Rewolucja uliczna i mentalna

„Nienawidzę jego i jego kłamstw. OMON-owcy to jego bandyci, będą go bronić do upadłego” – mówi ze łzami starsza Białorusinka. Kolejny dzień protestuje przeciw sfałszowaniu wyborów.

14.08.2020

Czyta się kilka minut

Szósty dzień białoruskich protestów, Mińsk, 14 sierpnia 2020 r. / SERGEI GRITS / AP / EAST NEWS /
Szósty dzień białoruskich protestów, Mińsk, 14 sierpnia 2020 r. / SERGEI GRITS / AP / EAST NEWS /

Wieczorem przed wyborami stolica Białorusi wygląda przyjemnie. Restauracje pełne, po alei Niepodległości pędzą auta. Gdzieniegdzie billboardy informują o zbliżającym się głosowaniu. Są też tablice z informacjami o kandydatach; jest ich pięcioro, w tym urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka. Tablice wieńczą czerwono-zielone flagi państwowe, których kolory nawiązują do barw sowieckiej Białorusi (opozycja używa flagi biało-czerwono-białej z okresu 1991-95).

W wieczorną idyllę wdziera się rzeczywistość. – W całym kraju wrze, ludzie masowo przychodzili na wiece Swiatłany Cichanouskiej – opowiada znajoma Białorusinka. – Tutaj żyje się nam coraz gorzej, maleje realna wartość płac i emerytur. Średni zarobek w Mińsku to równowartość 500 dolarów, na prowincji 200-300, ale większość zarabia mniej. A ceny mamy jak w Polsce. Poza tym wszystko tu szwankuje, szczególnie opieka zdrowotna.

Znajoma obawia się, że po sfałszowanych wyborach – to, że będą sfałszowane, nie budzi jej wątpliwości – znów wielu młodych wyjdzie „na płoszczę”, jak w 2010 r., i znów zostaną rozpędzeni. Wtedy, dekadę temu, po nieuczciwych wyborach, milicja rozbiła demonstrację na placu Październikowym. – Nie wiem, co robić. Jestem programistką, jak na warunki białoruskie zarabiam dobrze. Ale się tutaj duszę. Jednak nie chcę zostawiać rodziców i dziadków, nie chcę emigrować – mówi dziewczyna.

Wszystkie ogólnokrajowe telewizje i gazety są państwowe, sączą propagandę sukcesu. Niezależne media mają ograniczony zasięg. – Nawet mój ojciec, który nie znosi Łukaszenki, boi się ewentualnej zmiany władzy, żeby nie było gorzej. Głośno zastanawia się, kim jest ta Swieta i kto za nią stoi. Przecież to narracja z państwowej telewizji – irytuje się znajoma.

Chwila

Następnego dnia spotykam się z Antonem Trafimowiczem z niezależnego Radia Swaboda. Siedzimy na tyłach kawiarni, aby spokojnie rozmawiać. – To historyczna chwila, od początku lat 90. w wiecach opozycji nie uczestniczyło tak dużo osób. Jak na Białoruś to tłumy – Anton uważa, że przygniatająca większość Białorusinów jest niezadowolona z sytuacji w kraju, zwłaszcza tej ekonomicznej. Jest przekonany, że pragnienie zmiany bierze górę nad strachem. Przekonuje, że już w wyborczą niedzielę władze na pewno wyłączą internet, aby utrudnić organizowanie protestów.

– Łukaszenka popełnił błąd, dopuszczając Cichanouską do wyborów. Myślał, że będzie kwiatkiem do kożucha, a okazała się poważną kandydatką, która ma świetny kontakt z tłumem – mówi Trafimowicz.

37-letnia Swiatłana Cichanouska, z wykształcenia filolożka angielska i gospodyni domowa (sama o sobie mówi: „kura domowa”), postanowiła wziąć udział w wyborach w zastępstwie męża Siarhieja, popularnego blogera i krytyka Łukaszenki. On sam jeszcze w maju zamiast na listę kandydatów trafił do więzienia. Aresztowany został też Wiktar Babaryka, inny poważny rywal Łukaszenki, a kolejny, Waleryj Cepkała, wolał uciec do Rosji.

Cichanouską w kampanii wsparły Weranika Cepkała (żona niedoszłego kandydata) i Maryja Kalesnikawa, szefowa (niedoszłego) sztabu Babaryki. Stworzyły kobiece trio, które objeżdżało mniejsze i większe białoruskie miasta. Na ich wiece przychodziły tłumy – w Mińsku ok. 70 tys. ludzi. Władze się wystraszyły i w ostatnim tygodniu przed głosowaniem w miejscach, gdzie planowano ich wiece, rozpoczynano naprędce remonty, uniemożliwiając ich przeprowadzenie.

 

Strach

W przedwyborczy czwartek opozycja zapowiada swój finalny wiec w parku Przyjaźni Narodów. W odpowiedzi reżim organizuje tam koncert z okazji Święta Wojsk Kolejowych (to osobna formacja, istniała jeszcze w czasach sowieckich). Park zostaje ogrodzony barierkami i obstawiony przez milicję. Aby uczestniczyć w koncercie, trzeba poddać się kontroli osobistej.

W drodze do parku spotykam znajomą, którą kilka lat temu poznałem w Polsce. Co chwila ogląda się za siebie. Spotkanie umawialiśmy przez komunikator Signal, który obok Telegrama jest tu najpopularniejszym sposobem komunikacji, podobno bezpieczniejszym niż Messenger. Dziewczyna jest wolontariuszką w sztabie Cichanouskiej, odpowiada za komunikację medialną. Mówi, że musi być ostrożna, boi się aresztowania.

Jesteśmy w parku. Ludzi na koncercie jak na lekarstwo. Wyciągam rządową gazetę „SB. Belarus’ segodnia”. Nagle podchodzi młody człowiek. – Chciałeś uczestniczyć w wiecu Cichanouskiej? – pyta. Udaję, że nie wiem, o co chodzi. Odchodzi. Za chwilę obok maszeruje grupa starszych panów z flagami partii komunistycznej. Mam wrażenie, że milicji i tajniaków jest tu więcej niż chętnych do słuchania orkiestry wojskowej.

W smartfonie otwieram stronę niezależnej telewizji Biełsat. Jest komunikat, że wiec Cichanouskiej odbędzie się na placu Kijowskim. Ale gdy tam docieram, na placu gra już kapela sprowadzona przez władzę. Liczni milicjanci uwijają się jak mrówki, instalują barierki, by nie dopuścić do zgromadzenia zwolenników opozycji. Jednak ludzie zaczynają się zbierać, liczba „spacerowiczów” rośnie. W końcu tłum jest gęsty. Podjeżdża też kilka milicyjnych samochodów więźniarek. Wszyscy czekają na Swietę, ale się nie pojawia. Później okaże się, że jej ochroniarze i doradcy odradzili jej to z obawy przed aresztowaniem.


CZYTAJ TAKŻE

WOJCIECH KONOŃCZUK: Niezależnie od tego, czym zakończą się trwające od niedzieli protesty – największe w białoruskiej historii najnowszej – zmienią one społeczeństwo tego kraju >>>


Ludzie zaczynają klaskać i wznosić okrzyki: „Niech żyje Białoruś”, „Wolność”, „Swieta”, „Odejdź” (to pod adresem Łukaszenki) i „Wierzymy, możemy, zwyciężymy”. Milicjanci ustawiają punkty, by poddawać kontroli osobistej tych, którzy chcą wejść na plac. Część ludzi wchodzi. Skandowanie jest tak głośne, że zagłusza muzykę.

Nagle wszyscy zamierają. Dwóch dźwiękowców puszcza nieformalny hymn opozycji, song „Pieremien” („Zmiana”), i podnosi ręce. Jeden w geście zwycięstwa, drugi zaciśniętą pięść. To symbole oponentów Łukaszenki. Trzecim symbolem są dłonie w kształcie serca. Wybucha euforia, słychać okrzyki: „Zuchy!”.

Rozmawiam z ludźmi. Dwie młode dziewczyny mówią, że mają dość państwa policyjnego. Starsza kobieta z dorosłymi już dziećmi podkreśla, że samozachwyt władzy widoczny w rządowej telewizji jest nie do zniesienia.

Nagle poruszenie. Przybyła Maryja Kalesnikawa. Witana brawami, obchodzi plac. Chce się na niego dostać, ale milicjanci zagradzają jej drogę. – Dziękuję wszystkim za przybycie. Jesteście wspaniali. Po demonstracji proszę was o pokojowe rozejście się do domów. Działajmy zgodnie z prawem. Nie dajmy pretekstów władzy – apeluje 38-letnia Kalesnikawa.

Odchodzi, a tłum podąża za nią, skandując hasła. Kalesnikawa odjeżdża, ale wielu ludzi idzie dalej w kierunku centrum. Kierowcy aut trąbią, okazując wsparcie demonstrantom. Docieramy na aleję Niepodległości. Zauważam może trzydziestoparoletnią kobietę z biało-czerwono-białą flagą. Pytam, czy się nie boi. – Ja już niczego się nie boję. Mam dosyć życia w takim kraju. On musi odejść. Oprócz wojska, milicji i służb nikt go już nie popiera. Wygramy to starcie – deklaruje kobieta, która przedstawia się jako pracowniczka banku.

Kropla

W piątek idę do sztabu Cichanouskiej na rozmowę z jej rzeczniczką. Biuro mieści się w małym pokoju w centrum handlowym, użyczonym przez biuro podróży, którego pracownicy są na urlopie. Rzeczniczka Hanna Krasulina i wolonatariusze tłoczą się na korytarzu, pod drzwiami wianuszek dziennikarzy.

– On sam nie ustąpi, będzie walczył o władzę do końca. Użyje wszelkich środków, w tym wojska. Nie wierzę w coś na kształt okrągłego stołu – mówi Krasulina.

– Kroplą, która przelała czarę goryczy, był stosunek Łukaszenki do pandemii. Mówił, że wirusa nie ma, bo on go nie widzi, że wystarczy napić się wódeczki, pójść do bani lub przejechać się na traktorze i wszystko będzie dobrze – dodaje. – Nie, nie wzywamy ludzi na ulice. Każdy dorosły zdecyduje, jak obronić swój głos – odpowiada na pytanie, czy należy spodziewać się demonstracji po spodziewanym sfałszowaniu wyborów.

Nagle otwierają się drzwi do pokoju. Za drzwiami stoi Cichanouska, żegna jednych dziennikarzy i zaprasza następnych. Korzystając z zamieszania, podchodzę do niej. Zamieniamy kilka słów, robimy wspólne zdjęcie. Widać, że jest zmęczona, ale cały czas się uśmiecha.

Po wyjściu ze sztabu jadę metrem w okolice placu Październikowego. Nagle pojawia się sznur aut, które głośno trąbią. Ludzie na chodnikach klaszczą, podnoszą palce w geście zwycięstwa. Nagle podjeżdża bus, wyskakuje z niego kilku ubranych na czarno mężczyzn w kominiarkach. Łapią szczupłego mężczyznę, ciągną go za długie włosy. Wpychają do busa i odjeżdżają. Robi się groźnie.

W sobotę, w przeddzień głosowania, przez centrum Mińska przeciąga kolumna samochodów wojskowych.

Odliczanie

W niedzielę centrum miasta jest jak wymarłe. Na plac Październikowy zwieziono mnóstwo barierek. Wkoło kręcą się grupy milicjantów, inni siedzą w autobusach zaparkowanych przy placu. Po południu część okolicznych knajp się zamyka.

Siedzę w kawiarni na wprost otwartych drzwi, robię ukradkiem zdjęcia mundurowym ustawiającym barierki. Internet działa coraz słabiej. Strona Biełsatu jest niedostępna. Następnie padają Facebook i Messenger. Ze znajomymi dziennikarzami z Polski kontaktuję się przez Telegram, ale po chwili i on nie działa.

Idę w kierunku budynków rządowych. Wszystko szczelnie obstawione milicjantami. Barierki. Pod pałacem prezydenckim wozy opancerzone, więźniarki, armatki wodne. Wejścia na podwórka zastawione kontenerami z gruzem.

O godzinie 21, już po zamknięciu lokali wyborczych, na placu Zwycięstwa ma się odbyć demonstracja opozycji. Ludzi nie ma zbyt wielu. W pobliskiej kawiarni, gdzie czekam na rozwój wydarzeń, zjawia się dwóch białoruskich dziennikarzy w niebieskich kamizelkach z napisem „Prasa”. Też nie wiedzą, czy i gdzie będzie wiec. Idziemy w kierunku placu Październikowego. Po drodze przechodnie pytają, czy wiemy, dokąd trzeba iść.


CZYTAJ TAKŻE

KREML PATRZY NA BIAŁORUŚ: Kreml uznał ewidentnie narysowaną fałszerstwami legitymację władzy uzurpatora. „To uzurpator, ale nasz”. Uzurpatorowi zapewne przyjdzie zapłacić słono za to braterskie poparcie Kremla. Czy cena została ustalona przed 9 sierpnia, czy bracia uzurpatorzy dopiero będą się targować? PISZE ANNA ŁABUSZEWSKA >>>


Koleżanka dziennikarka robi zdjęcie starszemu panu. – Dzieci, ja się już swoje nademonstrowałem. Mam dość. Już nie wierzę, że coś się w naszym kraju zmieni – mówi mężczyzna. – W 2010 r. widziałem, jak OMON-owcy pałowali i ciągnęli za włosy kobietę. Uciekłem, bo byłbym następny. Ale trzymam za was kciuki. W was nadzieja…

Plac Październikowy zamknięty. Białoruscy dziennikarze zostają przepuszczeni. Nie ryzykuję, nie mam akredytacji. Próbuję dostać się na plac bocznymi ulicami, ale wszystkie są obstawione milicją. Idę kupić wodę do sklepu. Dziewczyna przede mną chce płacić kartą, terminal nie działa. Denerwuje się i złorzeczy. – I o co ta awantura i złość. Już wszystko wiadome. Wygrał – burczy pod nosem sprzedawczyni.

Wybuch

Dostaję esemesa z Polski z wynikami oficjalnych państwowych sondaży exit poll: na Łukaszenkę miało głosować 80 proc., na Cichanouską zaledwie 7 proc. To jawna kpina, nikt w to nie wierzy. Dostaję kolejnego esemesa, że protest będzie pod tzw. stelą – ogromnym wieżowcem z napisem „Mińsk – miasto bohater”, zbudowanym na cześć Białorusinów poległych podczas II wojny światowej.

Biegnę tam. Są tu już tysiące ludzi. Słychać strzały. Co jakiś czas tłum ucieka w popłochu, ale za chwilę wraca. Ludzie skandują. Pojawia się szpaler milicjantów z tarczami. Czuć gaz łzawiący. Ludzie zasłaniają nosy i twarze koszulkami. Nagle jakaś kobieta ze łzami w oczach krzyczy do partnera: – Proszę cię, chodźmy do domu! Oni nas zabiją!

– Jak chcesz, to idź, ja gnojowi nie popuszczę – odpowiada wzburzony mężczyzna.

Uciekamy w boczną ulicę. Widzę zakrwawionego młodego mężczyznę, ma ranę na głowie. Dominują młodzi ludzie, 20-30 lat. Idziemy na kładkę nad ulicą. W końcu ktoś krzyczy: – Nie będziemy tu tak stać jak idioci. Idziemy do centrum!

– Nie, ja tam mieszkam. Tam ich pełno, złapią nas. Chodźcie w lewo i w dół – przekonuje może 50-letnia kobieta.

W oddali strzały i wybuchy. Rozmawiam z grupką młodych. To dwie pary: dwóch programistów, farmaceutka i stomatolożka. Stoją przytuleni. Za chwilę dołącza kolejna para, za trzy dni mają ślub. Żartują, że chcieliby dożyć. Tłum gęstnieje, w końcu zebrani tamują ruch. Na zatrzymany autobus wskakuje chłopak z zakazaną flagą. Wybuch euforii, brawa. Ale już pojawiają się milicjanci. Przeciąganie liny trwa około godziny. Do milicjantów podchodzi chłopak, rzuca: – Ile dostajesz za pałowanie rodaków?

– Za 800 rubli mogę wyjebać twoją matkę – odpowiada z nienawiścią mundurowy.

Milicjanci strzelają (jak się okaże, kulami gumowymi i hukowymi). Tłum kilka razy ucieka, ale za każdym razem wraca.

Narzeczeni decydują, że idą do domu. Wtedy następuje frontalny atak. Uciekamy ile sił w nogach. Gubię nowych znajomych. Jesteśmy w dolnej części Starego Miasta. Traf chce, że za chwilę się odnajdujemy. Już pierwsza w nocy. Oni chcą już wracać do domu. Wymieniamy się kontaktami. Mówią, którą drogą mam wracać do hostelu.

Demonstranci wciąż biegają po chodnikach. Auta trąbią. Nagle na chodnik wjeżdża milicyjny bus. Uciekam. Na skrzyżowaniu przy hostelu znowu tłum. Wznoszą hasła. Słychać strzały i widać unoszące się chmury gazu.

Już w hostelowym pokoju, przez kolejne godziny słyszę nieustający huk.

Konfrontacja

W powyborczy poniedziałek napływają informacje o fałszerstwach. W hostelu ludzie pokazują mi zdjęcia protokołów z komisji wyborczych z Mińska i innych miast, gdzie uczciwie liczono głosy: wszędzie Cichanouska wygrała przygniatającą większością, od 60 do 80 proc. poparcia.

Po południu kandydatka jedzie do Centralnej Komisji Wyborczej złożyć skargę na oficjalne już wyniki (80:10 dla Łukaszenki). Wkrótce jej sztab podaje, że nie ma z nią kontaktu. Następnego dnia okaże się, że Cichanouska jest już na Litwie. Wszystko wskazuje na to, że została zastraszona przez białoruskie KGB i zmuszona do opuszczenia kraju.

Tymczasem w centrum na razie spokój. Na restauracjach informacje, że będą pracować tylko do siedemnastej. Po południu na placu Październikowym znów widać licznych milicjantów i wojskowe ciężarówki.

Wieczorem miasto jest jak wymarłe. Ale powoli ludzie znów zbierają się w pobliżu steli. I znów wkraczają OMON-owcy. Są bardzo brutalni. Widzę, jak polują na jednego chłopaka: zaganiają do wejścia do metra, po czym ich auto podjeżdża pod wyjście po przeciwnej stronie. Łapią go i odjeżdżają.

Starsza kobieta przyszła z córkami. Ze łzami w oczach krzyczy: – Nienawidzę go i jego kłamstw. OMON-owcy to jego psy. To bandyci. Będą go bronić do upadłego.

Boimy się, ale zostajemy. Idę na estakadę, którą można zjechać wprost na demonstrujących. Nagle z wielką prędkością nadjeżdża ok. 20 ciężarówek. Wyskakują z nich OMON-owcy, zaczynają pałować, strzelać gazem i łapać kogo popadnie. Wszyscy uciekają. Biegnę przez most w kierunku hostelu. Ludzie są przerażeni.

Małżeństwo z dzieckiem sprawia wrażenie, jakby się zagubili. – Jesteśmy z Rosji. Nas nie dotkną. Tym bardziej że mamy dziecko – mówi mężczyzna. – A ty skąd? – pyta. Mówię, że z Polski. Mężczyzna się uśmiecha i pyta, czy wiem, że Łukaszenka powiedział dziś, że to Polacy wyłączyli internet na Białorusi.

W hostelu trafiam na grupę kilkunastu osób siedzących na schodach w ciemności. Są przerażeni. Szukali tu schronienia. Opuszczą hostel grubo po północy.

Ktoś krzyczy, że ma internet, przez jakąś tajną aplikację. Instaluje mi. Czytam newsy. To, co się dzieje w Mińsku, jest przerażające. Trwają regularne bitwy uliczne w zachodniej części miasta, przy stacji metra Puszkinskaja. Jest pierwszy zabity i setki rannych, tysiące aresztowanych. Milicjanci są bezwzględni. Do miasta ściągają wojska wewnętrzne.

Ciąg dalszy trwa

Następnego dnia na lotnisko odwozi mnie starszy taksówkarz. Ledwo ruszamy, zaczyna tyradę: – Przecież te protesty organizuje Zachód. Uczestnicy dostają po sto dolarów. Chodzi tam tylko młodzież, której się nie chce pracować. Łukaszenka nie jest najgorszy, choć obciął mi emeryturę i dodatek na lekarstwa.

Mężczyzna od kilku lat jest na rencie, całe życie pracował jako kierowca. Mówi, że za młodu był zaangażowany w akcję ratunkową w elektrowni atomowej w Czarnobylu, gdzie miał stracić sporo zdrowia. Od państwa dostał mieszkanie, drugie wziął na tani kredyt. – Wszyscy chcą ukraść Białoruś – denerwuje się. – I Zachód, i Rosja. Ale my kraju nie oddamy. Prezydent dba o porządek, drogi remontuje, jest niezłym gospodarzem – przekonuje.

– Gadanie, że ona dostała 60–80 proc. głosów, jest śmieszne. Znam wielu, którzy głosowali za Łukaszenką. To emeryci, inwalidzi, budżetówka – już niemal krzyczy.

Dojeżdżamy na lotnisko. Przytakuję strażniczce granicznej, że do Mińska zagnała mnie pasja zwiedzania. Na pokładzie samolotu spotykam posła Michała Szczerbę, który jako jedyny polski polityk pojechał śledzić białoruskie wybory.

Następnego dnia na wiecu solidarnościowym na krakowskim Rynku opowiadam, co widziałem w Mińsku. Boję się sprawdzać kolejne doniesienia z Białorusi.  ©


PROTESTY NA BIAŁORUSI – ZOBACZ SERWIS SPECJALNY >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]