Rana

Bardzo dużo już napisano - i w Tygodniku, i gdzie indziej - o Powstaniu Warszawskim w związku z jego 60. rocznicą. Myślałem nawet, by jako advocatus diaboli spróbować pokazać, jak to wyglądało ze stanowiska sowieckiego, ale straciłem ochotę. Każdy przecież wie, że Stalin życzył nam jak najgorzej. Chciał nas zniszczyć i było mu wygodnie, by wyręczyli go w tym Niemcy.

08.08.2004

Czyta się kilka minut

W małej skali widziałem to we Lwowie. Kiedy w czterdziestym czwartym do miasta weszli ponownie Sowieci, w pierwszych dwóch dniach akowcy z biało-czerwonymi opaskami jeździli w jeepach razem z oficerami czołówki sowieckiej. Potem posterunki akowskie znikły, bo NKWD je zgarnęło. Ojca, który był lekarzem Armii Krajowej, udało mi się w ostatniej chwili zawrócić ze schodów, kiedy z opaską na ramieniu chciał wyjść na ulicę.

Nie bardzo więc chce mi się wcielać w postać adwokata diabła. Z punktu widzenia czysto strategicznego zrobić to oczywiście można. Powstańcy nie zdobyli Okęcia, więc żadne oddziały spadochronowe nie mogły na lotnisku wylądować. Niemcy pod dowództwem generała Studenta atakowali Kretę właśnie przy pomocy wojsk spadochronowych i wprawdzie ją zdobyli, ale ze straszliwymi stratami, bo kiedy się ląduje na głowach obrońców, trafia się na kolosalny ogień zaporowy. Strona sowiecka nie chciała nawet biernie asystować w pomocy niesionej powstańcom i sprzeciwiała się lotom angielskich czy amerykańskich samolotów z wyposażeniem.

W rękach niemieckich pozostały też wszystkie mosty; tylko Berling dość rozpaczliwie usiłował przy pomocy kilku jednostek I Armii dokonać frontalnego przejścia przez Wisłę. Wszystkie miasta, które Sowieci zajęli w drugiej, bardziej chlubnej dla siebie części wojny sowiecko-niemieckiej, zdobywano przez oskrzydlenie i brano od zachodu. Wzięto w ten sposób Wilno, Mińsk, Witebsk, no i Lwów. Więc i w Warszawie należało dokonać wielkiego oskrzydlającego manewru. Mówię w kategoriach czysto wojskowych, pomijając okropne tło polityczne. Powtarzam bowiem: Stalin życzył nam źle, i rządowi londyńskiemu, z którym zerwał stosunki, i podziemiu.

Zwykle istnieje alternatywa: bić się czy nie bić, tu jednak nie było żadnej alternatywy! Wiele się dziś mówi o heroiczno-straceńczej stronie Powstania. Somosierra to my, polską specjalnością są takie zrywy. Nie byłem warszawiakiem, więc w pewnym sensie łatwiej mi powiedzieć, że ten zryw nie poszedł na marne. Nie ma się jednak co pocieszać, bo koszta były straszliwe: zrujnowanie Warszawy, rzeź ludności cywilnej, śmierć najlepszych, jak Baczyński. Stanisław Pigoń powiedział, że strzelaliśmy do wroga brylantami. Czytałem wczoraj z pewną satysfakcją stary numer “Spiegla" z opowieścią o procesie norymberskim; ale von dem Bach-Zelewski, jeden z katów Warszawy, nie został jednak powieszony, a nawet nie siedział. Kończąc rozmowę dla “Lampy" powiedziałem Dunin-Wąsowiczowi: a teraz proszę jeszcze dopisać, że Lem jest zwolennikiem kary śmierci. Zwłaszcza dla takich ludzi jak ci, którzy zdeptali nam stolicę. To jest wciąż rana.

U początku tego nieszczęścia stała zła wola Stalina. Wygodnie było mu patrzeć, jak powstanie kona, mordowane przez Niemców. Bór-Komorowski też nie miał złudzeń co do intencji sowieckich: rozstając się z żoną miał powiedzieć, że pewnie na koniec znajdzie się w sowieckim więzieniu. Niemcy rzucili przeciw Powstaniu najokropniejszy pomiot ludzki, brygadę Kamińskiego czy bandytów od Dirlewangera, a teraz pojawia się jak róża na błocie pani Erika Steinbach i wylewa nad Powstaniem krokodyle łzy - bezczelność tej kobiety nie ma sobie w moim odczuciu równych. I nie dziwię się wściekłości Bartoszewskiego, który tyle w przeszłości włożył wysiłku, żeby doprowadzić do polsko-niemieckiego porozumienia.

Z rocznicą Powstania zbiegła się przykra wiadomość o uściskach Kuczmy z Putinem. W poprzednim “Tygodniku" Lektor napisał, i słusznie, hymn na cześć Jerzego Pomianowskiego, tymczasem Ukraińcy z Rosjanami robią wszystko to, przed czym Pomianowski przestrzega w swojej nowej książce. Historia to nie leczenie złamań, my nie możemy Ukrainie nastawiać kości, ale storpedowanie projektu rurociągu, który miał iść przez Polskę, jest nieładne, bo to przecież Polska pierwsza uznała niepodległość państwa ukraińskiego.

Mówią, że państwa nie mają przyjaciół, tylko interesy. Na krótszą metę Ukraina, a raczej grupa stojąca przy Kuczmie, może i ma interes, żeby dogadać się raczej z Rosją niż z Polską, od której ropy nie dostanie, ale dalekosiężne konsekwencje tej decyzji mogą być dla wszystkich smutne. Zachód nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, że biernością swoją wobec Ukrainy przyczynia się do restauracji imperium. My zaś nie mamy dostatecznie mocnej karty przetargowej, by choć trochę przestawić zwrotnicę historyczną. Ukraina, choć biedna, ludności ma więcej niż Polska, a nasz rząd nie jest w prawie dyktować niczego rządowi ukraińskiemu. Oczywiście wszystko można jeszcze odwrócić, w Kijowie jest opozycja, Juszczenko i tak dalej, ostateczne decyzje nie zapadły, ale rzecz wygląda na element powolnej, a przy tym bardzo racjonalnej roboty Putina.

Przysłowie mówi: uderz w stół, nożyce się odezwą; ilekroć wspomnę w tych felietonach o Lwowie, natychmiast odzywają się jego dawni mieszkańcy, dziś już niestety podobnie jak ja w wieku raczej podeszłym, albo ich dzieci. Po poprzednim felietonie dostałem kilka listów: profesor Jerzy Kowalczuk, o którego księdze na temat jednego z lwowskich gimnazjów wspomniałem, pisze, że jest mi za to silnie zobowiązany. Zadzwonił też do mnie znajomy historyk literatury, który był niedawno we Lwowie, i zaczyna mnie pocieszać: to takie piękne miasto, o pokroju prawdziwie europejskim! Ja na to: zauważyłem, dwadzieścia pięć lat w nim mieszkałem. Ale świadomość europejskości Lwowa nie zmniejsza bólu jego utraty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2004