Potomkowie króla Artura

Kiedyś kamieniem milowym w walce Walijczyków o narodową tożsamość był przepis dopuszczający dwujęzyczne znaki drogowe. Dziś Walijczycy zastawiają się, czy będą musieli tworzyć własne państwo.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

To, co jeszcze niedawno wydawało się polityczną mrzonką, teraz staje się poważną opcją: Szkoci być może zdecydują się wkrótce na opuszczenie Wielkiej Brytanii i utworzenie własnego, osobnego państwa. Dyskusja, która toczy się na ten temat w Szkocji, nie dotyczy już wielkich idei, ale rzeczy praktycznych – jak np. prawa do złóż ropy na Morzu Północnym. I oczywiście terminu referendum niepodległościowego; mowa jest o roku 2014. Brytyjski premier dał do zrozumienia, że lepiej, by sprawa rozstrzygnęła się jak najszybciej.

Tymczasem rozwojowi wypadków na linii Londyn–Szkocja z niepokojem przyglądają się politycy z Walii i Irlandii Północnej. Jeśli bowiem Szkocja opuści Zjednoczone Królestwo, układ sił między czterema tworzącymi je narodami – czwarty to Anglicy – zostanie zachwiany. Czy tego chcą, czy nie, nad swoją przyszłością muszą zastanawiać się także Walijczycy.

Penrhyndeudraeth nie mówi po angielsku

W styczniowe popołudnie Bethan Jones i jej ojciec Noel nie mogli uwierzyć własnym oczom. Zaszokowało ich jednak nie to, że dostali mandat za brak opłaty parkingowej – choć suma była znaczna, ponad 60 funtów. Szok wywołał fakt, że mandat wystawiono po angielsku. Tymczasem rzecz działa się w Penrhyndeudraeth, walijskim miasteczku, gdzie niemal wszyscy na co dzień posługują się właśnie językiem walijskim.

Firma z Londynu, zajmująca się prowadzeniem tam parkingu, powinna się dobrze zastanowić, zanim zaczęła wydawać anglojęzyczne mandaty... W końcu to właśnie w Penrhyndeudraeth w ubiegłym roku doszło do sytuacji zupełnie niezabawnej, gdy poirytowany angielski najemca pubu – po bezskutecznych prośbach kierowanych do klientów, aby zamawiali po angielsku – w końcu sięgnął po broń, by ich do tego zmusić... Niemówiącego po walijsku desperata obezwładniła policja i nikomu nic się nie stało.

Ale, jak widać, mieszkańcy Penrhyndeudraeth są silnie przywiązani do prawa mówienia w macierzystym języku. Bethan Jones i jej ojciec stanowczo odmówili więc zapłacenia kary, argumentując, że zapłacą dopiero, gdy druk będzie po walijsku. „Strasznie się przejęłam, kiedy zobaczyłam, że mandat jest po angielsku. Moim pierwszym językiem jest walijski, to w nim mówię w domu. To nie jest fair” – skarżyła się dziewczyna brytyjskiemu dziennikowi „Daily Mail”.

Oburzył ją również fakt, że znaki informacyjne przy parkingu były tylko w języku angielskim. A to już sprawa poważniejsza: prawo o dwujęzycznych znakach drogowych było bowiem jednym z kamieni milowych w walce Walijczyków – potomków legendarnego króla Artura, bohatera jednej z najsłynniejszych legend średniowiecza – o zachowanie tożsamości narodowej.

Przymuszani do autonomii

„Witamy w Walii” – tablica informuje kierowców, że właśnie przekraczają granicę między Anglią a Walią. Odtąd wszystkie znaki drogowe będą w dwóch językach: angielskim i walijskim. I te informujące o nazwach miejscowości, i te wzywające do zdjęcia nogi z gazu: „Araf! Reduce Speed!”.

Po niezwykle krętych drogach, przecinających wrzosowiska i wijących się wzdłuż zatok, jechać się zresztą szybko nie da. Araf to jednak także słowo klucz, jeśli myśli się o walijskiej drodze do coraz większej politycznej autonomii.

Gdy w ubiegłym roku wielkie zwycięstwo w wyborach lokalnych odniosła Szkocka Partia Narodowa (SNP) – zdobyła większość mandatów w szkockim parlamencie – perspektywa suwerenności Szkocji stała się jak najbardziej realna. Podobnie jak referendum w tej sprawie. Na początku stycznia tego roku brytyjski premier David Cameron stwierdził, że głosowanie powinno zostać przeprowadzone w ciągu 18 miesięcy. Premier Szkocji Alex Salmond wolałby przeciągnąć sprawę do 2014 r. – tak aby Szkoci wyrazili swoją opinię na temat oderwania się od Wielkiej Brytanii w 700. rocznicę bitwy pod Bannockburn, w której szkoccy górale zmiażdżyli wojska angielskie...

O ile jednak Szkoci rozważają dziś na poważnie, czy oderwać się od Wielkiej Brytanii, Walijczycy są na innym etapie. Niedawno zastanawiali się, czy ich lokalny parlament, który powstał dopiero w 1999 r., powinien mieć prawo do bezpośredniego głosowania – bez zgody Londynu – aktów prawnych w określonych dziedzinach, np. dotyczących służby zdrowia czy edukacji. W ubiegłorocznym referendum 63 proc. Walijczyków odpowiedziało „tak”, ale wcześniej wynik wcale nie był oczywisty.

Wystarczy spojrzeć na historię poprzednich referendów. W 1979 r. Walijczycy zdecydowanie odrzucili pomysł stworzenia własnego parlamentu. Podczas kolejnego podejścia w 1997 r. propozycja taka została zaakceptowana, ale przeszła o włos: za stworzeniem walijskiego Zgromadzenia Narodowego opowiedziało się tylko 50,3 proc. Walijczyków.

Gdzie Szkocja, gdzie Walia

– Aby zrozumieć różnicę w podejściu Szkotów i Walijczyków do autonomii czy suwerenności, trzeba zdać sobie sprawę z różnych doświadczeń historycznych obu krajów – mówi „Tygodnikowi” prof. Roger Scully, dziekan wydziału politologii na walijskim Uniwersytecie w Aberystwyth. – Jeśli chodzi o Walię, to została ona zdobyta przez angielskie wojska około 800 lat temu. Te wszystkie piękne zamki, które można podziwiać w Walii, zostały zbudowane po to, aby Walijczyków kontrolować. A potem nastąpiło wcielenie Walii w angielską strukturę prawną.

– Natomiast Szkocja, choć okupowana przez angielskie wojska, przez kilkaset lat była uznawana za osobne państwo – mówi Scully. – Wejście Szkocji w skład monarchii zostało zaaprobowane przez dwa parlamenty. Co więcej, Szkocja utrzymała odrębny system prawny. W efekcie tam zawsze mówiono o politycznej autonomii. W Walii zaś – o utrzymaniu kulturowej odrębności.

Taką odrębność udało się Walijczykom zachować – i to lepiej niż Szkotom. Nie trzeba jechać do Walii, by zobaczyć, że język walijski > ma się znakomicie. Rzut oka na statystyki: walijskim mówi ponad 21 proc. Walijczyków (a w takich miejscach jak Penrhyndeudraeth – prawie 80 proc.), podczas gdy jako taką znajomość gaeliku wykazuje jedynie... 1,2 proc. Szkotów. Przy każdym kolejnym badaniu wskaźniki te u Walijczyków idą w górę, a u Szkotów – w dół.

Historia Uniwersytetu w Aberystwyth to przykład walki Walijczyków o zachowanie tożsamości. Idea jego stworzenia zrodziła się w głowie Hugh Owena, Walijczyka, który osiadł w Londynie, ale nie zapomniał o korzeniach. Pod koniec XIX w. udało mu się zdobyć fundusze na zorganizowanie uczelni. Pomogła mu porażka innego biznesmena, Thomasa Savina, który wymarzył sobie, że po doprowadzeniu kolei do przepięknego nadmorskiego miasteczka Aberystwyth zjadą tam tysiące turystów. Zbudował więc przy promenadzie gigantyczny hotel, który jednak nie zapełnił się gośćmi. Savin zbankrutował i sprzedał budynek Owenowi za nędznych 10 tys. funtów. Ten zaś ściągnął trzech wykładowców i garstkę studentów...

Ale sukces był zasługą nie tyle kilku prywatnych darczyńców, ile zwykłych Walijczyków: zrzucali się na utrzymanie uczelni, która stała się ich dumą. Wkrótce powstał tu wydział filologii walijskiej. Teraz wydziały dawno wyprowadziły się z budynku na promenadzie do nowoczesnego kampusu, na wzgórzu nad miastem.

Czas przebudzenia

Z kawiarni w Centrum Sztuki – jednym z budynków kampusu – widać morze, ale nie słychać pohukiwania wiatru, który wypełnia uliczki w dole miasta.

Dr Hew Lewis biegle mówi po walijsku i wykłada w tym języku. – Do XIX wieku większość ludzi w Walii mówiła po walijsku – opowiada. Zaczęło się to zmieniać wraz z rewolucją przemysłową, gdy Walijczycy zaczęli emigrować. Angielski był postrzegany jako język awansu społecznego, a walijski zaczął zanikać. Zwrot nastąpił dopiero w latach 60. XX wieku. To był czas, gdy język stał się sprawą polityczną.

Walka o zachowanie języka oparła się na konkretnych sprawach: powstało Walijskie Towarzystwo Językowe, ogłaszano też akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa, polegające na niepłaceniu podatków, jeśli rozliczenie było po angielsku. W latach 70. słynna stała się kampania na rzecz wprowadzenia znaków drogowych po walijsku. – Najważniejsze, że wtedy uwierzono, iż utrata języka nie jest nieunikniona, że można z tym walczyć – mówi Lewis.

Jak zmieniało się nastawienie Walijczyków, widać w różnicach między pokoleniami. Często jest tak, że dziadkowie mówią po walijsku, rodzice nie, ale wnuki już tak. I to chyba najbardziej znaczący trend: walijskim posługuje się coraz więcej młodych ludzi.

Język serca

Po walijsku wychodzi dziś tygodnik, jest kilka walijskich kanałów TV, walijski jest używany podczas obrad Zgromadzenia Narodowego. Jedna czwarta dzieci uczy się wszystkich przedmiotów w szkole po walijsku, a we wszystkich szkołach jest to jeden z przedmiotów obowiązkowych dla uczniów do 16. roku życia.

Od 1993 r., gdy przegłosowano tzw. Ustawę o Języku Walijskim, instytucje publiczne muszą na równi traktować walijski i angielski. – Ale prawdziwym wyzwaniem jest stworzenie takiej atmosfery dla języka, by ludzie chcieli się nim posługiwać na co dzień. Rząd może stworzyć odpowiedni kontekst, lecz decyzja zawsze będzie należeć do ludzi – kwituje Lewis.

– Sercem i duszą jestem Walijczykiem, nawet jeśli nie mówię już po walijsku. Choć rozumiem wszystko, bez trudu mogę oglądać telewizję. Ale powiedzieć potrafię tylko podstawowe zdania – opowiada Steve, projektant, który od ponad 25 lat mieszka w Londynie.

Po walijsku nie mówi także jego brat Robert, który w Walii pozostał i mieszka w Cardiff, największym mieście Walii. – W domu rodzice mówili trochę po angielsku, a trochę po walijsku. Teraz też tak jest, że na ulicy słyszy się oba języki – opowiada.

Obaj braci wspominają, że znajomość walijskiego zaczęli tracić w szkole. – W latach 60. w szkołach podstawowych językiem podstawowym zaczął być angielski, więc i my jako uczniowie zaczęliśmy mówić więcej po angielsku niż walijsku – mówi Steve. – Teraz w szkołach jest już inaczej, lepiej.

Jeśli Szkocja ogłosi niepodległość...

Walijczykom na razie nie przeszkadza, że ich kraj jest częścią Wielkiej Brytanii. Oni sami najczęściej deklarują się jako Walijczycy i Brytyjczycy. Całkiem inaczej niż Szkoci, którzy są Szkotami i kropka. – W Szkocji załamanie poczucia brytyjskości nastąpiło w ciągu ostatnich 30–40 lat. Wielu Walijczyków nie widzi natomiast nic złego w poczuciu bycia Brytyjczykiem. To nie wyklucza się u nich z walijską tożsamością – mówi prof. Scully.

– Jestem Walijczykiem i Brytyjczykiem – tłumaczy Robert.

– W Wielkiej Brytanii jestem Walijczykiem, a za granicą jestem Brytyjczykiem – wyznaje Steve. – Ale gdybym w paszporcie w rubryce narodowość mógł wpisać walijska, tak bym zrobił.

Takiego radykalizmu jak w Szkocji nie ma też wśród walijskich polityków. Jednym z powodów może być sytuacja ekonomiczna: Szkocja ma szanse na niezależność gospodarczą jako osobne państwo, dla Walii byłoby to trudniejsze.

Walijczykom pozostaje jeszcze do załatwienia kilka tzw. porządkujących ustaw po ostatnim referendum. Być może zacznie się też mówić o sprawach, które nadal pozostają w rękach Londynu – jak jurysdykcja i policja.

– Nie sądzę, aby działo się coś więcej. Chyba że Szkocja ogłosi niepodległość. To zmieni absolutnie wszystko i zmusi Walijczyków do debaty o ich miejscu w brytyjskim państwie – prognozuje prof. Scully.

Jeśli jednak Szkoci nie podejmą radykalnych decyzji, Walijczycy nadal będą powoli rozszerzać swoją autonomię. Araf. Być może w Walii inaczej się nie da.

WALIJSKIE LOSY

Około 1000 roku p.n.e. – w Walii zamieszkują Celtowie.

48 rok n.e. – na walijskich granicach pojawiają się Rzymianie; w tym czasie mieszkańcy Walii mówią celtyckim językiem brytańskim, który z czasem przekształci się w walijski.

550 r. – walki z Saksonami; nie wiadomo, czy to wtedy pojawił się król Artur, ale jego postać po raz pierwszy jest wspomniana w walijskiej poezji w 594 r.

1066 r. – najazd Normanów na Anglię; Walia stawia opór, Normanów udaje się wyprzeć z części Walii.

1176 r. – na zamku Cardigan lord Rhys zwołuje spotkanie poetów i muzyków z całej Walii; uważa się, że był to pierwszy Eisteddfod: festiwal muzyki i poezji, który organizowany jest do dziś.

1283 r. – wybucha kolejna wojna z królem Anglii Edwardem I (pamiętamy go z filmu „Braveheart”); Edward topi Walię we krwi i nakazuje budowę zamków, które mają kontrolować terytorium; obecnie jest ich w Walii 600.

1284 r. – wydano Statut z Rhuddlan, który ogłaszał przyłączenie Walii do Korony Angielskiej; kończy to podbój Walii.

1400 r. – Owain Glyndŵr jednoczy Walijczyków i zaczyna przeciw królowi Henrykowi IV powstanie, którego celem jest niepodległość Walii.

1404 r. – Glyndŵr zdobywa zamki Harlech i Aberystwyth, zwołuje posiedzenie parlamentu w Machynlleth i ogłasza się Księciem Walii; był ostatnim Walijczykiem, który nosił ten tytuł.

1412 r. – Glyndŵr znika po jednej z potyczek (nie wiadomo, co się z nim stało). Uważany jest za ojca walijskiej tożsamości narodowej i – obok króla Artura – za jedną z najważniejszych postaci w historii kraju.

1536 r. – unia między Anglią a Walią; w Walii obowiązuje angielskie prawo.

1801 r. – pierwszy spis ludności wykazuje, że w Walii żyje 587 tys. ludzi. Dziś liczba wszystkich mieszkańców Walii (nie tylko tych przyznających się do bycia Walijczykami) sięga trzech milionów.

1839 r. – w Cardiff powstaje port towarowy, skąd eksportowany jest węgiel. Cardiff staje się największym miastem w Walii.

1885 r. – Dan Isaac Davies zakłada pierwsze towarzystwo języka walijskiego, które ma chronić ten jeden z najstarszych języków w Europie.

1935 r. – BBC transmituje pierwszy program radiowy po walijsku.

1997 r. – w referendum Walijczycy opowiadają się za stworzeniem Narodowego Zgromadzenia Walii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012