Republika, rebelia, rewanż

Troska o dobro wspólne, walka z zastanym ładem i obsadzenie go swoimi ludźmi: Jarosław Kaczyński rozgrywa w swojej partii te trzy nurty.

24.01.2016

Czyta się kilka minut

  Prezydent RP Andrzej Duda desygnował Beatę Szydło na stanowisko Prezesa Rady Ministrów. Warszawa 13.11.2015 r. /  / Fot. Bartosz Krupa/East News
Prezydent RP Andrzej Duda desygnował Beatę Szydło na stanowisko Prezesa Rady Ministrów. Warszawa 13.11.2015 r. / / Fot. Bartosz Krupa/East News

Działania Prawa i Sprawiedliwości nie ułatwiają dyskusji publicznej w ogóle, a szczególnie nad stanem wewnętrznym partii. Pomimo tych trudności warto spróbować zrozumieć, dlaczego sprawy toczą się w ten, a nie inny sposób i wywołują takie reakcje odbiorców. Kluczowe dla sprawy wydaje się rozróżnienie w całym rządzącym obozie trzech nurtów, które można określić słowami: republika, rebelia i rewanż.

Zacząć wypada od tego, co pewnie sami zainteresowani chcieliby uznać za jedyną motywację, a w każdym razie jako jedyną, do której każdy może się bezwarunkowo przyznać. To szczera troska o rzeczy wspólne. O wspólnotę i jej instytucje, które, co tu dużo mówić, nie były pozbawione w minionych latach błędów i problemów ignorowanych przez sprawujących władzę (a ich dobre samopoczucie wyraźnie przewyższało takowe u ogółu obywateli).

Drugi nurt, rebelia, wiąże się z dalej posuniętą diagnozą i wynikłą z niej prostą terapią. Za wszystkie narodowe słabości i krzywdy odpowiada dotychczasowy ład instytucjonalno-personalny. Stąd poprawa sytuacji wymaga obalenia tego ładu. Jeżeli pozbyć się tych instytucji, które stoją na straży dotychczasowego porządku wraz z dotychczasowym establishmentem, to wtedy wszystko będzie już dobrze. W nieco bardziej realistycznej wersji można też przyjmować, że dopiero wtedy będzie można budować nowy ład i tworzyć instytucje, które będą się troszczyć o dobro wspólne.

Nurt rewanżu w zasadzie nic nie ma do instytucji kształtujących dotąd nasze życie publiczne, poza jedną kwestią – ich obsadą. Te same instytucje na pewno działałyby świetnie, byle kierowane przez odpowiednich ludzi. W szczególności zaś takich, którym wyznawcy tego poglądu ufają, czyli ludzi z własnego obozu.

Te trzy nurty są jak trzy podstawowe kolory – każdy zaangażowany ma tu swój odcień, jednak rzadko kiedy konkretni uczestnicy malują się w idealnie czystych barwach.

Kaczyński daje wiarę

Na pewno trudno byłoby znaleźć jakieś wypowiedzi czy działania takich osób jak wicepremier Mateusz Morawiecki czy minister Paweł Szałamacha, które pozwalałyby łatwo przypisać ich do nurtu rebelii czy rewanżu. Ale już w nurcie rebelii dosyć łatwo wskazać sztandarową postać, posłankę Pawłowicz, dla której to, że druga strona mówi „tak”, jest wystarczającym argumentem do tego, aby powiedzieć „nie”. Bardzo wyraźnie na taką nutę gra też istotna część medialnego obozu, w szczególności zaś bojowe tygodniki; odpowiadają swoim przeciwnikom pięknym za nadobne i nie są w stanie dostrzec u drugiej strony niczego, o czym można by powiedzieć dobre słowo.

Wreszcie, w nurcie rewanżu sztandarową postać stanowi prezes telewizji publicznej Jacek Kurski. Wydaje się, że w podobny sposób myśli też „stara gwardia” skupiona wokół prezesa Kaczyńskiego. To ludzie, którzy w instytucjach III RP spędzili całe swoje dorosłe życie i nawet jeśli w wielu miejscach one ich uwierały, to działo się to nie tyle ze względu na ich kształt, co zajmowane w nich miejsca. Trudno dostrzec w ich deklaracjach potrzebę szczególnego buntu czy doskonalenia instytucji, w rozumieniu nadawania im kształtu przydatnego niezależnie od tego, kto sprawuje władzę. Takie działania jak likwidacja służby cywilnej są świadectwem braku myślenia, co się stanie, jeśli kiedyś trzeba będzie przejść do opozycji.

Kluczowe jest jednak pytanie o to, jak w te nurty wpisują się podstawowi gracze. Przede wszystkim Jarosław Kaczyński, ale także, co nie mniej ważne, Beata Szydło i Andrzej Duda. Jeśli chodzi o prezesa PiS, to wysyła on w tej sprawie niejasne sygnały. Deklaracje i oficjalne wypowiedzi w istotnej części wpisują się w nurt republikański, po to, by na jednym oddechu przejść w poetykę rebelii czy rewanżu. Nawet jeśli chwilę wcześniej deklarowało się, że niczego takiego nie będzie. Takie podejście spotyka się przy tym z silną zdolnością budzenia wiary u ludzi – niezależnie od tego, czy leży im na sercu republika, czy raczej marzą o rebelii lub rewanżu – że Jarosław Kaczyński jest jedyną osobą, która może urzeczywistnić ich nadzieje. Właśnie zdolność łączenia tak różnych nurtów wydaje się podstawą jego siły wewnątrz partii. Wszyscy w niej zakładają, że tylko on jest gwarancją, iż nurt, który reprezentują, może mieć istotny wpływ na kształt sytuacji w Polsce.

Duda i Szydło w szachu

Z kolei Beata Szydło i Andrzej Duda w trakcie podwójnej kampanii wyborczej pokazali, że kluczowe znaczenie dla wyborców ma właśnie nurt republikański. Wydaje się to oczywiste dla wszystkich zewnętrznych obserwatorów, jednak warto pamiętać o tym, że w samym obozie pojawiają się głosy, iż pójście w centrum zawiodło. Można usłyszeć, że o sukcesie zdecydowało osobiste zaangażowanie Jarosława Kaczyńskiego na ostatnim etapie kampanii. Można oczywiście kwitować takie deklaracje jako formę zabiegania o własną pozycję w oczach niekwestionowanego lidera. Znaczący jest też jednak fakt, że takie deklaracje nie wywołują wcale uśmiechu politowania nad czyimś niewyszukanym pochlebstwem, ale nieśmiałe kiwanie głowami. Nawet jeśli Andrzej Duda i Beata Szydło byli w stanie w trakcie kampanii przekonać do siebie wahających się wyborców, to nie potrafili wyrobić sobie na tyle mocnej pozycji, by uniezależnić się od wolt prezesa.

Istotne zwroty zaraz po wyborach w stosunku do składanych wcześniej deklaracji oraz wynikające stąd napięcia w trójkącie Kaczyński–Szydło–Duda zdają się sugerować, że zarówno premier, jak i prezydent czuliby się znacznie lepiej w swoich rolach, gdyby nurt republikański jednoznacznie przeważał w stylu i celach polityki rządu. Jednak najbardziej rzucające się w oczy działania PiS z ostatnich tygodni – sprawa Trybunału Konstytucyjnego i mediów – dostarczają opozycji niezwykle wygodnych argumentów. Najwięksi wrogowie PiS przypominają swoje ostrzeżenia z czasu kampanii, że wszystkie republikańskie deklaracje to tylko kamuflaż. Ma on przykryć nie tylko rewanż, ale także rebelię już nie przeciwko elegancji w demokratycznych procedurach, ale demokracji jako takiej. Ci, którzy chcieli widzieć w PiS normalną partię opozycji zmierzającą do normalnych rządów, mają znacznie trudniejsze zadanie w obronie swoich racji.

Wszystko to prowadzi do eskalacji konfliktu, która przybiera absolutnie podręcznikową formę. Widać narastającą przewagę bojowych przywódców. Coraz silniejsze stają się identyfikatory swój–obcy, dzielące niegdysiejszych przyjaciół. Rozmowa o polityce z osobami o innych poglądach nigdy nie była w Polsce łatwa, ale ten poziom trudności w ostatnich miesiącach zdecydowanie wzrósł. I nie jest to tylko sprawa tego, że jedna ze stron nie umie pogodzić się ze swoją porażką.

Jarosław Kaczyński wykorzystał swoją przewagę, determinację oraz fakt, że nie ma nic do stracenia (w przeciwieństwie do młodszych), by narzucić bezpośrednio po przejęciu władzy swój styl działania. Ewentualne wątpliwości czy potencjalny bunt ze strony duetu premier–prezydent zostały zażegnane właśnie przez podgrzewanie konfliktu i wymuszenie na nich współsprawstwa w całym szeregu wątpliwych działań. Oboje nie mają dużego pola manewru i znaleźli się w pozycji, w której wcześniej wcale się nie widzieli.

Rebelia wygodna dla opozycji

Można oczywiście szukać wyjaśnień, choć przecież nie usprawiedliwień, dla takich strategii. Istotna wydaje się tutaj obawa przed wygrywaniem animozji pomiędzy poszczególnymi nurtami. Gra w dobrego i złego glinę wymaga dużego zaufania do partnerów, a wydaje się, że od czasu kampanii wyborczej zaufanie to zostało podważone właśnie po stronie Jarosława Kaczyńskiego. Z bliska korzyści z promocji duetu Duda–Szydło okazały się dlań mniejsze niż potencjalne zagrożenie, którym jest utrata szansy na takie działanie, jakie najbardziej lubi. Na potrzeby wewnętrzne jako usprawiedliwienie wykorzystywana jest teza, że kluczowe, nawet bolesne decyzje należy podejmować szybko, aby w trakcie kadencji mieć czas na odzyskanie zaufania.

Wydaje się jednak, że takie samousprawiedliwienia prowadzą do stanów bardzo niebezpiecznych dla PiS. Pojawia się bardzo wyraźnie syndrom oblężonej twierdzy i tendencja do utwierdzania się w raz przyjętych strategiach – nawet tych najgłupszych. Podstawowa logika – wasza podłość usprawiedliwia naszą podłość – stanowi dla przeciwników politycznych zachętę do podnoszenia temperatury sporu. Pojawiają się też coraz bardziej wątpliwe zjawiska odrywania się od rzeczywistości czy demoralizacji, do której prowadzi tak podgrzana atmosfera. Jej przejawem mogą być głosy, wedle których skoro już i tak jesteśmy oskarżani o zbrodnie, to w zasadzie dlaczego ich nie popełniać, czy wpisujące się w nurt rebelii przekonanie, że gdybyśmy robili coś, co nie oburza opozycji, to oznaczałoby, że nie przeprowadzamy żadnej godnej uwagi zmiany.

Opozycja też ma z tą sytuacją problem. Pytanie, czy rzeczywiście jest zainteresowana zwycięstwem nurtu republikańskiego, skoro dużo lepiej mobilizuje się własnych zwolenników i wygodniej prowadzi medialną walkę z rebelią i rewanżem. Natomiast uczestnikom życia politycznego szukającym sposobów na rozładowanie napięć pozostaje delikatne odróżnianie rzeczywistych działań od wojowniczych deklaracji. Nawet jeśli bojowi przywódcy, jak zwykle w takiej sytuacji, głoszą, że rozróżniać motywy mogą tylko mięczaki i sabotażyści, a tutaj potrzebna jest jednoznaczna walka z przeciwnikami.

Bez wątpienia są sprawy, które trzeba stawiać twardo – lecz na pewno nie wszystkie. Można mieć nadzieję, że rzeczywistość upomni się o swoje. Już widać tego pierwsze objawy – sprawa likwidacji gimnazjów powinna być ostrzeżeniem – i dla rządzących, i dla opozycji. To przecież nie tylko dzięki jej protestom rząd najwyraźniej wycofuje się z pochopnych deklaracji w tej sprawie. Kluczowe znaczenie ma tu opinia środowisk traktowanych przez rządzących jako „swoje”. Wbrew bowiem opowieściom po jednej i drugiej stronie, wedle których przeciwnicy to jednolita wroga masa, przełomowe decyzje w polityce podejmują ci, którzy zmieniają zdanie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2016