Reguła Sartre'a/Glucksmana

Terroryzm muzułmański pragnie zagłady cywilizacji Zachodu. Francuski filozof André Glucksmann powtarza za Sartrem, że każda wrogość wywodzi się właśnie z nienawiści, ale do samego siebie. Czyżby chęć unicestwienia świata zachodniego przez Al-Kaidę była podszyta chęcią samobójstwa?.

09.01.2005

Czyta się kilka minut

Glucksmann jako jeden z nielicznych francuskich intelektualistów poparł wojnę z Husajnem, a przed rokiem w książce “Zachód przeciw Zachodowi" wygarnął Francuzom hipokryzję wobec USA, nie szczędząc im ironii i sarkazmu. Dziś wraca do tych spraw w książce “Rozprawa o nienawiści" (“Le discours de la haine", Editeur Plon). Filozof, konsekwentnie piętnujący milczenie Zachodu wobec losu Czeczenów (żołnierze Putina według niego zlikwidowali 20-25 proc. populacji czeczeńskiej, co stanowi jedną z największych czystek i stawia rosyjskiego prezydenta w pierwszym rzędzie winnych ludobójstwa w historii), analizuje źrodła nienawiści, pchającej do ataku na wieżowce Manhattanu, pociągi w Madrycie czy szkołę w Biesłanie. I dowodzi, że terror nie jest ślepy: jego celem jest śmierć jak największej liczby ludzi i jak największe zniszczenie. Mohammed Atta, 11 września pilotujący jednego z uprowadzonych boeingów, nie działał ślepo. Celował w WTC tak, by zniszczenia były maksymalne.

Glucksmann dostrzega wspólny mianownik 11 września z tragedią antyczną. Medea z dzieła Seneki, zabijając swą rywalkę Kreuzę, paląc Korynt i mordując na oczach niewiernego męża Jazona ich własne dzieci, przeżywa dziki triumf nienawiści. W szale nie oszczędza nawet najmłodszego syna, o co błaga Jazon. Im bardziej przeraża i poniża męża, tym bardziej upaja się swą zbrodnią. Nienawiść okazuje się silniejsza niż miłość. Nawet miłość do własnych dzieci. Miłość bowiem jest zakładnikiem obiektów miłości: dzieci, męża, żony, rodziny, pieniędzy, honoru. Nienawiść zaś jest żądzą samonapędzającą się i nienasyconą. Dolatując do Manhattanu, Atta musiał czuć to uczucie furii: spełnienie dzieła zniszczenia!

Nienawiść, według Glucksmanna, postępuje “z flegmą buldożera". Gdy ruszy z miejsca, nic jej nie powstrzyma. Potrafi przybierać pozory racjonalności: zniszczenie wroga - Amerykanina, Żyda, imperialisty, niewiernego - ma przynieść chwałę bojownikowi-mordercy, ma zmienić świat na lepszy. Nienawiść obiecuje raj (słynne hurysy Atty), karmi się śmiercią tak ofiar, jak i ludzkich “bomb". Nienawiść to potwór, karmiący się strachem człowieka; czym większy popłoch, tym atak wyżej ceniony przez zleceniodawców.

Archetypem nienawiści pielęgnowanej przez muzułmańskich fundamentalistów jest antysemityzm. Wzmaga się on w okresach napięć i niepewności. Bo antysemita to człowiek, który się boi. Nie, nie Żydów. On boi się, jak twierdził Sartre, sam siebie, swej świadomości i podświadomości, swych instynktów, odpowiedzialności, samotności, zmian w otaczającym świecie. Na Żyda (i innych “obcych", niezrozumiałych) antysemita przelewa swe obawy i fobie, a Żyd jest od tysięcy lat najlepszym kozłem ofiarnym. Ale nie Żyd konkretny, ze swymi wadami i przywarami, lecz wyimaginowany, skrojony w chorej wyobraźni. Żyd - ideał ofiary. Stąd anysemityzm bez Żydów we współczesnej Polsce czy w... Japonii. Stąd nagminne we Francji bezczeszczenie cmentarzy żydowskich, będące atakiem na Żydów wyimaginowanych, na ich szczątki, symbole. Jak rytualne wbijanie igieł w lalkę.

Dziś maską dla antysemityzmu staje się antysyjonizm. W zachodnich demokracjach nikt nie zabrania krytyki Izraela. Ale stąd niedaleko do równania: “Szaron = Hitler". Tylko jak wyznaczyć granicę między krytyką izraelskiego rządu a antysyjonizmem sensu stricto?

Również korzeni antyamerykanizmu Glucksmann szuka w nienawiści człowieka do samego siebie. Filozof nie zaznacza jednak wyraźnie, że czym innym jest antyamerykanizm muzułmańskich fundamentalistów (atakujących Manhattan), a czym innym niechęć Francuzów do polityki Busha. Francuska recepta na państwo otwarte, realizowana od stu lat, to laďcité, czyli religijna neutralność. USA zaś zamykają się w sobie, a Bush szuka ich bezpieczeństwa w unilateralizmie, hard power i odwołując się do wartości konserwatywnych wygrywa wybory. Francja Chiraka i USA Busha to dwie różne wizje świata, a wynik wyborów prezydenckich w USA uświadomił Francuzom, że ponad połowa Amerykanów popiera wartości, które w Paryżu uznawane są za skrajne.

Jednak niechęć Francuzów do Busha i popierającej go Ameryki daleka jest od chęci unicestwienia Stanów; coś takiego również nad Sekwaną byłoby absurdem. “Antybuszyzm", we Francji zjawisko powszechne, to nie antysyjonizm, któremu niedaleko do chęci unicestwienia Izraela. Francuzi kochają Amerykę, ale inną niż Ameryka głosująca na Busha; idealizują Kerry’ego i jego wyborców z Bostonu, Nowego Jorku czy Los Angeles (nie oznacza to, że we Francji nie występuje i taki antyamerykanizm, którego protagoniści cieszą się z porażek USA; to głównie zwolennicy skrajnej lewicy i prawicy).

Na szczególną uwagę w analizie Glucksmanna zasługuje nienawiść do kobiet u islamskich fundamentalistów: to, zdaniem filozofa, najstarsza forma rasizmu. Antygona, żywcem zamknięta w grobie przez Kreona, to dla Glucksmanna pierwszy symbol walki kobiet o wolność. Grób Antygony to archetyp islamskiego czadoru, izolującego kobietę od świata. W barbarii integrystów strach przed kobietą zajmuje miejsce uprzywilejowane od 1979 r., gdy ajatollah Chomeini kazał Irankom nosić czadory. Fobie seksualne towarzyszą też “ludzkim bombom" z Manhattanu: Atta w testamencie żądał, by po jego śmierci do ciała nie miały dostępu kobiety. Czy to nie strach przed kobietą, przed płciowością, seksem? Eros i Tatanos rządzą wspólnie światem - mówi Glucksmann (również według Martine Gozlan, autorki książki “Seks Allaha", która ukazała się we Francji na początku br., chora podświadomość seksualna odgrywa ważną rolę w formowaniu terroryzmu muzułmańskiego).

Mizoginizm, antysemityzm, antyamerykanizm, antyokcydentalizm - to współczesne wcielenia demonów, targających od tysiącleci duszą człowieka. Wojny religijne dzieliły wszystkie społeczeństwa, ale najbardziej dzieliły je same religie. Od wewnątrz. Nienawiść połączona z żądzą władzy politycznej i religijnej owocuje dziś światowym terroryzmem, a reguła Sartre’a/Glucksmanna pozwala jedynie rozpoznać chorobę. Tylko jak ją leczyć?

Praca Glucksmanna zbiegła się we Francji z publikacją innej politycznej książki: “Siły rozumu" Oriany Fallaci, która oskarża islam (islam, a nie tylko fundamentalistów) o spisek przeciw zachodniej cywilizacji, a wszystkich (poza nią samą, no i może Brigitte Bardot) o ślepotę i bezradność wobec muzułmańskiej ekspansji.

Lektura Fallaci bezpośrednio po lekturze Glucksmanna pozwala zrozumieć tę współczesną Medeę. Właśnie ją, a nie jej nasycone nienawiścią tezy.

Warto przeczytać obie książki. Ale najpierw Glucksmanna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005