Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uczynił to w artykule pod tytułem "Przedwiośnie Olejniczaka" ("Dziennik" z 3 kwietnia), wielce zobowiązującym literacko, choć niezbyt jasnym politycznie. Już pierwsze zdanie tego tekstu wskazuje, że mamy do czynienia z ważną deklaracją ideową: "W przeciwieństwie do większości publicystów (...) uważam, że Wojciech Olejniczak, zrywając z Partią Demokratyczną, ma szansę wyprowadzić polską lewicę z postkomunizmu".
Artykuł Michalskiego zasługuje na przemyślenie. Albo inaczej: byłby to artykuł bardzo ważny, gdyby zawarta w nim obrona Olejniczaka i Sierakowskiego nie była zbudowana na kolejnym (trudno policzyć którym z rzędu) ataku skierowanym przeciw Adamowi Michnikowi i Bronisławowi Geremkowi. Nie zamierzam namawiać Michalskiego, by zmienił poglądy i docenił zasługi naczelnego "Gazety Wyborczej". Ale też: nie sądzę, by kompleksy, fobie i nienawiści były materiałem, z którego da się ulepić coś istotnego intelektualnie.
Mówiąc w skrócie: lewicy ukształtowanej po 1989 roku przypisuje Michalski dwa śmiertelne grzechy. Pierwszym jest peerelowski rodowód, drugim - podziw dla Michnika i oczekiwanie od niego właśnie odpuszczenia dawnych, komunistycznych przewinień. Wydaje mi się, że grzech drugi jest dla publicysty "Dziennika" cięższy i praktycznie niewybaczalny.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Cezary Michalski namiętnie walcząc z Adamem Michnikiem, powtarza jego gesty sprzed lat i niechcący potwierdza ich słuszność. Rzecz w tym, że redaktor "Dziennika", tak jak niegdyś naczelny "Wyborczej", docenia wagę istnienia lewicy (mniejsza o powody) i uznaje konieczność prowadzenia z nią dialogu. Co ważniejsze zaś: Michalski, tak jak niegdyś Michnik, chciałby wpływać na kształt lewicy, chciałby ją cywilizować, modernizować, prowadzić do Europy. Różnica polega na tym, że Michnik podjął ryzyko rozmawiania z takimi ludźmi lewicy, jakich mógł spotkać w 1989 roku, a Michalski broni ich w roku 2008. Różnica polega także na tym, że Michnik miał za sobą dwadzieścia lat czynnej walki z poprzednim systemem, a Michalski ma za sobą wiele lat czytania książek. (I proszę mi nie mówić, że lekceważę czytanie; jest to także moje główne zajęcie).
Dzisiaj Michalski dyskutuje ze Sławomirem Sierakowskim o pismach Brzozowskiego i broni decyzji Olejniczaka. Bardzo jestem ciekaw, jak długo potrwa ta sielanka. Bo może się też zdarzyć, że za ileś lat jakiś młody konserwatysta zaatakuje Cezarego Michalskiego za to, że rozmawiał z redaktorem "Krytyki Politycznej"; albo: że jakiś lewicowiec kolejnego pokolenia będzie miał za złe Sierakowskiemu dialogi z redaktorem "Dziennika". Wtedy Michalski może się znaleźć w sytuacji Michnika.