Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przy okazji jednak laicy mogli zauważyć, że hodowla psów także w Polsce stała się dla niektórych normalnym biznesem, a w efekcie pojawiły się rozmaite patologie. W środowisku właścicieli psów (a pewnie i innych popularnych zwierząt) tajemnicą Poliszynela jest, że w wielu hodowlach ideał zachowania cech rasy coraz częściej ustępuje praktyce jak najszybszego, niemal na skalę przemysłową, mnożenia kolejnych miotów. Dochodzić ma nawet do manipulacji w rodowodach (mających teoretycznie gwarantować pochodzenie szczeniąt od rodziców spełniających stosowne wymogi). W rezultacie na rynek trafiają zwierzęta jedynie formalnie rasowe. Krążą też opowieści o wystawach z wynikami z góry ustalonymi przez powiązanych z hodowcami sędziów - wszak od uzyskanych tam ocen zależy sama możliwość reprodukcji rasowego psa, zaś zdobyte miejsce ma wpływ na cenę potomstwa (stąd m.in. za uczciwsze uchodzą w Polsce wystawy międzynarodowe, na których jurorami mogą być niezależni od krajowych układów cudzoziemcy).
Równocześnie na rynku pojawia się coraz więcej chętnych do założenia hodowli, także nastawionych jedynie na szybki zarobek, a nie mających nawet elementarnej wiedzy kynologicznej. Są nimi też prawdopodobnie pseudobohaterowie ostatniego skandalu: ich teza, że zgrubienie na końcu ogona psa będzie przeszkodą w wystawianiu zwierzęcia, jest absurdalna. Nie trzeba być sędzią kynologicznym, by dowiedzieć się, że idealne psy się nie rodzą: każdy ma jakieś wady. Więcej: jurorom zaleca się unikania tzw. sędziowania na błędy, czyli takiego, które rozpoczyna się od szukania u psa wad.
Autor jest członkiem Związku Kynologicznego, Oddział w Krakowie