Prymasów portret własny

Czy można dziś zestawić poczet znaczących postaci na przestrzeni aż tysiąca lat, dysponując tak zróżnicowanym materiałem ikonograficznym, jak podobizny wykonane za życia, wizerunki pośmiertne, ale oparte na wiarygodnym przekazie, obrazy zgoła imaginowane, a z braku nawet takich - użyć zastępczo sylwetki innych osób, zapożyczone z dzieł plastycznych danej epoki?.

16.11.2003

Czyta się kilka minut

W połowie XVIII w. rzymską bazylikę św. Pawła za Murami ozdobiły z polecenia papieża Benedykta XIV wizerunki wszystkich jego poprzedników. Uzupełniane do dziś i często reprodukowane, upowszechniają zarówno rzeczywiste, jak i mniemane podobizny Piotrowych następców. To samo dotyczy rozmaitych malowanych serii władców, biskupów czy przodków, jeśli ich poczet sięga średniowiecza, które nie dbało o uchwycenie indywidualnych rysów uwiecznianych postaci. Ich stereotypowe ujęcia, nie wyrażając fizycznego podobieństwa, informują przecież - przy pomocy stroju, postawy, insygniów - o społecznym statusie portretowanego, wedle jego czy otoczenia życzeń, trzymających się z reguły obowiązującej symboliki i estetycznego szablonu. Liczy się wszak nie tylko to, jak ktoś wyglądał, ale i to, jakim miano go zapamiętać.

Ta sama jednak godność i akcesoria kolejnej postaci, przedstawianej wyłącznie z fantazji, powodują, że sam artysta decyduje, który z namalowanych przezeń książąt będzie Mieszkiem, a który Leszkiem, który drugim, a który piątym z niewyobrażalnych biskupów. Kiedy jednak takie przypisanie zadomowi się już wyraźnie w świadomości adresatów - poprzez nagrobną rzeźbę, pomnik, wizerunek w podręczniku czy na banknocie - inne improwizowane ujęcia owej persony tracą społeczne znaczenie.

Koniecznie skompletować?

Próba skompletowania wizerunków arcybiskupów gnieźnieńskich, prymasów Polski, chociaż ograniczona nieprzystawalnością kategorii wizualnego przekazu, przynosi przecież znacznie więcej niż dotychczasowe próby tworzenia pocztu tych dostojników kościelnych. Nie tylko przez to, że uwzględnia wszystkich, od Wojciechowego brata, Radzima-Gaudentego, po Józefa Glempa. Bardziej poprzez staranność w wyszukiwaniu i optymalny dobór reprodukowanych wizerunków. Publikacja bowiem “stawia sobie za cel nadrzędny zaprezentowanie metropolitów gnieźnieńskich w ich podobiznach najbardziej wiarygodnych historycznie - tych powstałych za ich życia". Założenia te, akcentowane nieco na wyrost, okazały się nierealne w stosunku do 38 proc. postaci, których wizerunki na pewno nie mają nic wspólnego z ich doczesną fizjonomią.

Przedstawiono je tedy przeważnie (21 osób) wedle imaginacji i talentu Stanisława Samostrzelnika, który w latach 1530-35 wraz z zespołem miniaturzystów opatrzył rękopis Długoszowych “Żywotów arcybiskupów gnieźnieńskich" przypisanymi im przez siebie wizerunkami. Część z nich wydawcy uzupełnili uproszczonymi przedstawieniami tych metropolitów, widniejącymi na ich pieczęciach. Sylwetki trzech biskupów z Drzwi Gnieźnieńskich (XII w.) posłużyły jako zastępcze wyobrażenia arcybiskupów najwcześniejszych.

Oblicza własne

Cechy indywidualne pojawiają się dopiero na obliczu Jakuba z Sienna (+1480) z jego brązowej płyty nagrobnej. Następca, Zbigniew Oleśnicki (+1493), uwieczniony w nagrobnym marmurze przez samego Wita Stwosza, potraktowany został wręcz portretowo. Dość wiarygodnie prezentuje się także Fryderyk Jagiellończyk (+1503) na swej epitafijnej plakiecie, odlanej w renomowanej pracowni Vischerów w Norymberdze. Po trzech kolejnych prymasach - Andrzeju Boryszewskim, Janie Łaskim, Macieju Drzewieckim - mimo ich wszechstronnej aktywności w czasach już nowożytnych, zamiast realistycznych wizerunków zachowały się tylko drzeworytnicze sylwetki i marmurowe herby.

Od Andrzeja Krzyckiego (+1537) pomniki nagrobne prymasów w gnieźnieńskiej katedrze czy dawnej kolegiacie łowickiej, ich malowane portrety zachowane w kościelnych i państwowych zbiorach, przedstawiają coraz bardziej wiarygodnie. Na takie stwierdzenie pozwala nie tylko rosnący perfekcjonizm artystów, ale i możliwość porównania istniejących konterfektów tej samej persony. Poświęcono temu sporo uwagi w towarzyszącym wizerunkom komentarzu, wzbogaconym o krótkie, a schematyczne biogramy.

Dziedzictwo zmiennej historii

Nie wszyscy arcybiskupi Gniezna byli prymasami. Utworzona tam w roku 1000 prowincja kościelna pokrywała się z obszarem wczesnopiastowskiego państwa i stanowiła podstawę kościelnej podmiotowości. Gnieźnieńskiemu arcybiskupowi-metropolicie podlegały jako sufraganie biskupstwa na terenie Polski, a potem i Litwy (bez diecezji pruskich i ruskich, należących do metropolii w Rydze i Lwowie). Podnoszący prestiż Królestwa tytuł prymasa, przy poparciu monarchy i episkopatu uzyskał dla siebie i następców w 1417 r. na soborze w Konstancji arcybiskup Mikołaj (nie - Michał!) Trąba.

Prymas zwoływał synody całej metropolii, przewodniczył obradom senatu, zarządzał państwem podczas bezkrólewia (interrex), ogłaszał wybór nowego króla i koronował go. Po rozbiorach car Aleksander I wystarał się w Rzymie w 1818 r. o utworzenie metropolii warszawskiej i tytuł prymasa Królestwa Polskiego dla jej arcybiskupa. Rząd pruski, zacierając polską przeszłość, dążył do likwidacji metropolii w Gnieźnie. W 1821 r. w drodze kompromisu Stolica Apostolska połączyła ją personalnie z Poznaniem (nie wspominając o prymasostwie), gdzie odtąd rezydował wspólny arcybiskup. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. zarówno arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski, jak poznańsko-gnieźnieński Edmund Dalbor, zaczęli wykonywać niektóre funkcje prymasowskie. W 1925 r. Rzym przyznał pierwszemu tytuł prymasa Polski, a drugiemu - prymasa (nieistniejącego już przecież) Królestwa Polskiego. Te czysto honorowe tytuły dawały jedynie prawo do purpurowych szat i, zgodnie z kodeksem prawa kanonicznego z 1917 r., żadnej jurysdykcji kościelnej.

W 1946 r. papież rozwiązał unię personalną Gniezna z Poznaniem, a dając Gnieznu i stołecznej Warszawie wspólnego arcybiskupa, przecinał przedwojenne wątpliwości, kto jest prymasem. Ten zaś, w osobie kard. Augusta Hlonda, otrzymał uprawnienia papieskiego legata, który wobec braku nuncjatury i przy reżimowych ograniczeniach kontaktów episkopatu z Rzymem decydował o najważniejszych sprawach Kościoła w Polsce. W 1948 r. obie metropolie i godność prymasa wraz z nadzwyczajnymi pełnomocnictwami otrzymał Stefan Wyszyński. Przywrócona w 1989 r. nuncjatura przejęła niektóre z wielkich uprawnień prymasa, a sytuacja polityczna nie wymaga ich ponownego wzmacniania. W 1992 r. Jan Paweł II rozłączył Warszawę i Gniezno (mianował tam osobnego metropolitę), postanawiając “że tytuł prymasa Polski pozostaje związany z historycznym dziedzictwem i relikwiami św. Wojciecha w archidiecezji gnieźnieńskiej". Godząc uzasadnienie z prawami nabytymi, uznano kardynała Glempa kustoszem owych relikwii i pozostawiono przy nim tytuł prymasa.

Patrząc w ich twarze

Gniezno, pierwsza metropolia i siedziba prymasów, “pozostanie na zawsze symbolem duchowej jedności, ciągłości i tożsamości Polski i Polaków" - napisał w posłowiu do albumu obecny arcybiskup gnieźnieński Henryk Muszyński. Kościelną i narodową rolę jego poprzedników, omawianą w podręcznikach i monografiach historycznych, przypominać będzie odtąd także przepiękna edycja ich wizerunków. Zastąpi ona niewykonalną (nagrobki) wystawę tych podobizn, przywołując je przecież razem, jak katalog niezapomnianej wystawy sprzed ćwierć wieku, “Polaków portret własny".

Nie straciły znaczenia, mimo odmienności dziejowych realiów, przytoczone tam słowa znakomitego humanisty i renesansowego poety, prymasa Andrzeja Krzyckiego, który pisał (“Skarga Religii i Rzeczypospolitej"), że szlachectwa się “nie dowiedzie intrygą i mętnym gadaniem", lecz działaniem, “a zwłaszcza słusznym rządem". Bowiem “cóż pomogą sejmy, długie posiedzenia, mądre mowy, w senacie zdań wiele i różnych, gdy wszystko jak dym mija i brak woli czynu!". Ten brak jest równie antynarodowy, co antykatolicki. Przy najwspanialszym nawet wielosłowiu miarodajnych gremiów państwowych czy kościelnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003