Puste miejsca

Przyszedł nowy numer Zeszytów Historycznych, znów pełen cennych materiałów, z wielkim artykułem Marka Kornata o korespondencji Giedroycia z Miłoszem. Czytając go pomyślałem, że zaledwie Miłosz umarł, został jak gdyby unieważniony i mało kto się do jego sądów odwołuje. A równocześnie potwierdzają się jego obawy o charakterze przede wszystkim politycznym.

20.02.2005

Czyta się kilka minut

Miłosz bardzo nie lubił skrajnej prawicy. “Dusza polska - pisał do Marka Skwarnickiego - niezmiennie obraca się ku prawicy, jakby miała wbudowaną igłę magnetyczną, wskazującą ten kierunek... Doświadczenia tego stulecia - a przede wszystkim myślę o okresie międzywojennym - wystarczą, żeby przekonać, że kultura polska jałowieje, jeżeli zwycięża w niej prawicowe myślenie. Kto więc sądzi, że krocząc na prawo służy Narodowi przez wielkie N, ten wybiera drogę prowadzącą do jego paraliżu. Niech Pan przejrzy w myśli periodyki i książki prawicowe z lat 1918-1939. Nic. Zero".

Po Noblu zasadniczą jego dewizą było: nie stać się za żadną cenę świątkiem narodowym, jeszcze jednym wieszczem. “Dostaję - pisał do Giedroycia - setki listów z Polski... i czuję, że włosy stają mi na głowie". Wśród listów od młodzieży była na przykład prośba o pozwolenie nazwania drużyny harcerskiej jego imieniem; “stąd wniosek - komentuje Miłosz - że niedługo będą drużyny harcerskie imienia Witolda Gombrowicza. Polska staje się tym, czym w swojej esencji była zawsze: to jest jednym wielkim organizmem narodowym, w którym Naród jest na ołtarzu... Naprawdę nie nadaję się do roli promotora polskiego nacjonalizmu".

Giedroyc chce, żeby Miłosz włączył się do dyskusji stricte politycznej, a Miłosz, tak samo jak Gombrowicz, odmawia i ripostuje, że nie zamierza pisać pouczeń dla rodaków. Miłosz nie chciał się stać pisarzem par excellence politycznym, czasem jednak nie mógł wytrzymać i zabierał publicznie głos. Ciśnienie jego autorytetu było wielkie i kiedy umarł, wielu pewnie z ulgą odetchnęło: że już się nie odezwie i nie będzie mówił rzeczy niemiłych.

Mam poczucie dotkliwej jego nieobecności, jakby nicość pojawiła się w miejscu, gdzie przedtem był bardzo poważny autorytet. Nastąpiła za to recydywa skrajnej prawicy, jakby przydeptana sprężyna znów się podnosiła: mamy Ligę, którą na własny użytek, myśląc o filorosyjskich tradycjach endecji, nazywam Ligą Poddanych Rosji, mamy Młodzież Wszechpolską, a wszystko to jest po prostu kontynuacją przedwojennego Obozu Wielkiej Polski, przeżutymi resztkami tromtadrackiej nacjonalistycznej polityki z dawnych czasów...

Dziwną mamy aurę, bo jeszcze doszła afera z listą Wildsteina, moim zdaniem bardzo głupia. Takim jednak wyczynom prasa poświęca mnóstwo uwagi, wynosząc je do rangi kwestii ogólnonarodowej. Wyraźnie pogorszyła się jakość życia publicznego, przede wszystkim intelektualna. Trudno to bezpośrednio łączyć z odejściem Miłosza, coś jednak jest na rzeczy; obecność jednego człowieka bywa bardzo ważna. Zupełnie przypadkowo znalazłem przy łóżku tom wybranej prozy krytycznej Janka Błońskiego i przekonałem się po raz kolejny, jakie to znakomite pióro. W porównaniu z nim większość publikowanych dziś recenzji to prowincjonalne bajdołki.

Jest jeszcze w “Zeszytach" ciekawy artykuł Krzysztofa Tarki o powrocie Cata-Mackiewicza do kraju w czerwcu 1956. Cat przez szereg lat usiłował nawiązać kontakty z krajem, reprezentowanym nota bene w Londynie przez imć pana Reicha-Ranickiego, wówczas konsula polskiego. Ranicki trzymał Cata na dystans, nie odmawiał i nie doradzał, potem przyjechał jeszcze Putrament i skończyło się powrotem emigracyjnego premiera do Polski. W dziale “Okruchy historii" znalazłem dosyć wstrząsający materiał Piotra Daszkiewicza o grupie francuskich biologów należących do partii komunistycznej. Daszkiewicz opowiada, jak w czasach stalinizmu Biuro Polityczne partii zmuszało ich, by uznali autorytet sowieckiego szarlatana Łysenki i jak najwybitniejszy z nich Marcel Prenant próbował się tym naciskom oprzeć.

Kiedy człowiek przebywa długo w atmosferze trochę nieczystej, przyzwyczaja się do niej, i dopiero kiedy pojedzie na jakiś Kasprowy Wierch, wtedy zaczyna rozumieć, co to znaczy czyste powietrze. Tak właśnie było dawniej z lekturą “Kultury" paryskiej, a dzisiaj - “Zeszytów Historycznych". Uderza mnie panująca tam wolność wypowiadania prawd kontrowersyjnych, a nawet zuchwałych.

Bomba z wolnością wypowiedzi wybuchła nad naszą częścią świata, nie oznacza to jednak niestety, że jakość tych wypowiedzi będzie świetna. Są rzeczy, o których się nie mówi, i są takie, najczęściej głupie, o których mówi się bardzo chętnie. Telewizja rosyjska chciała, bym wystąpił w programie o ludzkiej nieśmiertelności. Kilkunastu profesorów ma gadać o tym, co będzie, kiedy ludzie będą żyć wiecznie, a przynajmniej z 500 lat. Odmawiam, bo nigdy żadna nieśmiertelność nie stanie się naszym udziałem. Nic mnie tak nie doprowadza do rozpaczy, jak opowiadanie bzdur.

Niemcy, mimo że ponieśli w czterdziestym piątym okropną klęskę, wyszli jednak z wojny z nienajgorszym kapitałem umysłowym. U nas pod tym względem jest gorzej. Widać to na przykład, kiedy się czyta o karierach politycznych. Przez piętnaście lat ci sami ludzie tkwią na szczytach, a w tym samym czasie we Francji, w Niemczech czy w Hiszpanii zmieniały się już całe ekipy. Tak jakby nie było kim zastąpić polityków, którzy - jak to się mówi brzydko - już się zużyli. To mnie napawa niepokojem. Są przecież rozmaite prawice: angielscy torysi, niemieccy chadecy, a u nas - Wrzodak i Giertych... Giertych, jak słyszę, ma wyższe wykształcenie, ale wyższe wykształcenie nie stanowi antidotum ani antytoksyny. Rozumu w ogóle nie można zadekretować.

Niewielu mamy mądrych, wykształconych i swobodnie myślących ludzi, którzy potrafią się uniezależnić od schedy peerelowsko-socjalistyczno-marksistowskiej. Michał Zieliński, jedyny człowiek, do którego mam zaufanie, jeżeli idzie o ekonomię, w ostatnim “Tygodniku" stara się łagodnie wyjaśnić bezsensy antyprywatyzacyjnych koncepcyj LPR-u. Próby wpływania na działalność ustawodawczą ze strony polityków Ligi są tak żałośnie naiwne i urwane z choinki, że poważna dyskusja, choć z jednej strony konieczna, z drugiej wydaje się pozbawiona sensu. Nie jest tak, że przy pomocy rozsądnych argumentów można przekonać tych, którzy żywią nierozsądne przekonania. Ci bowiem trzymają się swoich przekonań kurczowo, bo niczego innego nie mają.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005