Przekaz z kryjówki

Od pewnego czasu na łamach miesięcznika „Znak” publikuję krótkie szkice w ramach rubryki „Moi mistrzowie”.

13.02.2016

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz /  / Fot. Grażyna Makara
Wojciech Bonowicz / / Fot. Grażyna Makara

Szkice poświęcone są konkretnym wierszom: biorę wybrany tekst, czytam go po kilka razy (w ciszy i na głos), robię analizę, szukam kontekstów, wreszcie – interpretuję. Idea jest bardzo prosta: skupić się na tym, co ktoś do mnie mówi. Nie siedzieć tylko we własnej głowie.

Należę do tych, którzy twierdzą, że analiza i interpretacja utworów literackich wychodzi na dobre demokracji. Jest raczej pewne, że procesów atomizacji społeczeństwa powstrzymać się nie da. Nie tylko dlatego, że dzięki technologiom jesteśmy coraz bardziej samodzielni, ale również dlatego, że polubiliśmy życie w kryjówkach. Kryjówka daje poczucie bezpieczeństwa, a przynajmniej stwarza złudzenie, że zachowujemy kontrolę nad tym, co się nam przydarza. W kryjówce rodzą się nasze „teorie” dotyczące świata, innych ludzi, nas samych. Powstają one nie tylko z tego, co „już mamy w głowie”, ale także z informacji, które płyną do nas z zewnątrz. Ponieważ jest ich dużo, szybko je selekcjonujemy i porządkujemy. Zasady selekcji są rozmaite, ale niewątpliwie istotną rolę odgrywają tu wcześniejsze doświadczenia – zwłaszcza nasze lęki, kompleksy i rozczarowania. Powstałe w ten sposób „teorie” mają nam pomóc orientować się w otaczającej nas rzeczywistości.

Człowiek może pozostawać w kryjówce i jednocześnie prowadzić ożywione życie towarzyskie, wykonywać zawód wymagający częstych kontaktów z ludźmi, nie zamykać się w czterech ścianach własnego domu. Może całymi wieczorami wymieniać się przez internet uwagami z bliższymi i dalszymi znajomymi, mieć całkiem spory zasób wiadomości, a nawet umieć sformułować argumenty. W tych kontaktach uderza jednak pewien charakterystyczny brak. Ktoś, kto prowadzi rozmowę ze światem zewnętrznym z kryjówki, potrafi ją prowadzić tylko na własnych warunkach. Trudno zresztą w tym przypadku mówić o rozmowie: tu raczej nie słucha się, lecz mówi, nie odbiera, tylko nadaje.

Żyjemy w społeczeństwie nadawców. Kto choć raz przysłuchiwał się jakiejkolwiek publicznej dyskusji, ten wie, o czym mówię. Bardzo trudno jest trafić na spotkanie, w trakcie którego ludzie siebie słuchają i odpowiadają wzajemnie na swoje pytania. Dominują monologi. Każdy przede wszystkim „chce powiedzieć”. Nie jest to bynajmniej przywara intelektualistów. Tak jest z nami wszystkimi: może i podziwiamy umiejętność słuchania u innych, zwłaszcza tych wielkich, wyniesionych na ołtarze, ale sami nie bardzo dbamy o jej rozwijanie. Bo co to właściwie znaczy: umiejętnie słuchać? Czy nie znaczy to w jakimś sensie: zrezygnować z siebie? Nie tylko z czasu, który ma się do dyspozycji, ale też – z niezachwianych przekonań, z sądów, którym dawało się wiarę (nie poddając tej wiary próbie), z rozmaitych „zabezpieczeń”, którymi obwarowana jest nasza kryjówka? Żeby umiejętnie słuchać, trzeba zdobyć się na wysiłek zrozumienia, co drugi do nas mówi, spojrzeć na świat z jego okna.

W szkołach uczymy, jak „dobrze się wysławiać”. Czy równocześnie uczymy, jak słuchać? Możemy tego uczyć, analizując i interpretując teksty literackie (i wszelkie teksty kultury). Mam wrażenie, że ten akurat aspekt jest nieco zaniedbany. Częściej dyskutuje się o tym, jakie teksty młodzieży podsunąć, a mniej o tym, co z nimi zrobić. Tekst jest zaproszeniem do rozmowy. Tekst – zwłaszcza tekst wybitny literacko – chce, żebyśmy na moment zapomnieli o wszystkim innym i skupili się na nim samym: na tym, co mówi i jak mówi. Demokracja, żeby istnieć, potrzebuje rozmowy. Zbigniew Herbert powiedział gdzieś, że koniec świata zacznie się nie od wybuchu wulkanów czy innych zjawisk w świecie naturalnym, ale od pomieszania języków. Ty powiesz, że to kawa, ja powiem, że to papieros... I zapanuje, powiada poeta, „wdzięczny bełkot”. Apokalipsa z tej perspektywy to byłby świat, w którym wprawdzie wszyscy nadal by nadawali, ale nie byłoby już komu odebrać tych komunikatów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2016