się jeszcze szybszych przemian. Rzeczywiście, na scenie politycznej silnie zaistniało pokolenie ludzi urodzonych w 1989 r. lub później, którzy nie pamiętają katastrofalnej sytuacji ekonomicznej i społecznej późnego komunizmu ani uwarunkowań geopolitycznych transformacji. Sam jednak mam synów w tym wieku i od roku przysłuchuję się uważnie ich rozmowom z rówieśnikami. Nie odkrywam w nich „problemów z Europą” i niepokoju.

Oni czują, że świat wymaga od nich permanentnej edukacji i niełatwo im zbudować swoją wizję rozwoju. Lecz u niewielu z młodych słyszałem populistyczne wypowiedzi na temat Unii Europejskiej. Postawiłbym wręcz tezę, że dzisiaj najsilniejsze głosy antyeuropejskie, w których pobrzmiewa marzenie o przemocy, padają raczej z ust przedstawicieli generacji, która przeżyła rewolucję 1989 r. i należała do zwycięzców procesów przemian w Europie ostatnich dwóch dekad – przykładem choćby Marine Le Pen, Viktor Orbán, ale także David Cameron... Teza, że młodsza generacja jest na bakier z Europą, moim zdaniem jest chybiona.
Dziś mamy wybór – proponowane są nam różne tożsamości polityczne. Niepokojące jest to, że pośród nich znalazła się polityczna oferta, która w atrakcyjny sposób mówi o przemocy. To nowa, zagrażająca Europie choroba.

Jako dziecko doświadczyłem wojny – konfliktu kurdyjsko-irackiego w latach 70. XX w. w Iraku. Ktoś, kto choć jej dotknął, nie myśli o wojnie jako o rozwiązaniu kryzysów albo nowym początku. Zaskakujące, że tego typu „marzenia” pojawiają się dziś w kulturze i publicystyce. Nie są to jednak głosy dwudziestolatków. Czy Jarosław Marek Rymkiewicz ma dwadzieścia lat?

Nadzieja tuż obok

Należy dziś uważać, byśmy nie zamknęli się w naszych zbiorowych, samonapędzających się debatach publicznych. Specjalnie nie piszę „narodowych” – gdy śledzę doniesienia polskich mediów, odnoszę wrażenie, że tworzą one sztuczną rzeczywistość.

Miesiąc temu byłem na zjeździe reprezentantów muzeów i instytucji kultury z 49 państw, który odbył się z okazji przyznania europejskich nagród muzealnych. Najbardziej zaimponowały mi najbiedniejsze instytucje, które żadnych nagród nie zdobyły. Te instytucje z Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, Serbii oraz innych państw Europy Południowo-Wschodniej pokazywały historię o transformacji połączonej z ideologią, która była metodą starych elit, by odnaleźć swe miejsce w nowej rzeczywistości. Komunizm zastąpiono mitami narodowymi. Na Bałkanach efektem okazała się straszna rzeź w sercu Europy.

Rozmawiałem z rówieśnikami z państw b. Jugosławii, żyjącymi zaledwie kilkaset kilometrów od południowych granic Polski. To pokolenie młodych Europejczyków, które doświadczyło krwawych konfliktów etnicznych i religijnych. Byłem zaskoczony, jak różnią się nasze spojrzenia, ale i tym, ile w nich świeżości, entuzjazmu dla wspólnego działania Europejczyków, dla integracji europejskiej oraz chęci przeciwstawiania się polityce wrogości i nacjonalizmom. Oni mieli w sobie to przeświadczenie, które można było zaobserwować u polskich opozycjonistów w latach 80. – że przyszłość jest otwarta, że można pozytywnie wpłynąć na dynamikę polityczną. Ta nadzieja istnieje zatem w Europie – trzeba się tylko rozejrzeć.

Jaka więc będzie przyszłość Unii Europejskiej? Najtrudniejsza może okazać się rekonstrukcja odważnej polityki, która mierzy się z prawdziwymi wyzwaniami i jest świadoma tego, że wiele dalekowzrocznych, dobrych dla naszych państw i społeczeństw rozwiązań może być dziś mało popularnych. Obywatele ufają odważnym politykom, którzy proponują na pozór niepopularne rozwiązania, pokojowe działania i budują zaufanie poprzez dialog. Populizm, głośna retoryka to nie odwaga; obszerne programy partyjne często nie są propozycjami kompleksowej naprawy państwa; dobra promocja to nie dialog z obywatelami.

Czekamy dziś w polityce europejskiej na odwagę, propozycję reform i na rozmowy z obywatelami, które winny być skupione na dialogu. Właśnie ochrona języka dialogu – czyli takie kierowanie debatą publiczną, by była przestrzenią sporu o naprawę naszej gospodarki i demokracji, a nie sceną dla wygłaszania populistycznych przekonań – jest dzisiaj rolą elit. ©

Autor jest dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017