Pożegnanie przyjaciela

W środę 12 listopada zadzwoniła do mnie córka Bronka, Agata, przekazując prośbę chorego przyjaciela, by go odwiedzić następnego dnia w krakowskiej Klinice Hematologii Collegium Medicum. W ostatnich latach leżał tam wielokrotnie, walcząc z białaczką pod opieką przyjacielskich i świetnych lekarzy. Kiedy następnego dnia, pod wieczór, siadłem przy łóżku Bronka uprzedzony o tym, że owa walka weszła w decydującą fazę, chory przyjaciel był jeszcze przytomny i wciąż zdradzał chęć rozmowy. Utrudniała mu mówienie maska tlenowa, mnie przytłaczała powaga sytuacji. Wiedziałem od lekarzy, że jest to rozmowa ostatnia.

23.11.2003

Czyta się kilka minut

Bronek przeżył jeszcze nadchodzącą noc i zmarł następnego dnia w południe. Dowiedziałem się o tym z redakcyjnego telefonu. Proszono mnie jednocześnie o napisanie krótkiego wspomnienia, co w dzień po odejściu Bronka do Pana Boga, z oczywistą w takiej sytuacji wewnętrzną trudnością, czynię.

Pisanie ułatwia treść ostatniej naszej rozmowy. Jej tematem był z inicjatywy Bronka “Tygodnik Powszechny". Bo też więzią pomiędzy nami, poza przyjaźnią międzyrodzinną, był właśnie “Tygodnik". Dla niego był on najważniejszą sprawą w życiu i pasją codziennej pracy, a potem współpracy. Rozumiałem to zawsze i wszyscy to rozumieli, niezależnie od zmian personalnych w redakcji.

Ja w redakcyjnym lokalu na Wiślnej w Krakowie zjawiłem się z Warszawy pod koniec 1957 roku. Od lutego 1958 roku już stale, przez ponad 30 lat, zajmowałem biurko naprzeciw biurka Bronka Mamonia. Lokal był ciasny, pomiędzy nami stało jeszcze biurko sekretarza redakcji Jurka Kołątaja, po lewej stronie, oddzielony przejściem, rezydował Tadeusz Żychiewicz. Jeszcze głębiej, pod kaflowym piecem, rozkładał swoje nowości książkowe Bibliofil, czyli Jacek Susuł, prowadzący rubrykę “Chodząc po księgarniach".

Wszyscy zresztą, poza swoją publicystyką lub inną twórczością, mieliśmy pieczę na rozmaitymi rubrykami pisma. Kołątaj zajmował się przez wiele lat “Przeglądami prasy" i “Listami do redakcji", Bronek do ostatniej chwili prowadził “Notatki" z życia artystycznego i kulturalnego Krakowa, kraju, a nawet świata. Ja tkwiłem, też przez dziesięciolecia, w prawym górnym rogu ostatniej strony pisma jako Spodek. Żychiewicz prowadził dialog z czytelnikami jako Ojciec Malachiasz. Z następnego pokoju przychodził do nas jeszcze jeden członek tej ekipy redakcyjnej, która ustabilizowała się na Wiślnej po wznowieniu “Tygodnika" w grudniu 1956 roku - Krzysztof Kozłowski. Do niego z kolei należał “Obraz Tygodnia"; rubrykę wymyślił Jerzy Turowicz, ale szybko przekazał Krzysztofowi, który doprowadził ją do perfekcji. I oto teraz, siedząc w ubiegłą środę przy łóżku udręczonego chorobą Bronka, uświadomiłem sobie, że wraz z jego odejściem z tego świata z ówczesnej grupy “tygodnikowców popaździernikowych" pozostało tylko nas dwóch: Krzysztof i ja.

Oczywiście, poza wymienionymi przyjaciółmi (którzy wszyscy urodzili się gdzieś w okolicach roku 1930), przychodzili i odchodzili inni, bardzo ważni, starsi koledzy. Przede wszystkim nasz niezapomniany asystent kościelny ks. Andrzej Bardecki i Mietek Pszon. A także młodszy od nas ks. Adam Boniecki, obecny Redaktor Naczelny. Ważną postacią grupy “drugiego Tygodnika" była Józefa Hennelowa, która jednak, tak jak Zygmunt Kubiak, wchodziła w skład redakcji już w latach 50. Stałym recenzentem filmowym był przez dziesiątki lat Jan Józef Szczepański. Ale nasza ostatnia rozmowa z Bronkiem, przerywana przez pielęgniarki podłączające wciąż nowe kroplówki lub lekarkę osłuchującą chorego, dotyczyła w zasadzie nas samych i tej minionej epoki Tygodnikowej pracy, która nas zbliżyła i związała.

Pierwsze wspomnienia wspólnych z Bronkiem Mamoniem zainteresowań i wspólnej pracy wiążą się z osobą Zofii Starowieyskiej-Morstinowej, o której napisał i wydał niedawno biograficzno-monograficzną książkę. Wspomina w niej m. in. salon Pani Zofii w jej mieszkaniu przy placu Sikorskiego, gdzie zbierała się raz na tydzień tzw. “klika kulturalna" pisma. Należeli do niej Bronek i Jurek Kołątaj, Jacek Susuł i początkowo też Zygmunt Kubiak, zanim wrócił do rodzinnej Warszawy. W salonie Pani Zofii, siedząc w starych fotelach, wśród zabytkowych podworskich mebli i obrazów, nasza “resztówka reakcji" (wedle określenia poety-posła Józefa Ozgi-Michalskiego użytego w sejmowym przemówieniu w 1968 roku) “knuła" plan polityki artystycznej i kulturalnej “Tygodnika". W tamtych dziesięcioleciach byliśmy świadomi, że “Tygodnik" pełni poniekąd rolę Arki Noego w czasach czerwonego potopu. W miarę upływającego czasu na naszej tratwie ratowali się kolejni rozbitkowie historii. W okolicach roku 1968 i później byli to prześladowani intelektualiści. Pisali u nas felietony Słonimski, Hertz, Andrzej Kijowski, wkrótce pojawiła się w Tygodnikowej arce pani Barbara Stawiczak, czyli piszący pod damskim pseudonimem Stanisław Barańczak, któremu pod nazwiskiem cenzura zabraniała druku, publikowali też Zagajewski i Kornhauser, a zwłaszcza Krynicki. Tę starą i nową falę poza Jerzym Turowiczem redakcyjnie wzniecał i regulował, przy naszej pomocy, Bronek Mamoń. Był redaktorem odpowiedzialnym za dział kultury, sam głównie zajmował się teatrem jako recenzent.

Pasją Bronka było zgłębianie dzieła Karola Ludwika Konińskiego (miał bogaty zbiór jego rękopisów i korespondencji). Ta pasja trwała właściwie do końca życia, bo jeszcze miesiąc temu, gdy odwiedziłem go w domu, żalił się, że nie ukończył swoich prac nad Konińskim. Nasze wspólne zainteresowania skupiały się na poezji. Trzy osoby w redakcji czytały zawsze przeznaczane do druku wiersze twórców żywych czy umarłych: Jerzy Turowicz, Bronek i ja. Bronek rozmiłowany był w tzw. do niedawna “sztuce nowoczesnej", bo też nasza kadencja Tygodnikowa rozpoczynała się w chwili zelżenia więzów cenzuralnych po okresie stalinowskim, gdy w księgarniach lub na scenach teatrów pojawiły się dzieła Kafki, Becketta, Ionesco, Camusa i Sartre’a. Te (poza Sartrem również i moje) upodobania Bronka korespondowały jakoś z Konińskiego “Nox Atra".

Dogadywaliśmy się łatwo. W Bronku miałem powiernika w sprawach mojej własnej twórczości. I nie tylko twórczości. W ciągu ostatnich dziesięciu lat towarzyszyliśmy sobie przyjacielsko również w różnych publicznych i osobistych perypetiach po roku 1989. Wydaje mi się, że tak jak w życiu całego kraju, tak i w “Tygodniku Powszechnym" ten rok początku III Rzeczypospolitej jest kolejną cezurą. Nastąpił kres “drugiego Tygodnika", rozpoczął się kształtować personalnie i treściowo “trzeci Tygodnik", który trwa do dzisiaj. W ostatniej rozmowie mówiliśmy z Bronkiem również i o tych sprawach; wracał do nich zmagając się z maską tlenową i z bólem uśmierzanym nowymi kroplówkami. Powtarzał wciąż: mów Marek, mów. Patrzyłem na monitor nad jego głową, z obawą obserwujac zygzaki elektrokardiogramu i skaczące liczby pulsu: 120, 130, 140, 120...

Dziś nie potrafię dłużej wspominać Bronka, który tak bardzo kochał piękno sztuki i jej to właściwie, na łamach “Tygodnika Powszechnego", poświęcił czynne życie. Obronie jej autonomii, prawdy i wolności twórców oraz tworzenia. Wywodził swój katolicki światopogląd z kultury renesansu chrześcijańskiego XX-wiecznej Francji, tak jak Jerzy Turowicz i wszyscy wywodzący się z tradycji przedwojennego “Odrodzenia". Z KUL-u, zwłaszcza ze szkoły prof. Ireny Sławińskiej i prof. Czesława Zgorzelskiego, wyniósł głęboką wrażliwość literacką i językową.

Kiedy w listopadzie zeszłego roku jechałem do Rzymu, Bronek, który już wtedy coraz ciężej chorował, poprosił, bym mu przywiózł od Ojca Świętego różaniec, bo swój poprzedni komuś oddał. Przywiozłem mu ten różaniec. Szczególna skromność i powściągliwość w zachowaniu i postępowaniu Bronka sprawiały, że nie było łatwo do głębi go poznać. Wydaje mi się, że znałem go dobrze. Ale pewnie zabrał z sobą jeszcze jakieś inne, piękne tajemnice swego charakteru i duchowego życia, których ukazanie uważałby za nietakt.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003