Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Potrzeba uwspółcześniania przekazu tekstów sakralnych jest oczywista i tak się postępuje w wielu krajach. W Holandii, gdzie stylistyczne zróżnicowanie przekładów biblijnych jest szczególnie skomplikowane (paradoksalnie najbardziej archaiczne są przekłady protestanckie!), poznałem pozbawione wszelkich archaizacji tłumaczenie Ewangelii na potoczny (!) język holenderski. To był jednak przykład dobrej roboty, a nie slang, który z natury rzeczy jest podsystemem językowym, wyraźnie zabarwionym stylistycznie “in minus". Ludzie niewykształceni mają wyczucie sacrum i świadomość istnienia różnych poziomów stylistycznych języka. Przykładem może być sytuacja językowa w kościołach unickich na Białorusi w latach 90. Kiedy przybywali tam księża katoliccy, m.in. z Polski, obiecywali, że szybko się nauczą języka białoruskiego i w tym języku będą głosili kazania. Jednak wielu Białorusinów (zapewne chodziło tylko o osoby starsze, pamiętające język polski jeszcze z czasów przedwojennych), wręcz zachęcało polskich księży do głoszenia kazań po polsku, ponieważ cieszył się on wśród tych ludzi wysokim prestiżem. Bynajmniej nie jestem zwolennikiem polonizacji języka białoruskich katolików - to już zamknięta przeszłość. Chodzi mi tylko o wskazanie roli prestiżu języka (obcego, lecz bliskiego genetycznie i raczej zrozumiałego) lub poziomu stylistycznego w obrębie tego samego języka.
Odradzam też braciom-Ślązakom zabierania się do tłumaczenia Biblii na swój dialekt. Jest na to za wcześnie. Lepiej tworzyć śląski język literacki na materiale wiadomości politycznych. Ewentualny śmiech nie będzie budził zgorszenia.
ANDRZEJ PISOWICZ (Kraków)