Przypomnienie Bobkowskiego

27 października minie 90. rocznica jego urodzin; umierając w 1961 roku w Gwatemali, po kilkuletniej walce z rakiem, miał tylko 48 lat. Autor “Szkiców piórkiem", książki należącej do kanonu polskiej prozy, jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci powojennej literatury polskiej.
 /
/

“Człowiek przesłaniał mi zawsze pisarza - notował po śmierci Bobkowskiego Józef Czapski - bo też Andrzej nie był »czystym pisarzem«, nie lubił »czystych intelektualistów«... sama walka o byt, o niezależność, czy wprost leżenie na trawie, pływanie - to było dla niego równie ważne, jak pisanie. (...) Andrzej Bobkowski nie tylko że nie bał się posądzenia o takie czy inne »przestępstwo« (zły Polak, żaden lewicowiec, zły katolik, czy właśnie, że katolik), nawet lubił wszystkich prowokować, jakby zwady szukał. Ale ten gwałtownik był zawsze podszyty humorem, gotów każdej chwili przeciwnika zaprosić na wódkę, martini czy jakiś mocny trunek gwatemalski, by starcie przyjaźnie zapić. Ani śladu celinowskiej goryczy, przy tym pisał bez lusterka, bez »chytrej« dialektyki, nienawidził jej, i nieraz niemądrze nienawidził, angażując się zawsze w każdym słowie i bez reszty".

Urodził się w 1913 roku w Wiener Neustadt. Jego ojciec, Henryk Bobkowski, wówczas oficer armii austriackiej i wykładowca Theresianische Akademie, w II Rzeczypospolitej dosłużył się stopnia generała. Matka, Stanisława z Malinowskich, siostra pierwszej żony Juliusza Osterwy, pochodziła z Wilna. W liście z 1958 r. do Kazimierza Wierzyńskiego Andrzej Bobkowski wspominał: “Z jednej strony twardy jak stal chromoniklowa żołdak, ale kulturalny, cyniczny, wychowany na Schopenhauerze i Weiningerze i na “Die Fackel" Karla Krausa, z drugiej strony mezzosopranowe dziewczę z Wilna, wykształcone na pensji Pankiewiczówny w Warszawie, kręcące się bezustannie w towarzystwie ówczesnych pisarzy i artystów, i socjalistów... Piekło miłości, nieustanne karambole, w których ja byłem tą jedyną kulą bilardową, bo byłem jedynakiem. Była to bezustanna kąpiel albo w lodowatej wodzie ojcowskiej, albo w ciepłej wodzie matczynej". Gdy jako gimnazjalista wyjeżdżał za granicę, matka dała mu na drogę medalik z Matką Boską, ojciec zaś - pudełko prezerwatyw i dosadne bośniackie przysłowie...

Po ukończeniu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie Andrzej Bobkowski wraz z poślubioną w 1938 roku Barbarą Birtus wyjeżdża w marcu 1939 do Paryża. We wrześniu zgłasza się do biura werbunkowego armii polskiej, nie zostaje jednak powołany - jak sam sugeruje, z racji rodzinnych powiązań z sanacją (jego stryj Aleksander Bobkowski był wiceministrem komunikacji, inicjatorem budowy kolejki na Kasprowy Wierch). Zapisem wojennych lat spędzonych we Francji są właśnie “Szkice piórkiem"; ich autor prowadzi pralnię, jest robotnikiem, a następnie urzędnikiem w fabryce amunicji, zajmuje się handlem na czarnym rynku, współorganizuje tajną pomoc dla rodaków. Po wojnie pracuje w Księgarni Polskiej w Paryżu, później w polskiej YMCA; z “Kulturą" Jerzego Giedroycia współpracuje od chwili jej powstania (jego esej “Nekyia" znalazł się w pierwszym numerze), publikuje też w kraju - w “Twórczości" i “Nowinach Literackich".

W 1948 roku Bobkowski - “liberalny reakcjonista o realistycznym zabarwieniu antyintelektualnym z silnymi akcentami antykomunizmu i zoologicznej nienawiści do Rosji, wszczepionej mu przez ojca od dziecka" - opuszcza Europę, “kolebkę kultury i obozów koncentracyjnych", zatrutą komunistycznymi wpływami i wyzbytą energii życiowej, i osiedla się w Gwatemali (dziennik podróży za ocean drukuje w “Tygodniku Powszechnym"). Zarabia na życie prowadząc warsztat modeli samolotowych, a następnie sklep Guatemala Hobby Shop, pisuje do “Kultury"; w 1957 r. w Bibliotece “Kultury" ukazują się “Szkice piórkiem". Umiera 26 czerwca 1961 roku.

Osobowość Bobkowskiego znakomicie odbija się w jego listach; tak jest w korespondencji z Jerzym Giedroyciem (Czytelnik 1997), tak jest i w książce obecnie wydanej. Jej autorów połączyła od razu nić sympatii: “Ta kobieta wygląda na coś niezmiernie dobrego i łagodnego" - pisze Bobkowski do Giedroycia, ten zaś odwzajemnia mu się informacją, że Mieczysławska jest w jego listach “zakochana".

Aniela Mieczysławska (1910-1998), córka architekta Franciszka Lilpopa i Haliny z Wieniawskich, siostra Felicji Krance, Haliny Rodzińskiej (żony dyrygenta Artura) i Marii Uniłowskiej (żony autora “Wspólnego pokoju"), znalazła się w Nowym Jorku podczas wojny. Miała skromną posadę w sklepie “India", a równocześnie pomagała emigrantom polskim, zbierała prenumeraty dla “Kultury", działała w komitecie wspierającym Zakład dla Niewidomych w Laskach. Na początku lat 60. wyjechała do Londynu; w 1991 roku, po śmierci pierwszego męża, z którym zresztą pozostawała w separacji, poślubiła Edwarda Raczyńskiego, prezydenta RP na wychodźstwie.

Bezinteresowna działalność na rzecz rodaków skrzyżowała w 1951 roku jej drogę z drogą Bobkowskiego; chodziło o stypendium z Fund for Intellectual Freedom dla znajdującego się w trudnej sytuacji pisarza. Inicjatywa wyszła od Giedroycia, Bobkowski - uczulony na punkcie swej niezależności - stawiał zrazu opór, Mieczysławskiej przypadła rola anioła pokoju pośredniczącego między oboma panami oraz Pearl Kluger reprezentującą Fundusz.

Szybko jednak korespondencja wychodzi poza ramy spraw urzędowych, staje się szczera i bardzo osobista. Bobkowski wykłada “Kochanej Pani Anieli" swoje życiowe credo, swój wstręt do współczesnej Europy i niemal bezkrytyczną miłość do Ameryki, swój pełen rezerwy stosunek do polskiej tradycji. Znęca się nad “potworną ciasnotą i wprost głupotą" Europejczyków, nad wyjałowieniem ich literatury, nawet nad modą europejską (“te rurkowate spodenki i kuse marynareczki ze spadzistymi ramionami, pederastyczne buciki - dajcie spokój"). “Pracuj na nich, bij się za nich - wszystko tylko dlatego, że tam są te katedry i trochę obrazów. Cholera z nimi i już. Coraz bardziej zaczynam rozumieć, dlaczego Amerykanie nie rozumieją".

Nie zostawia też suchej nitki na rodakach-emigrantach “paskudzących się nad HHHOOOJCZYZNĄ", czepiających się cudzej klamki i nie umiejących samodzielnie zapewnić swoim starym pisarzom choćby groszowych zapomóg. Przeciwstawia im Giedroycia: “Po całej emigracji naprawdę zostanie półka »Kultur« i rząd wydawnictw, rząd książek wydanych tylko dzięki dzikiemu uporowi tego człowieka. Maisons-Laffitte dzisiaj jest Hotelem Lambert i nic tego nie zmieni". Równocześnie obnosi się ze swym antyintelektualizmem, wymierzonym poniekąd i w “Kulturę": “Gdybym miał siedzieć w Laffitte dłużej niż dwa tygodnie, to prawdopodobnie zacząłbym być niepoczytalny, bo tam od rana do nocy myśli chodzą tylko po wysokich nutach - o rany, to nie dla mnie". Nie cierpi Miłosza i Jeleńskiego, do Czapskiego odnosi się z przyjaźnią, zaznacza jednak: “jako typy człowieka jesteśmy najzupełniej różni... artyzmu i intelektualizmu, który uprawia Józio, po prostu nie znoszę".

Jest jeszcze wątek najbardziej osobisty: historia mężnych zmagań z rakiem. Ostatnie listy w książce wyszły już spod pióra Barbary Bobkowskiej: finalną fazą choroby jej męża były bowiem przerzuty do mózgu. “Nie pamiętam, czy Panią poprosiłam, aby Pani i Paweł [Mayewski, pisarz, który odwiedzał Bobkowskich w Gwatemali] napisali specjalnie parę słów dla niego b. łatwych, prostych i pogodnych. On się b. pyta jeszcze o listy i to by go ucieszyło... Proszę b. pospieszcie się, może mu jeszcze sprawicie drobną radość".

Te listy wciągają, prowokują, irytują, wzruszają. “Bobkowski - zauważa Czapski - jest na pewno niesprawiedliwy, gdy sądzi wszystkich w czambuł, spieszno mu, węzły rozcina nie próbując ich rozplątywać, więc dlaczego czuję potrzebę, pisząc o nim, cytować właśnie te wypady i ataki? Bo tu zdaje mi się zawsze świetny, dosadny, bo umie, może jak nikt, przekłuwać nadęte pęcherze, zmuszając każdego z nas do zastanowienia się nad sobą". (Wydawnictwo Ruta, Wałbrzych 2003, s. 192. Do druku podał, wstępem i przypisami opatrzył Andrzej Stanisław Kowalczyk. Na końcu indeks osób.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2003