Rodzina na rynku

Politycy muszą zrozumieć, że wspieranie rodziny to nie wydatek, ale długoterminowa inwestycja. Aby ją docenić, rządy muszą jednak myśleć w kategoriach miejsca w sztafecie i przekazywania pałeczki następnym, a nie doraźnych interesów.

ANNA MATEJA: - Czy Polacy nie lubią pracować?

IRENA KOTOWSKA: - Dlaczego nie lubią? Jeśli mamy pracę, nie pracujemy krócej niż unijni sąsiedzi.

- To dlaczego tak nas oburza zapowiedziane w projekcie ustawy o rentach i emeryturach wydłużanie od 2014 r. wieku emerytalnego kobiet z 60 do 65 lat?

- System ubezpieczeń emerytalnych, w których emerytury finansowane są ze składek osób pracujących, powstał wtedy, gdy liczba pracujących była znacznie wyższa niż pobierających świadczenia. Tymczasem nasze życie wydłużyło się i mamy coraz mniej dzieci. Starzenie się ludności (za granicę wieku starszego przyjmuje się 60 lub 65 lat), jest procesem cywilizacyjnym. I nie tylko “polskim zmartwieniem". Nas dopiero czeka gwałtowne powiększenie się liczby tych osób po 2005 r.

Kraje UE już teraz są stare demograficznie, właśnie z powodu wydłużenia życia i spadku dzietności poniżej prostej zastępowalności pokoleń (tam ten proces rozpoczął się w połowie lat 60.). W 2002 r. z państw europejskich jedynie w Turcji średnia liczba dzieci przypadająca na kobietę była większa od gwarantującej zastępowalność pokoleń - około 2,1. W pozostałych krajach jest gorzej. Przybywa też takich, w których dzietność jest niższa od 1,3. Poza krajami śródziemnomorskimi problem dotyczy Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski z wynikiem - 1,29. Według danych ONZ z 2002 r., zjawisko pojawiło się już w 52 krajach na świecie.

Europa problemem niskiej dzietności żyje od początku lat 70. W Polsce ujawnił się dopiero w trakcie transformacji. Średnia liczba dzieci rodzonych przez kobietę spadła z 2,08 w 1989 r. do 1,61 w 1995 r.

- Doszło do tego po zaledwie kilku latach istnienia gospodarki wolnorynkowej?

- Taka prawidłowość: im później wystąpi spadek dzietności, tym jest intensywniejszy. Od rozpoczęcia transformacji wydłużyło się też nasze życie - mężczyznom o 4 lata, kobietom o 3. Polskie kłopoty związane ze starzeniem się ludności mogą być nawet poważniejsze, bo mieliśmy w historii wyże i niże urodzeń. I tak: po 2005 r. w wiek emerytalny wkroczy powojenny wyż urodzeń, zaś po 2010 r. może nam brakować osób w wieku produkcyjnym, ponieważ w latach 90. przeżywaliśmy niż demograficzny. Niepokoje związane z zagwarantowaniem wypłacalności świadczeń są więc głęboko uzasadnione. Uwzględnijmy też fakt, że sporo osób z coraz mniejszego grona zdolnych do pracy nie będzie wykorzystanych z powodu bezrobocia albo przejścia na wcześniejszą emeryturę. Z jednej strony zmniejszy się więc grono płatników składki ZUS, z drugiej - przybędzie osób pobierających świadczenia.

  • Kobieta z domowym etatem

- Przesłanki wydają się racjonalne, ale kobiety odbierają to jako przejaw dyskryminacji. Pielęgniarka po 30 latach pracy nie musi mieć ochoty pracować 5 lat dłużej i to jeszcze za niewielkie pieniądze.

- Jeśli chcemy posłać dziecko do lepszej szkoły, a nie pozwalają nam na to bieżące dochody, szukamy dodatkowej pracy. W takiej sytuacji jest nasz rząd: szuka rozwiązań, umożliwiających zagwarantowanie wypłacalności świadczeń. Proponowane zmiany nie są dyskryminacją, ale zwykłą koniecznością: musimy sobie poradzić z pogarszającymi się proporcjami między pracującymi a utrzymywanymi.

Zmniejszanie się dochodów budżetu państwa wynika też z uchylania się od płacenia podatków i zatrudniania “na czarno". Każdy z nas jest ofiarą takich oszustw. I nie można tłumaczyć tych praktyk tym, że obciążenia okołopłacowe są już tak wysokie, że trudno im podołać.

Najważniejsze jest teraz zatrzymanie jak największej liczby osób na rynku pracy, czyli - ograniczenie bezrobocia i podtrzymywanie aktywności osób starszych. Zahamowanie odpływu osób w wieku przedemerytalnym jest jednym z zasadniczych celów planu ograniczenia wydatków publicznych Jerzego Hausnera. Bez dodatkowych działań, które pozwoliłyby podnieść ich kwalifikacje, i zachęt dla przedsiębiorców, by byli zainteresowani zatrzymaniem starszych pracowników, nigdy tego nie osiągniemy.

Nie myślmy jednak, że jest to kolejne zadanie, którym powinno zająć się państwo. Jeśli około 1/3 osób w państwie będzie w wieku 60 lat i więcej, ich niewykorzystanie na rynku pracy będzie zwyczajnym marnotrawstwem, więc powinni zająć się tym problemem także przedsiębiorcy. W krajach Unii, np. Finlandii, Belgii, Holandii, Wielkiej Brytanii, wprowadza się specjalne programy dla osób, które mają 55 i więcej lat, umożliwiające im pozostanie na rynku pracy.

- Ale czy kobiety nie “odpracowały" sobie tych dodatkowych lat w domu, rodząc i wychowując dzieci, czyli, uczenie mówiąc - pracując nad kapitałem społecznym?

- Ani polskie prawo, ani obyczaje nie doceniają pracy i czasu poświęconego rodzinie. Co prawda, w starym systemie emerytalnym urlopy macierzyński i wychowawczy traktowano przy obliczaniu świadczeń tak samo jak okresy składkowe, jednak po 1991 r. okresy opieki miały mniejszy przelicznik. W nowym systemie emerytalnym składki za urlop wychowawczy są opłacane z budżetu państwa. Tyle że na poziomie płacy minimalnej. Czy nie lepiej, zamiast posługiwać się argumentem utrzymania obecnej granicy wieku emerytalnego kobiet, adekwatnie doliczać czas opieki nad dzieckiem do okresu składkowego?

Pracy kobiet, zajmujących się jedynie domem, nie uznaje się za podstawę do świadczeń. W ten sposób uzależnia się je materialnie w 100 proc. od partnera. Nim zaczniemy traktować wychowywanie dzieci jak pracę na rzecz kapitału społecznego, musi zmienić się myślenie o pracy świadczonej na rynku pracy i poza nim oraz system ubezpieczeń. Bo co stoi na przeszkodzie, żeby wprowadzić uprawnienia do świadczeń dla kobiet za pracę w rodzinie (wykonywaną de facto też dla społeczeństwa) albo ulgi podatkowe dla rodzin utrzymywanych przez jedną osobę, bo druga wychowuje dzieci?

Trudno się dziwić, że kobiety wykonujące uciążliwe zawody nie chcą słyszeć o dłuższej pracy. Zwłaszcza że w dominującym wzorcu podziału rodzinnych obowiązków kobiety mają drugi etat w domu. Podwyższenie wieku emerytalnego jest jednak nieuchronne i to nie tylko z racji finansowych. Przedłuża się nasze życie, coraz później wchodzimy na rynek pracy, bo dłużej zdobywamy wykształcenie, a chcielibyśmy go opuszczać w tym samym czasie, co teraz albo wcześniej. Jak ma funkcjonować gospodarka, jeśli zaangażowanie w produkcję dóbr i usług zajmuje nam coraz mniej czasu w życiu?

- Kobiety nie chcą dłużej pracować także dlatego, że mają o wiele niższe emerytury niż mężczyźni.

- To skutek luki płacowej między wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn. Rzadziej dochodzimy do wysokich stanowisk. Niejednokrotnie nawet wykonując tę samą pracę, zarabiamy mniej. Jednak głównym powodem różnicy jest praca kobiet w sektorach, w których wynagrodzenia są niższe, np. w służbie zdrowia, oświacie, handlu.

  • Czy Polacy wyginą?

- Czy według badań małżeństwa formalne, uważane powszechnie za najbardziej stabilne, mają najwięcej dzieci?

- Wręcz przeciwnie. Wydaje nam się, że jeśli według statystyk małżeństwa nie kończą się rozwodem lub separacją i mało jest związków nieformalnych, dzieci musi być dużo. Tak właśnie jest np. we Włoszech, gdzie jednak liczba urodzeń jest jedną z najniższych w Europie. Z kolei w krajach skandynawskich związki kohabitacyjne są popularne, małżeństwa formalne dość często rozpadają się, a dzietność jest jedna z najwyższych w Europie. Blisko połowa urodzeń w tych krajach przypada na związki pozamałżeńskie.

- 15 lat transformacji pokazało, że, np. wychowywanie trójki dzieci jest poważną inwestycją. Jak możemy oczekiwać od młodych, że założą rodzinę, jeśli rynek pracy nie gwarantuje im zatrudnienia?

- Ale w gospodarce rynkowej trudno oczekiwać czegoś innego. Rewolucja technologiczna i globalizacja zwiększyły konkurencyjność na rynku pracy, jego dynamikę i niestabilność. Musimy pogodzić się z przymusem ciągłego uczenia się i bycia elastycznym, gotowości do zmiany kwalifikacji, podejmowania i utraty zatrudnienia. Inaczej już nie będzie, ale następne pokolenia lepiej sobie poradzą z takimi wyzwaniami. Dostosują się do nich.

Nie dość, że dochody rodziny zmniejszyło bezrobocie, to państwo wycofało się z wielu świadczeń ją wspomagających. Rodzinę pozostawiono samej sobie, nie zauważając, że transformacja rozbudziła też pewne aspiracje. Przekonała choćby, że inwestycja w wykształcenie zmniejsza ryzyko porażki i stwarza szanse na sukces.

Młodzi ludzie nie decydują się na dzieci dlatego, że chcą wygodnie żyć. Są po prostu bardziej świadomi i odpowiedzialni. Muszą wiele zainwestować w umiejętności, nie mają pewności znalezienia i utrzymania pracy. Praca wymaga coraz więcej wysiłku, nie tylko w sensie posiadanej wiedzy, ale też czasu i uwagi, jaką trzeba jej poświęcić. Zdecydowanie się na dziecko wymaga dzisiaj sporej determinacji.

Politycy muszą zrozumieć, że wspieranie rodziny to nie wydatek, ale inwestycja i to długoterminowa. Aby ją docenić, rządy muszą myśleć w kategoriach “miejsca w sztafecie" i przekazywania pałeczki następnym, a nie doraźnych interesów. Nie wystarczy wspomaganie wielodzietnych rodzin żyjących w ubóstwie. Musimy też pamiętać o tych, którzy zarabiają godziwie, ale chcą swoje dzieci, np. dobrze wykształcić, co sporo kosztuje. Dlaczego oni nie mogą liczyć na pomoc państwa, choćby w postaci zwolnień podatkowych? Tymczasem, co uważam za karygodne, państwo wycofało się z ulg edukacyjnych.

- Czy Polacy są skazani na wyginięcie z racji ekstremalnych warunków życia w państwie?

- Nie wyginiemy. Tylko czy musi nam być tak ciężko? Zmiany w otoczeniu są nieprzyjazne rodzinie, np. rynek pracy oczekuje elastyczności, dyspozycyjności i mobilności. Jak to pogodzić z obowiązkami rodzinnymi i koniecznością stabilizacji rodziny, nie tylko materialnej? Do tego dochodzi poczucie niepewności, dotyczące własnej sytuacji i ogólnego poczucia zagrożenia. Wyniki badań wskazują, że niepokoi, a niektórych przeraża globalizacja, przyspieszenie, sytuacja w kraju, terroryzm. Coraz wyższe notowania ma umiejętność radzenia sobie z lękiem.

  • Szansa czy przymus

- Skoro na tym rynku jest tak ciężko, może kobiety jednak wrócą do domu i przybędzie nam dzieci? Teraz nazywa się nas “siłą rewolucyjną transformacji", ale może za jakiś czas zmęczymy się i...

- W żadnym wypadku. Mimo dyskryminacji na rynku pracy, kobiety o wiele lepiej poradziły sobie z jego wyzwaniami niż mężczyźni. Wiele zainwestowały w kwalifikacje i wypracowanie pozycji w zawodzie, więc łatwo nie zrezygnują.

Pogodzenie aktywności na coraz trudniejszym rynku pracy z obowiązkami rodzinnymi wymaga jednak partnerstwa w związku, po prostu. Skoro kobiety “wyszły z domu" i nieźle sobie radzą w społecznych rolach pozarodzinnych, dlaczego mężczyźni nie zrekompensowali tego “powrotem do domu" i przejęciem części obowiązków? Im większy jest konflikt między kulturowymi rolami obu płci, tym bardziej zmniejsza się dzietność. Kobietom trudniej zdecydować się na dziecko, bo obawiają się, że obowiązki rodzinne będą je bardziej obciążać niż ojca dziecka. A przecież, skoro ryzyko utraty pracy dotyczy także mężczyzn, praca kobiet jest niezbędna dla zapewnienia rodzinie stabilizacji materialnej. Z drugiej strony, mężczyźni, mając uprawnienia do urlopów wychowawczych i przynajmniej części urlopu macierzyńskiego, mogliby angażować się w wychowanie od momentu urodzenia dziecka.

Mówiąc o godzeniu ról rodzinnych z zawodowymi należy myśleć nie o “pracujących matkach", ale o rodzicach, bo to oni będą grupą dominującą. Do działań powinni włączyć się pracodawcy. Może warto wprowadzić ograniczony czas pracy dla rodziców? Do tej pory w dyskusji o systemach emerytalnych wzięły udział tylko dwie strony: państwo, ponieważ boi się, że nie będzie miało z czego wypłacać świadczeń, i obywatele, którzy boją się, że świadczenia będą zbyt niskie. Pracodawcy poprzestają na skargach na wysokie koszty pracy. Tyle że one wynikają także z sytuacji demograficznej i zmian na rynku pracy. Jeśli chcemy to zmienić, przedsiębiorcy nie mogą myśleć wyłącznie w kategoriach efektywności ekonomicznej.

- Na Zachodzie zapowiedzi wydłużenia czasu pracy też nie powitano z entuzjazmem. Może więc nie chodzi o to, że Polacy są leniwi; może raczej są zmęczeni i niezadowoleni z pracodawców?

- Dość często pracę traktuje się jak życiowy przymus. A czy można przedłużać opresję? We Francji, Włoszech (gdzie co czwarta osoba ma 60 lat i więcej) czy Niemczech przesunięcie granicy wieku emerytalnego traktuje się jak zamach na dobro wywalczone przez pracowników i związki zawodowe. Tym bardziej, że na Zachodzie emeryci są grupą, której dobrze się powodzi. Ciężko pracowali i mają poczucie, że za wypracowane środki należy im się życie takie, jakie zawsze chcieli prowadzić. Tyle że następne pokolenia nie będą już miały takich możliwości.

U nas emerytury nie pozwalają na zbyt wiele, ale, przynajmniej na razie, są stałym dochodem. Emerytura czy zasiłek przedemerytalny pozwala żyć bez stresu, związanego z niepewnością dochodu. Też traktujemy to jako zamach na coś, co nam się należy. Poza tym ludzie są zmęczeni zarówno poszukiwaniem pracy, trudnościami jej utrzymania, jak niejednokrotnie kiepską organizacją pracy. Dla ludzi ważne jest to, co będzie teraz. Przejmują się tym, że będą musieli dłużej pracować, a nie, że kiedyś zabraknie pieniędzy na wypłatę świadczeń. O społeczeństwie nie można jednak myśleć w kategoriach grup społecznych, ale wspólnoty, którą interesuje, by żyło nam się jak najlepiej.

Prof. IRENA E. KOTOWSKA jest kierownikiem Zakładu Demografii Instytutu Statystyki i Demografii SGH oraz zastępcą przewodniczącego Wydziału I Nauk Społecznych PAN. Zajmuje się współczesnymi przeobrażeniami demograficznymi w Polsce na tle procesów zachodzących w Europie oraz zmianami na rynku pracy wywołanymi zmianami demograficznymi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2004