Protesty i pogrzeby

Cały kraj huczy, że wyładowane kosztownościami jachty Asada wypłynęły do Libanu, a sam dyktator schronił się na prowincji. Słychać też jednak ostrzeżenia, że reżim szykuje swój arsenał broni chemicznej.

24.07.2012

Czyta się kilka minut

Gówniarze naoglądali się za dużo telewizji. Teledysków z Zachodu, newsów o rewolucji w Egipcie. Potem wymazali sprejem na szkolnej ścianie, że Asad musi odejść. Bezpieka natychmiast zwinęła kilkunastu chłopców. Al-Muchabarat (wywiad wojskowy) koniecznie chciał się dowiedzieć, kto nimi kieruje. Większość wypuścili po paru dniach. Skatowanych. Kiedy rodzice poszli po resztę, dowodzący pułkownik odparł: „Zapomnijcie o waszych dzieciach. A jeśli nie macie innych, podeślijcie swoje żony do naszych funkcjonariuszy. Spłodzą wam nowe dzieci”.

Bezczelność oficera z miasta Daraa była iskrą, od której półtora roku temu zaczęło się syryjskie powstanie. Powstanie, w którego powodzenie mało kto początkowo wierzył. Dziś kraj usiany jest grobami. Ostatni tydzień był najkrwawszy: tylko w czwartek i piątek zginęło ok. 550 osób. Wolna Armia zajmuje kolejne dzielnice Damaszku, dyktator zaszył się podobno w prowincjonalnej Latakii, skąd – również podobno – szykuje krwawą zemstę. Albo szuka drogi ucieczki.

MŁODZI I ODWAŻNI

– Co znaczy dla mnie wolna Syria? – Tayseer Masalma powtórzył pytanie. Potem jeszcze raz, ze zdziwieniem, jakby nigdy dotąd nie miał odwagi postawić go sam sobie. I zaczął płakać. Głośno, jak dziecko.

– To Syria bez więzień. Bez „podaj”, „idź”, „bierz”. To miejsce, gdzie można oddychać. Gdzie człowiek może zdecydować, jaki chce jeść chleb.

Państwo klanu Asadów – najpierw Hafeza, a od 2000 r. jego syna Baszira – pozbawiło marzeń i ambicji dwa, może nawet trzy pokolenia Syryjczyków. Wysysało z nich nadzieję. – Ale nie można jej odebrać wszystkim, a na pewno nie młodym – mówił Tayseer. Kiedyś był profesorem historii. Potem reżim zaczął go prześladować. Z wszystkich odsiadek uzbierało mu się już 12 lat.

Historia, którą opowiada, przypomina opowieści polskich opozycjonistów, którzy za komuny siedzieli za poglądy. Podobne metody inwigilacji, kontroli, zastraszania. Ale u nas ludzi aż tak nie katowano. I nie doszło do masakry takiej, jak ta w mieście Hama, gdzie w 1982 r. armia zdławiła protesty, zabijając dziesiątki tysięcy cywilów (mogło zginąć nawet 40 tys. ludzi). Wspomnienie tamtej tragedii wisiało nad kolejnymi pokoleniami Syryjczyków. Niczym niewypowiedziana groźba tego, co się stanie, jeśli znów ośmielą się zbuntować.

Wasilij Grossman, sowiecki pisarz-dysydent, zastanawiał się kiedyś, czy natura ludzka staje się inna w tyglu totalitarnej przemocy, czy człowiek wyzbywa się wtedy pragnienia wolności. Pisał: „Odpowiedź na pytanie dotyczące pozbawienia człowieka potrzeby wolności zdecyduje o jego losie i o losie państwa totalitarnego. (...) Niezmienność ludzkiego dążenia do wolności jest wyrokiem na państwo totalitarne”.

Tayseer Masalma mówi dziś: – Syryjską rewolucję rozpętało młode pokolenie, co do którego byliśmy przekonani, że jest miałkie. Było przecież wychowane w czasach reżimu Asadów. Okazało się, że młodzi mieli odwagę, której nie było w nas, dorosłych.

CYFRY

W Homs powstanie wybuchło niedługo po pierwszych protestach w Daraa. – Miałeś do wyboru: stać się częścią systemu, złodziejem jak oni – albo spakować manatki i wyjechać tam, gdzie można realizować marzenia. Poza Syrię – mówi Imad Alabdallah. Ma 29 lat, chciał robić doktorat. Ale to niemożliwe, bo jest sunnitą, a na uniwersytecie w Homs wszyscy najważniejsi wykładowcy to alawici, tak samo jak prezydent Asad.

Imad: – W podziale na sunnitów i alawitów nie chodziło o religię, tylko o to, kto jest czyim kuzynem, kto komu może coś załatwić po znajomości. Faworyzowano alawitów, byli ludźmi lepszej kategorii. Nawet kretyn mógł robić doktorat, pod warunkiem, że był alawitą. Sunnici musieli płacić łapówki.

Podobnie jak tysiące młodych Syryjczyków, Imad na kilka lat wyjechał z kraju. Wrócił, gdy zaczęło się powstanie: – Gdy skończyliśmy modlitwy w meczecie, ktoś nagle krzyknął: „Allah Akbar, od dziś nie ma strachu”. I tak to wybuchło. Zaczęliśmy skandować. Pękła bariera strachu. Nagle, w jednej chwili okazało się, że wszyscy myślimy tak samo, choć dotąd nikt nie miał odwagi tego powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie, pytając: czy znaliśmy tych ludzi wcześniej? Każdy płakał. Wiedzieliśmy, że nie ma powrotu, że karą za przekroczenie tej granicy będzie śmierć. Mimo to, tamten pierwszy protest był najszczęśliwszym momentem w życiu każdego, kto tam był – opowiada Imad. Jeszcze tego samego wieczoru służba bezpieczeństwa otworzyła ogień do protestujących w centrum Homs. Strzelali z ostrej amunicji, zabili trzy osoby.

To, co dzieje się w Syrii od półtora roku, jest ciągiem protestów i pogrzebów. Zmienia się tylko sposób zabijania: najpierw byli snajperzy, potem śmigłowce i broń ciężka. Od kilku miesięcy w roli głównej występuje szabicha – uzbrojeni cywile, podobno wspierani przez siepaczy z irańskiej Gwardii Rewolucyjnej. To oni mają się dopuszczać najcięższych zbrodni. Imad opowiada, że gdy w Homs doszło do pierwszej rzezi cywilów, na ścianach domów widział napisy: „Asad albo nikt”, „Asad albo spalimy ten kraj”.

– W mieszkaniach znajdywaliśmy ciała ludzi, których zamordowano maczetami i nożami. Dzieci przed śmiercią moczyły się ze strachu. One ginęły pierwsze, rodzice musieli patrzeć. Potem kobiety. Na końcu mordowali mężczyzn – opowiada Imad, dodając, że razem z przyjaciółmi dzwonił do największych światowych mediów: – Dla świata staliśmy się cyframi. Wczoraj w Syrii zabili sto osób, dziś sto pięćdziesiąt. Politycy mają usta pełne pustych zdań. Rozgrywają swoją grę, zestawiając słupki z trupami.

WOLNA ARMIA

Z Arkamem Dayem spotykam się w kawiarni. Ma około 60 lat, bystre oczy, nienagannie mówi po angielsku. Również pochodzi z Homs. Podczas rewolucji stracił jednego z synów, drugi został ciężko ranny. Trzeci siedzi z nami. Wpatruje się we mnie, jak drapieżnik gotowy do ataku, gdybym okazała się zagrożeniem. Arkam daje mi do zrozumienia, że zajmuje się zdobywaniem pomocy dla syryjskiej opozycji. „Wszelkiego rodzaju pomocy”. Opowiada o tym, że w szeregach Wolnej Armii są przede wszystkim dezerterzy, którzy zaryzykowali wszystko, łącznie z życiem najbliższych, by przejść na stronę opozycji.

– Większość z tych chłopaków nie chciała zabijać bezbronnych ludzi podczas demonstracji – opowiada Arkam. Ale bezbronnymi cywilami są jednak także alawici, na których, w odwecie, coraz częściej dochodzi do mordów – mówię. Rozmówca się krzywi: – Łatwo mówić o uczciwych procesach, gdy wśród ofiar nie ma twoich dzieci.

A ONZ? Sprawiedliwość międzynarodowa? Arkam, jak większość Syryjczyków, których o to pytałam, uśmiecha się gorzko i pyta: – A gdzie był świat przez ostatnie półtora roku, gdy nasz kraj się wykrwawiał?

Teraz ponoć w każdym mieście działa Rada Rewolucyjna złożona z dwóch sekcji: wojskowej i socjalno-pomocowej. Wkrótce mają powstać sekcje polityczne. W każdym mieście jest inaczej, bo Rady powstawały spontanicznie i ludzie uczyli się od siebie nawzajem. – To jest prawdziwa syryjska opozycja. Zaczyna być coraz lepiej zorganizowana, choć gdy rewolucja się zaczynała, jeszcze nie istniała – mówi mężczyzna proszący o niepodawanie nazwiska.

RANNY WILK

18 lipca opozycja przeprowadziła zamach w biurze bezpieczeństwa narodowego w Damaszku. Celem byli oficjele zebrani na posiedzeniu dotyczącym tłumienia rewolucji. Zginęli czterej najważniejsi członkowie tej rady: minister obrony, jego dwaj zastępcy oraz szef biura bezpieczeństwa narodowego.

Do chwili zamknięcia tego numeru „Tygodnika” prezydent Baszir al-Asad nie pokazał się publicznie. Cały kraj huczy, że trzy należące do niego jachty wyładowane złotem i kosztownościami wypłynęły do Libanu, a sam dyktator schronił się w Latakii, gdzie większością są alawici. – Asad może planować utworzenie tam czegoś w rodzaju strefy autonomicznej, ale utrzymanie jej na dłuższą metę będzie niemożliwe, bo Wolna Armia rośnie w siłę i nie odpuści – twierdzi Steven Heydman, specjalista ds. Syrii z waszyngtońskiego Institute of Peace. Jego zdaniem, jeśli Damaszek znajdzie się pod kontrolą rebeliantów, reżim Asada upadnie.

W ostatnich dniach głośno jest jednak o innym scenariuszu. Gen. Mustafa Sheikh, jeden z najwyższych rangą wojskowych, którzy przeszli na stronę opozycji, poinformował, że reżim przemieszcza swój arsenał broni chemicznej. Syria ma jedne z największych na świecie zapasów takiej broni. – Asad jest jak ranny, zachowuje się jak osaczony wilk. Nie zawaha się – mówił kilka dni temu BBC Nawaf al-Fares, były ambasador Syrii w Iraku i do niedawna jeden z zaufanych współpracowników prezydenta. Ostrzeżenia te są na tyle wiarygodne, że Izrael ogłosił, iż nie zawaha się przed interwencją wojskową, jeśli tylko okaże się, że broń Asada może dostać się w niepowołane ręce. Czytaj: w ręce Hezbollahu. Gdyby tak się stało, syryjski konflikt może rozlać się na cały Bliski Wschód.

– Nie cofniemy się, rozumiesz? Ani o krok. To właśnie masz napisać – mówi Abdullaziz. Ma 26 lat, ale wygląda jak nastolatek. Do Wolnej Armii dołączył na początku roku. – Nie mamy już nic do stracenia. Tylko nasze życie. Zginęli nasi przyjaciele, sąsiedzi, nie żyją nasi bliscy. Bylibyśmy tchórzami, gdybyśmy teraz po prostu się poddali. Mamy się cofnąć? Nigdy. Wybaczyć tym, którzy zabijali? Nigdy.

Te słowa, jak echo, powtarzają syryjscy rebelianci. Znowu przypominam sobie Grossmana: „Jesteśmy śmiertelnymi wrogami, ale nasze zwycięstwo to wasze zwycięstwo. Jeśli wy wygracie, to my i zginiemy, i będziemy żyć w waszym zwycięstwie”. 


AGATA KAŹMIERSKA jest dziennikarką Polsat News.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2012