Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy warto więc, mimo wszystko, bronić czegoś, co zdaje się nie mieć żadnego znaczenia dla obrońców aż dwu wartości brzmiących gromko i dźwięcznie, a nadto bezdyskusyjnie: mianowicie wolności i prawdy? Wolność ma nie cierpieć żadnych ograniczeń, bo w sferze słowa byłaby to właśnie cenzura. Prawda ma mieć wagę nadrzędną zawsze i wszędzie, także wtedy gdy dotyczy wszelkich spraw bliźniego, do najbardziej osobistych włącznie. Z czego ma wynikać, że nigdy i niczego nie może strzec milczenie, że w życiu bliźniego nic nie podlega ochronie, że każdy ma prawo do cudzego wnętrza, a najbardziej nawet beztroskie dywagacje, domysły i dowolności interpretacji winny zostać uświęcone jako docieranie do prawdy (nie istnieje bowiem założenie, że w takich razach ktokolwiek mógłby kierować się intencjami trochę mniej chwalebnymi albo i zgoła niskimi).
Kiedy próbujemy zatem przywołać argument o krzywdzie wyrządzanej pamięci zmarłego, o jego bliskich przeżywających wciąż jego losy, doznane kiedyś zranienia, a choćby i błędy, stajemy się naiwnymi obrońcami wartości rozpadających się na naszych oczach. Chociaż - dodajmy - dla nas pozostają one niezastępowalne. Nasz głos jest zresztą coraz mniej słyszalny. Niewiele wskazuje na to, że waga słowa ważonego po sto razy, rodzącego się z najgłębszego przemyślenia, a nawet takiego, które tylko z rzadka przerywa milczenie, warte więcej niż słowo, że ta waga odzyska tracone teraz miejsce na targowisku jutra.