Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem sam prezydent, który po swym wyborczym zwycięstwie meldował bratu (szefowi PiS) "wykonanie zadania", dziś chciałby, aby ten urząd odgrywał rolę "arbitra społecznego", będąc jednocześnie gwarantem, że na scenie politycznej nie będzie dominować jedna partia. Ciekawe, że tego typu deklaracji nie składał, gdy rządził PiS.
Z kolei SLD zaproponowało zmianę sposobu przeliczania głosów na mandaty w wyborach do Sejmu korzystną nie dla dużych, tylko dla małych partii - dokładnie odwrotną do tej, którą Sojusz przegłosował wiosną 2002 r., u szczytu swej potęgi.
Okazuje się, że reguły rządzenia w Polsce uwierają wszystkich - bez wyjątku. Najmocniej jednak tych, którym dają argumenty w zwalczaniu politycznych wrogów. W lutym 2008 r. premier Tusk wezwał do debaty nad zmianą ustroju. Ale nic dotąd nie wiadomo, żeby za tą wypowiedzią poszły jakiekolwiek działania. Jedyną odpowiedzią jest mentalność, jaką w kuluarowej rozmowie ujawnił pewien poseł, którego zapytano, gdzie w tym działaniu jest "interes Polski". Poseł odparł: "W interesie Polski leży, żeby nasza partia miała jak najwięcej mandatów...".
Takie wyobrażenia rodzą opinie i propozycje, które są sprzeczne z wszystkim, co się wcześniej mówiło i robiło. I jak dotąd jedyną na to reakcją są próby zmiany reguł tak, aby służyły doraźnym interesom.